Cena mojego imienia: ukrywana przede mną prawda przez dwadzieścia lat

twojacena.pl 2 dni temu

Cena mojego imienia: prawda, którą przede mną ukrywano przez dwadzieścia lat

Zawsze nosiłam nazwisko matki — Nowak. Z ojcem nie utrzymywałam kontaktu, a choćby go nie pamiętałam. Mama mówiła, iż nas zostawił, gdy miałam niespełna dwa lata, i od tamtej pory o nim nie słyszałyśmy. Długo nie pytałam. Uważałam, iż tak właśnie powinno być. Jest mama, jest babcia, jestem ja — i to wystarczy.

Ale kiedy skończyłam dwadzieścia lat, wszystko się zmieniło. Dostałam pracę w archiwum miejskiego urzędu. Nudna, papierkowa robota, ale blisko domu i ze stałymi godzinami. Po miesiącu szefowa zleciła mi uporządkowanie starych teczek w odległej szafie. Tam, między aktami, zaświadczeniami i wyciągami, natknęłam się na znajomą okładkę. Mój akt urodzenia.

— Dziwne — pomyślałam. — Skąd to się tu wzięło?

Otworzyłam dokument i zastygłam. W rubryce „ojciec” widniało imię: Krzysztof Igor Wolski. Nie Nowak. I nie puste pole. A przecież mama twierdziła, iż ojciec nigdy mnie nie uznał. Że uciekł, iż nie zostawił choćby słowa. A tu — oficjalny zapis.

Cały dzień nie mogłam dojść do siebie. Siedziałam, wpatrując się w ten papier, jak w okno do innej rzeczywistości. Wieczorem poszłam do mamy. Prasowała ubrania i oglądała serial.

— Mamo… kim jest Krzysztof Wolski?

Ręka z żelazkiem zastygła w powietrzu. Powoli odłożyła je na podstawkę i usiadła.

— Gdzie usłyszałaś to nazwisko?

— W dokumentach. W archiwum. Znalazłam swój akt urodzenia. On jest wpisany jako mój ojciec. Mówiłaś, iż nas zostawił… ale jeżeli mnie uznał…

Mama spuściła wzrok.

— Przepraszam, skłamałam. Bałam się. Nie chciałam, żebyś znała prawdę.

I opowiedziała mi wszystko. Bez ukrywania.

Krzysiek był jej pierwszą i jedyną miłością. Poznali się w technikum, byli nierozłączni, marzyli o wspólnym życiu. Gdy mama zaszła w ciążę, Krzysiek od razu się oświadczył. Ale jego rodzice byli kategorycznie przeciw. Uważali mamę za niegodną: bez pieniędzy, bez statusu, z prostej robotniczej rodziny. Próbował walczyć o ich miłość, ale matka zagroziła wydziedziczeniem i wyrzuciła go z domu.

Pobrali się. Mama była w piątym miesiącu. Wynajmowali pokój, liczyli każdy grosz. Potem Krzyśka powołano do wojska. Pisał listy, dzwonił, prosił, żeby na niego czekała. Ale po dwóch miesiącach kontakt się urwał. Mama pojechała do jego miasta — a tam powiedziano jej, iż on… ożenił się. Z inną. I iż ona też jest w ciąży.

Mama zemdlała wtedy w urzędzie stanu cywilnego. Wsiadła w pociąg i nigdy więcej nie wróciła do tamtej dzielnicy. Urodziła mnie, dała mi swoje nazwisko. Ale Krzysiek, jak się okazało, rozwiódł się po roku. I przyjechał. Przywiózł cukierki, prezenty, pieniądze. Chciał być ojcem. Mama go wyrzuciła. A on, mając już wpływy i status, sam dopilnował, by jego nazwisko znalazło się w moim akcie urodzenia.

Potem przyjeżdżał jeszcze dwa razy. Ale mama nie wybaczyła. I nigdy mi o nim nie mówiła.

Milczałam długo. W piersi wszystko we mnie kipiało. Ale już następnego dnia pojechałam. W dokumentach była jego adnotacja z adresem.

Mieszkał w domku na obrzeżach miasta, dwadzieścia kilometrów stąd. Długo stałam przed bramą. W końcu zadzwoniłam.

Otworzyła kobieta. Moja macocha. Nie zdziwiła się.

— Jesteś Ania? On czeka na ciebie od wielu lat. Wejdź.

W salonie siedział mężczyzna z siwizną we włosach i błękitnymi, boleśnie znajomymi oczami.

— Witaj, córeczko…

Płakałam. On też. Potem długo opowiadał wszystko, czego nie wiedziałam. Jak szukał, jak czekał, jak pisał listy, które mama odsyłała. Jak chciał przyjść do szkoły, ale nie śmiał. Jak cieszył się, gdy dowiedział się, iż mieszkam w mieście — ale nie miał prawa burzyć mi życia.

Teraz utrzymujemy kontakt. I już nie jestem Ania Nowak — jestem Ania Wolska. Bo w mojej duszy wreszcie znalazło się miejsce na prawdę. I na ojca.

Prawda może boleć, ale tylko ona daje nam wolność.

Idź do oryginalnego materiału