Cena zdrady: jak kobieta straciła wszystko, by odnaleźć sens życia

polregion.pl 1 tydzień temu

Cena zdrady: jak jedna kobieta straciła wszystko, ale odnalazła sens życia

Halina wróciła do domu wcześniej niż zwykle – koleżanka z pracy poprosiła o zamianę dyżurów. Weszła cicho do mieszkania, położyła klucze na komodzie i skierowała się do kuchni. W zlewie sterta brudnych naczyń, na stole – okruchy. Ogarnęło ją przykre uczucie – ani mąż, ani synowa nie raczyli posprzątać. Nie mówiąc słowa, umyła naczynia, uporządkowała wszystko i poszła do sypialni. Po drodze zajrzała do pokoju Kingi – dziewczyny nie było. Halina zmarszczyła brwi, ale nie przywiązała do tego wagi. Gdy jednak weszła do swojej sypialni, zastygła jak rażona prądem – na jej łóżku leżeli Kinga i… TOMASZ. Przytuleni. Półnadzy. I to pomimo jej ciąży.

A przecież wszystko zaczęło się od miłości. Marek czuł, iż unosi się w powietrzu, gdy szedł do Kingi. Tak, była lekkomyślna, zbyt swobodna w zachowaniu, ale tłumaczył to jej młodością – miała zaledwie dwadzieścia lat. Sam był starszy o dwa lata, wychowany surowo, ale z miłością – matka, Halina Kowalska, znana położna, wychowała go sama. Włożyła w niego wszystko: duszę, moralność, dobroć.

Gdy Kinga oznajmiła, iż jest w ciąży, Marek nie spanikował – zaproponował małżeństwo i wspólne wychowanie dziecka. ale Kinga tylko się zaśmiała: „Nie, do urzędu nie pójdę. Ale pieniądze mi się przydadzą. Trzeba coś z tym zrobić.” Marek osłupiał, ale nie poddał się od razu. Przekonał ją: niech urodzi, a dziecko oddadzą jemu – on je wychowa. Po namyśle dziewczyna się zgodziła. Pobrali się skromnie. Mieszkali u Marka z matką i ojczymem Tomaszem. ale po kilku miesiącach Marka zabrakło – zginął w wypadku wracając z pracy. Halina niemal oszalała z rozpaczy. Syna już nie było. Pozostała tylko nadzieja – jego dziecko, które Kinga nosiła pod sercem.

Ale Kinga nie żałowała. Patrzyła na Halinę jak na źródło korzyści. Mieszkała w jej domu, jadła z jej rąk, leżała w osobnym pokoju, nic nie robiąc. Tomasz początkowo się wściekał: „Nie chcę widzieć tej przybłędy.” Ale niedługo gniew zamienił w… dziwną fascynację. Jego spojrzenia na ciężarną Kingę stawały się coraz bardziej natarczywe. Halina to zauważyła. ale odpędzała od siebie myśli. Aż do tamtego wieczoru…

Gdy zobaczyła ich razem w swoim łóżku – wszystko runęło. Spokojnie, lodowatym tonem kazała Tomaszowi wyjść. Nie sprzeciwił się. W dziesięć minut już go nie było. Kinga w milczeniu wróciła do swojego pokoju. Halina została sama, siedziała na brzegu łóżka, ściskając głowę w dłoniach. Wyrzucić Kingę? Nie. Potrzebowała wnuka. Dla niego zniesie wszystko.

Rano powiedziała: „Mieszkaj tu do porodu. Potem – idź, gdzie oczy poniosą. Nie chcę cię widzieć ani słyszeć.” Kinga choćby nie protestowała – było jej wszystko jedno. Liczyło się tylko przeczekanie i osiągnięcie własnych korzyści.

Poród był ciężki. Ale chłopiec urodził się zdrowy. Silny. Halina płakała ze szczęścia. A Kinga… podpisała dokumenty o zrzeczeniu się praw i wyszła. Bez pocałunku, bez spojrzenia. Po prostu zniknęła.

Halina nazwała chłopca Kacprem. Adoptowała go. Na początku bała się – wiek, samotność, ból. Ale on stał się jej powietrzem. Sensem. Życiem. Zamiast syna, którego straciła, los dał jej drugą szansę.

Kinga wyjechała w nieznanym kierunku. Tomasz przysłał papiery rozwodowe. Halina podpisała je bez drżenia ręki. Nie wspominała już ani jego, ani tej, która zburzyła jej dom. Teraz miała Kacpra. I dla niego miała żyć.

Idź do oryginalnego materiału