Cena zdrady: jak jedna kobieta straciła wszystko, ale odnalazła sens życia

polregion.pl 4 dni temu

Cena zdrady: jak jedna kobieta straciła wszystko, ale odnalazła sens życia

Joanna wróciła do domu wcześniej niż zwykle – koleżanka z pracy poprosiła o zamianę dyżurów. Kobieta cicho weszła do mieszkania, położyła klucze na komodzie i udała się do kuchni. W zlewie – sterta brudnych naczyń, na stole – okruszki. Ogarnęło ją nieprzyjemne uczucie – ani mąż, ani synowa nie raczyli posprzątać. Nie mówiąc ani słowa, umyła wszystko, uporządkowała przestrzeń i skierowała się do sypialni. Po drodze zajrzała do pokoju Agnieszki – dziewczyny nie było. Joanna zmarszczyła brwi, ale nie przywiązała do tego wagi. Gdy jednak weszła do swojej sypialni, zastygła jak rażona prądem – na jej łóżku leżała Agnieszka i… TOMASZ. Przytuleni. Półnadzy. I to mimo jej ciąży.

A przecież wszystko zaczęło się od miłości. Mateuszowi wydawało się, iż chodzi po chmurach, gdy szedł do Agnieszki. Tak, była lekkomyślna, zbyt swobodna w zachowaniu, ale zrzucał to na karb wieku – miała przecież tylko dwadzieścia lat. Sam był od niej dwa lata starszy, wychowany surowo, ale z miłością – matka, Joanna Kowalska, znana położna, wychowała go sama. Włożyła w niego wszystko: duszę, moralność, dobroć.

Gdy Agnieszka oznajmiła, iż jest w ciąży, Mateusz się nie przestraszył – zaproponował małżeństwo i wspólne wychowanie dziecka. Ale Agnieszka tylko się uśmiechnęła: „Nie, do USC nie pójdę. Ale pieniądze mi się przydadzą. Trzeba jakoś rozwiązać ten problem.” Mateusz osłupiał, ale nie poddał się od razu. Przekonał ją: niech urodzi, a dziecko odda jemu – on je sam wychowa. Dziewczyna, po namyśle, zgodziła się. Pobrali się cicho. Zamieszkali u Mateusza z matką i ojczymem, Tomaszem. Ale po kilku miesiącach Mateusza zabrakło – wypadek w drodze z pracy. Joanna o mało nie oszalała z rozpaczy. Syna już nie było. Pozostała tylko nadzieja – jego dziecko pod sercem Agnieszki.

Ale Agnieszka nie przeżywała żałoby. Patrzyła na Joannę jak na źródło korzyści. Mieszkała w jej domu, jadła z jej rąk, leżała w osobnym pokoju, nic nie robiąc. Tomasz początkowo wściekał się: „Nie chcę widzieć tej przybłędy.” Ale niedługo gniew zamienił na… dziwne zainteresowanie. Jego spojrzenia na Agnieszkę stawały się coraz bardziej natarczywe. Joanna to zauważyła. Ale odpędzała te myśli. Aż do tego wieczoru…

Gdy zobaczyła ich razem w swoim łóżku – wszystko się zawaliło. Spokojnie, niemal lodowatym tonem kazała Tomaszowi wyjść. Nie protestował. W dziesięć minut już go nie było. Agnieszka w milczeniu wróciła do swojego pokoju. Joanna została sama w sypialni, siedziała na krawędzi łóżka i ściskała głowę w dłoniach. Wyrzucić Agnieszkę? Nie. Potrzebowała wnuka. Dla niego zniesie wszystko.

Rano powiedziała: „Mieszkaj tu do porodu. Potem możesz iść do diabła. Nie chcę cię widzieć ani słyszeć.” Agnieszka choćby nie zaprotestowała – było jej wszystko jedno. Liczyło się tylko przetrwać do końca i wyciągnąć korzyść.

Poród był ciężki. Ale chłopiec urodził się zdrowy. Silny. Joanna płakała ze szczęścia. A Agnieszka… podpisała formalną rezygnację i wyszła. Bez pocałunku, bez spojrzenia. Po prostu zniknęła.

Joanna nazwała malca Jakubem. Adoptowała go. Na początku było trudno – wiek, samotność, ból. Ale stał się jej powietrzem. Sensem. Życiem. Zamiast syna, którego straciła, los dał jej jeszcze jedną szansę.

Agnieszka wyjechała w nieznanym kierunku. Tomasz przysłał papiery rozwodowe. Joanna podpisała je bez drżenia. Nie wspominała ani jego, ani tej, która zniszczyła jej dom. Teraz miała Jakuba. I dla niego będzie żyć.

Idź do oryginalnego materiału