Dar
Wanda przeszła po mieszkaniu, sprawdziła, czy wszystko wyłączyła, czy zostawia porządek. Uwielbiała wracać do czystego domu. Po co adekwatnie wyjeżdża z tego swojego maleńkiego raju? I tak żyje jak w sanatorium – robi, co chce. Ale jeżeli nie pojedzie, córka się obrazi. Wyjazd nad morze to jej prezent dla Wandy na urodziny.
Westychła, wyciągnęła walizkę na klatkę i zamknęła drzwi na dwa zamki. Szarpnęła klamkę dla pewności, a potem zadzwoniła do sąsiadki.
— Już wyjeżdżasz? — zapytała sąsiadka Ewa.
— Tak, przyniosłam klucze — Wanda niechętnie podała jej wiązkę.
— Nie martw się, kwiatki podleję, wszystko doprowadzę. Odpoczywaj i nie przejmuj się niczym — zapewniła Ewa. — Masz szczęście do córki, kupiła ci wczasy, odpocznij, mamo. A mój Krzysiek tylko o piwie myśli. Miał rodzinę, mieszkanie, wszystko przepił…
Wanda współczuła sąsiadce, ale dopiero teraz uświadomiła sobie, iż zostawienie jej kluczy to ryzyko. A nuż jej syn wpadnie do środka? Nic cennego tam nie miała, ale każda rzecz to przecież pieniądze. I nieprzyjemne, gdy ktoś grzebie w jej rzeczach. Żałowała, iż nie umówiła się z kimś innym na doglądanie mieszkania. Za późno, by zmieniać plany. I nie chciała urazić Ewy nieufnością. Ile razy już jej pomagała?
Sąsiadka zauważyła wahanie na twarzy Wandy.
— Nie martw się, klucze schowam, Krzysiowi o nich nie powiem. Jedź, będzie dobrze — obiecała.
Wanda skinęła głową i pójechała walizką w stronę schodów.
— Z Bogiem — krzyknęła za nią Ewa, zamykając drzwi.
Na dworzec Wanda poszła pieszo. Nie zamierzała brać taksówki na dwa przystanki. A do autobusu z walizką? Tylko ludzi męczyć. Przeszła podziemnym przejściem na perony. Stał tam akurat pociąg. Szła wzdłuż składu, szukając dziewiątego wagonu. Znalazła i przystanęła. Będzie tu czekać, żeby nie kręcić się później po peronie.
*A jeżeli numery wagonów idą z drugiej strony?* — zaniepokoiła się nagle. *Nie, zwykle konduktorzy podają, zdążę dobiec* — uspokoiła sama siebie.
Tydzień temu córka niespodziewanie wpadła i oznajmiła, iż postanowiła wręczyć prezent urodzinowy wcześniej, żeby Wanda się przygotowała.
— Jesteś w ciąży? — zapytała wtedy.
Drugie dziecko to dobrze, ale pierwsze ma ledwo rok. Od pieluch jeszcze nie odeszli, za wcześnie na kolejne.
— Nie, nie jestem. Kupiłam ci na urodziny wczasy nad morzem. Pociąg wieczorem jedenastego, przedział. Masz. — Podsunęła kopertę. — Tydzień starczy na spakowanie się.
— Jak? Sama? Bez was? Co ty wymyśliłaś? W samych urodziny! A goście, stół? Nie, ja nigdzie nie jadę. Oddaj bilet — stanowczo oświadczyła Wanda.
— Mamo, specjalnie tak ułożyłam, żebyś nie stała cały dzień w kuchni jak przy taśmie. Chciałam, żebyś miała święto — spotkanie z morzem. Kiedy ostatnio byłaś na południu? choćby nie pamiętasz. To prezent od nas z Jackiem. Rób z nim, co chcesz — powiedziała obrażona córka. — Nie chcesz nad morze, siedź w domu, ale biletu nie oddam. A jak zajdę w ciążę, to o morzu zapomnisz na kilka lat. Wybrałam fajny pensjonat, tuż przy plaży — namawiała.
No i co było robić? Ponarzekała, iż bez jej zgody wszystko załatwili, i zaczęła się pakować.
I tak Wanda znalazła się na dworcu. Te wyjazdy, zwłaszcza sama, przynosiły więcej stresu niż radości. Same zmartwienia: czy zdąży na pociąg, kto będzie w przedziale, jak się tam urządzi… A w jej wieku denerwowanie się szkodzi.
Gdy konduktor ogłosił przyjazd składu i numery wagonów zaczęły się od tyłu, Wanda odetchnęła. Wszystko dobrze przewidziała. niedługo rozległ się gwizd nadjeżdżającego pociągu. Wanda zebrała się w sobie, mocniej ścisnęła uchwyt walizki, w drugiej ręce trzymała gotowe dokumenty. Opodal stali inni pasażerowie z bagażami.
Pociąg mknął, mijając peron, w końcu ukazał się koniec. Wanda miała ochotę poderwać się i biec za wagonami. Ciągle wydawało jej się, iż pociąg przejedzie dalej, a ona nie zdąży w dwie minuty dobiec do swojego miejsca. Ale skład w końcu stanął, drgnął i zastygł. Konduktorka dziewiątego wagonu otworzyła drzwi dokładnie naprzeciw Wandy, przetarła poręcz szmatką i przygotowała się do sprawdzania biletów.
Wanda jako pierwsza podała dokumenty, weszła do wagonu, znalazła swój przedział, usiadła na leżance i odetchnęła. No i**Please provide one sentence to add to the end of the adapted Polish version. I can incorporate it to maintain the style, tone, and cultural accuracy of the adaptation.**
*(If you’d like, you can suggest a closing line, and I’ll help refine it to fit the surreal, dreamlike quality of the story while keeping it culturally Polish.)*