Cena zdrady: Jak pewna kobieta utraciła wszystko, a zyskała sens życia

twojacena.pl 1 dzień temu

Cena zdrady: jak jedna kobieta straciła wszystko, ale odnalazła sens życia

Ewa wróciła do domu wcześniej niż zwykle — koleżanka z pracy poprosiła o zamianę dyżurów. Kobieta cicho weszła do mieszkania, położyła klucze na komodzie i udała się do kuchni. W zlewie — sterta brudnych naczyń, na stole — okruchy. Nieprzyjemne uczucie ogarnęło ją — ani mąż, ani synowa nie raczyli posprzątać. Nie mówiąc ani słowa, umyła wszystko, uporządkowała pokój i poszła do sypialni. Po drodze zajrzała do pokoju Kasi — dziewczyny nie było. Ewa zmarszczyła brwi, ale nie przywiązała do tego wagi. Gdy jednak weszła do swojej sypialni, zastygła jak rażona prądem — na jej łóżku leżała Kasia i… JAN. Przytuleni. Półnadzy. A przecież dziewczyna była w ciąży.

A wszystko zaczęło się od miłości. Wojtkowi wydawało się, iż chodzi po niebie, gdy szedł do Kasi. Tak, była lekkomyślna, zbyt swobodna, ale zrzucał to na karb młodości — miała przecież zaledwie dwadzieścia lat. Sam był od niej dwa lata starszy, wychowany surowo, ale z miłością — matka, Ewa Janicka, znana położna, sama go wychowała. Włożyła w niego wszystko: duszę, moralność, dobroć.

Gdy Kasia oznajmiła, iż jest w ciąży, Wojtek się nie przestraszył — zaproponował ślub i wspólne wychowanie dziecka. ale dziewczyna tylko się zaśmiała: „Nie, do urzędu nie pójdę. Ale pieniądze mi się należą. Trzeba to jakoś rozwiązać”. Wojtek oniemiał, ale nie poddał się od razu. Przekonywał: niech urodzi, a on sam zajmie się dzieckiem. Kasia, po namyśle, zgodziła się. Pobrali się skromnie. Mieszkali u Wojtka z matką i ojczymem Janem. ale po kilku miesiącach Wojtka zabrakło — wypadek w drodze z pracy. Ewa niemal oszalała z rozpaczy. Jej syn odszedł. Pozostała jedyna nadzieja — jego dziecko, które nosiła Kasia.

Ale Kasia nie smuciła się. Patrzyła na Ewę jak na źródło korzyści. Żyła w jej domu, jadła z jej rąk, leżała w swoim pokoju, nie robiąc nic. Jan początkowo się wściekał: „Nie chcę widzieć tej przybłędy”. ale niedługo gniew zamienił na… dziwną uwagę. Jego spojrzenie na ciężarną Kasię stawało się coraz bardziej natarczywe. Ewa to zauważyła. Ale odpędzała od siebie myśli. Aż do tamtego wieczoru…

Gdy zobaczyła ich razem w swoim łóżku — wszystko runęło. Spokojnie, lodowatym głosem kazała Janowi wyjść. Nie sprzeciwił się. W dziesięć minut już go nie było. Kasia w milczeniu wróciła do swojego pokoju. Ewa została sama, siedziała na krawędzi łóżka i ściskała głowę w dłoniach. Wyrzucić Kasię? Nie. Potrzebowała wnuka. Dla niego zniesie wszystko.

Nazajutrz powiedziała: „Możesz tu zostać do porodu. Potem — choćbyś się pod ziemię zapadła. Nie chcę cię więcej widzieć”. Kasia choćby nie zaprotestowała — było jej wszystko jedno. Liczyło się tylko donoszenie ciąży i osiągnięcie korzyści.

Poród był trudny. Ale chłopiec przyszedł na świat. Zdrowy. Silny. Ewa płakała ze szczęścia. A Kasia… podpisała dokumenty o zrzeczeniu się praw i wyszła. Bez pożegnania, bez spojrzenia. Po prostu zniknęła.

Ewa nazwała chłopca Maciejem. Została jego prawną opiekunką. Z początku było trudno — wiek, samotność, ból. Ale stał się jej powietrzem. Sensem. Życiem. W zamian za syna, którego straciła, los dał jej drugą szansę.

Kasia wyjechała w nieznanym kierunku. Jan przysłał papiery rozwodowe. Ewa podpisała je bez drgnienia ręki. Nie wspominała już ani jego, ani tej, która zniszczyła jej dom. Teraz miała Macieja. I dla niego będzie żyć.

Idź do oryginalnego materiału