Byłam naprawdę szczęśliwa, kiedy moja córka wychodziła za mąż. Bardzo polubiłam zięcia. Ale teściowa od razu stwierdziła, iż robienie wesela to wyrzucanie pieniędzy w błoto, więc oni nie dołożą ani grosza. Pokłóciliśmy się wtedy z przyszłymi „swatami”, ale wesele odbyło się – oczywiście za nasze pieniądze. Córka poszła mieszkać do męża

przytulnosc.pl 2 dni temu

Nie było jej tam łatwo. Dlatego razem z mężem sprzedaliśmy nasz domek pod miastem, zadłużyliśmy się i ja poszłam osobiście do teściowej córki. Dziś minęło siedem lat i żałuję tej decyzji.

Jako matka wiem, iż serce zawsze bije dla dziecka. Każda mama wierzy, iż jej dziecko będzie szczęśliwe w małżeństwie. Ja nigdy nie sprzeciwiałam się wyborowi córki – zięć wydawał się w porządku. Ale od pierwszego spotkania z jego matką pojawiły się napięcia. Poznałyśmy się tuż przed ślubem i ona od razu powiedziała, iż wesela nie robią, bo „nie mają pieniędzy i to strata czasu”. A ja wiedziałam, jak ważne to dla mojej córki – biała suknia była jej marzeniem od dziecka.

Ślub się odbył, choć atmosfera między rodzinami była napięta. Potem pojawiło się pytanie: gdzie młodzi będą mieszkać? My mieliśmy dom na przedmieściach, ale oni chcieli być bliżej miasta – praca, znajomi, całe życie toczyło się w centrum. Na początku córka przeprowadziła się do męża i jego rodziców. gwałtownie zaczęła narzekać – teściowa nie dawała jej żyć, wszędzie musiała rządzić i wszystko kontrolować.

Kiedy pojawiło się dziecko, było jeszcze trudniej. Córka z wnuczką mieszkała przez cały czas z teściową, a my nie mogliśmy jej zabrać do siebie, bo mieliśmy tylko jednopokojowe mieszkanie. Postanowiliśmy sprzedać nasz domek i kupić im coś w mieście. Poszłam do teściowej, by zaproponować, żebyśmy kupili mieszkanie wspólnie. Usłyszałam, iż „oni mają gdzie mieszkać, a jak córka chce, to niech siedzi z nimi, bo przecież nikt jej nie wyrzuca”. Byłam oburzona.

Zadłużyliśmy się więc sami. Wzięliśmy kredyty i kupiliśmy im mieszkanie – stare, wymagające remontu, ale własne. Córka z zięciem mieszkali tam razem siedem lat. Niestety, ich małżeństwo rozpadło się. Ostatni rok był koszmarem – ciągłe kłótnie, zero zgody.

Największy cios przyszedł podczas rozwodu: zięć zażądał podziału majątku, w tym mieszkania, które kupiliśmy dla córki. Tłumaczył to tym, iż przez siedem lat opłacał rachunki, więc ma do niego prawo.

Nie mogę się z tym pogodzić. Nigdy nie spodziewałam się czegoś takiego po człowieku, którego uważałam za uczciwego. A moja córka? Załamana, nie chce walczyć w sądzie, twierdzi, iż nie ma sensu. Jest rozczarowana życiem i nie ma już siły.

A ja zastanawiam się dniami i nocami – jak przekonać córkę, iż trzeba walczyć? Jak zatrzymać w rodzinie to, co do niej należy, a nie do byłego męża? Szukam rozwiązania, ale na razie nie widzę wyjścia.

Idź do oryginalnego materiału