Zawsze byłam jedną z tych kobiet, które żyją dla swoich dzieci. Od nieprzespanych nocy, gdy syn był malutkiemu, po niepokoje o jego przyszłość, gdy stał się nastolatkiem. Wcześnie posiwiałam, wiele poświęciłam, ale robiłam to z miłości – w końcu Mikołaj to mój jedyny skarb. Gdy skończył 31 lat, pomyślałam, iż czas pomyśleć o sobie.
Mikołaj ożenił się osiem lat temu. Wraz z teściami opłaciliśmy wesele, a ja na prezent wręczyłam im kopertę z pieniędzmi – niech sami decydują, na co je przeznaczą. Młodzi od razu wynajęli dwupokojowe mieszkanie w dobrej dzielnicy. Cieszyłam się, iż radzą sobie sami – nie każda para może sobie pozwolić na życie na swoim.
Ale po kilku lata zaczęli mieć problemy finansowe. Wtedy syn przyszedł do mnie po pomoc. Miałam pasywny dochód – wynajmowałam mieszkanie, które odziedziczyłam po ojcu byłego męża. Najemca był wzorowy: samotny mężczyzna, bez awantur, płacił terminowo, nie narzekał. Gdy jednak dowiedziałam się, iż synowa jest w ciąży, postanowiłam – trzeba pomóc.
Wykwaterowałam lokatora i oddałam mieszkanie synowi z żoną. Pomyślałam – no cóż, przez jakiś czas obejdę się bez ulubionych krewetek i ryb, jakoś wytrzymam. Ważne, iż pomogę rodzinie. Do tego synowa nagle stała się czuła – zapraszała mnie do siebie, pytała o zdanie.
Minęły trzy lata. Przez trzy lata mieszkali w tym mieszkaniu, nie płacąc ani złotówki. A ja wciąż nie miałam serca poprosić, żeby się wyprowadzili. Wiecie, kiedy dobre relacje stają się pułapką. Trudno być tą „złą”, która przypomni o zobowiązaniach. Ale zaczęłam zauważać, iż sama się męczę: senność, ociężałość, nadwaga. Jem byle co, bo oszczędzam. Wszystko dla nich.
Pewnego dnia zebrałam się w sobie. Spokojnie, bez pretensji, zapytałam Mikołaja: „Mikołaj, może pora rozejrzeć się za własnym mieszkaniem? Przecież masz daleko do pracy, a ofert nie brakuje.” Tylko się zaśmiał. A synowa dodała, iż „dziecko jeszcze małe, niech trochę pomieszkają”.
Spróbowałam wytłumaczyć, iż bycie matką nie oznacza wiecznego poświęcenia. Że mogą znaleźć mieszkanie bliżej przedszkola. Ale rozmowa potoczyła się w złym kierunku. Urażeni. A ja poczułam się winna. Winna za to, iż po prostu chciałam żyć normalnie.
Po tygodniA tydzień później teściowie zaprosili mnie na urodziny jakiegoś krewnego – podobno spotkaliśmy się na weselu.