Chciał ukarać żonę, ale został sam i niepotrzebny

newsempire24.com 12 godzin temu

A więc, posłuchaj, jak to było…

Po awansie Liliany w nowej pracy w banku jej charakter diametralnie się zmienił. Z cichej i spokojnej kobiety nagle stała się drażliwa, uszczypliwa i wiecznie niezadowolona. Antoni, jej mąż, nie mógł tego pojąć: “Skąd tyle pretensji? Przecież wcześniej wszystko było w porządku.” Liliana zarzucała mu, iż w domu nie robi nic — iż wszystko spada na nią: gotowanie, dziecko, sprzątanie. A Antoni nie widział problemu. Mówił: “W trzypokojowym mieszkaniu w Katowicach dla faceta nie ma pracy. Półki wiszą, krany nie ciekną. A gotowanie to nie męskie zajęcie.” Raz poprosił o barszcz, delikatnie napomknął — a w odpowiedzi usłyszał: “Obierz warzywa, to ugotuję.” Wkurzył się: “Samej obierz! Ty jesteś kobietą!” Liliana coraz częściej zostawała w pracy, a ich syna z przedszkola odbierano jako ostatniego. Antoniowi było szkoda chłopca, ale iść samemu? A nagle każe mu szafę przesunąć albo rurę naprawić?

Czuł, iż żona przestała go doceniać. Częściej grymasił: “Po co ci był ten awans? Siedziałabyś cicho — i byłoby jak dawniej.” Liliana spokojnie odpowiadała: “Więc wróć do działu rozwoju, zdobądź własny awans, zarabiaj więcej — a ja odejdę, będę gotować barszcz i zajmować się synem. Ale nie da się żyć za nasze dwie pensje. Moja mama wcześniej pomagała, teraz ma swoje potrzeby.” Antoni tylko się wściekał: “Jej się remont zachciał!”

Sam zresztą nie garnął się do awansów. Widział, jak szef haruje bez weekendów, i mówił: “Nie, dziękuję. Ja swoją robotę odwalę — i do domu.” Ale im więcej słyszał wyrzutów od Liliany, tym bardziej rósł w nim żal. Postanowił: “Skoro chce być szefową, niech poczuje, czym jest samotność.” Zaczął zostawać w pracy coraz dłużej. A potem zaczął romans z koleżanką z księgowości — z Wandą. Była zwyczajna, nie piękność, ale miała apetyczne kształty, ciepły głos i niekończące się zapasy ciast.

Wanda miała małego synka, ale to Antoniemu nie przeszkadzało. U niej czuł się potrzebny: ciepły koc, gorąca kolacja, spojrzenia pełne podziwu. Spotykali się coraz częściej. Tymczasem mama Liliany zaczęła odbierać wnuka z przedszkola — Liliana całkowicie pochłonęła się ważnym projektem. Antoni się cieszył: “No i dobrze. Ona nie gotuje, a ja nie głoduję. Wanda i nakarmi, i pochwali. Wszystko fair.” Tylko iż Wanda miała swoje zasady. Gdy Antoni przychodził bez słodyczy, perfum czy pieniędzy na “coś miłego” — marszczyła brwi. Kolacja stawała się uboższa, a pieszczoty — chłodniejsze.

Antoniego to niepokoiło, ale pocieszał się: “Nieważne. Nie chce miłości — tylko trochę uwagi i parę groszy. A jak Liliana się dowie, iż odchodzę — wtedy zmieni ton.” Gdy Wanda, bez mrugnięcia okiem, poprosiła go o futro, Antoni zrozumiał: czas skończyć tę farsę.

Wpadł do domu, doczekał się powrotu żony z pracy i, marszcząc czoło, oświadczył:

— Liliana, koniec. Jestem mężczyzną! Chcę kolację, porządek w domu, świeże skarpety! Wracasz wcześniej ode mnie — czemu nie ugotujesz zupy? Albo upranie to dla ciebie za dużo?

Liliana w milczeniu się rozebrała, postawiła torbę na podłodze i zmęczonym głosem spytała:

— To wszystko?

— Nie! — rzucił z patosem. — Odchodzę! Do innej! Do kobiety, która mnie docenia! Spakowałem się — i tyle! Żyj sama!

— Słusznie — skinęła Liliana. — Wypad. Mam dość życia z leniwym narzekaczem. A mieszkanie zostawisz. To ja spłacam kredyt. Adwokat potwierdzi: nie włożyłeś w nie ani złotówki.

Antoniego oblało wrzątkiem. Jak to? Gdzie błagania? Gdzie łzy? Spodziewał się, iż Liliana będzie go szarpać, prosić, żeby został. A tu — zimna kalkulacja.

Z bijącym ze złości sercem spakował torbę i pojechał do Wandy. Pewnie zapukał: “Kochanie, teraz jestem tylko twój. Na zawsze!” Otworzyła, obrzuciła go wzrokiem od stóp do głów i skrzyżowała ręce:

— Kto ci powiedział, iż chcę, żebyś się wprowadzał? Mam dziecko, wynajmowane mieszkanie, małą pensję. Ty to nie rozwiązanie, ty jesteś wydatek. Nie chcesz płacić — wynoś się.

Drzwi zatrzasnęły mu się przed nosem. A on został tak — z torbą, zdruzgotaną dumą i pustymi rękami. Nikomu niepotrzebny. Ani żonie, ani kochance. I po raz pierwszy od lat — naprawdę sam…

Idź do oryginalnego materiału