«Chcieliśmy tylko pomóc sąsiadce, a w zamian dostaliśmy donos. Tak wygląda wdzięczność?!»

newsempire24.com 14 godzin temu

Nie mogę uwierzyć, jak to się skończyło. Chcieliśmy tylko pomóc sąsiadce, a w zamian dostaliśmy donos. To ma być wdzięczność?

Kilka dni temu przyszedł do nas pracownik socjalny — opowiada 35-letnia Alicja. Powiedział, iż wpłynęła anonimowa skarga: podobno nasze dzieci są zaniedbane, a my nie zapewniamy im odpowiednich warunków. Obejrzał mieszkanie, zajrzał do lodówki, porozmawiał z dziećmi… Wszystko było w porządku. Wypełnił dokumenty, kazał podpisać i wyszedł. Ale do tej pory nie rozumiem — kto to zrobił i po co?

Alicja i Krzysztof są małżeństwem od ponad dziesięciu lat. Mają dwójkę dzieci — ośmioletniego syna i pięcioletnią córkę. W domu panuje porządek, dzieci są zadbane, grzeczne, dobrze się uczą. Ani w szkole, ani w przedszkolu nie ma na nie skarg. Same też zapewniały, iż wszystko jest w porządku. Więc skarga musiała przyjść z zewnątrz. Ale od kogo?

Odpowiedź znalazła się niespodziewanie. Tydzień później Alicja zobaczyła na podwórku Ewę — wnuczkę ich starszej sąsiadki, babci Ireny. Przypomniała sobie, jak kilka lat temu pokłóciły się przy pierwszym spotkaniu. Relacje między nimi nie układały się od tamtej pory. Ale teraz wszystko stało się jasne.

Z babcią Ireną Alicja i jej mąż mieli bardzo dobre stosunki. Starsza pani cieszyła się, gdy wprowadzili się młodzi sąsiedzi. Często wpadała na herbatę, przynosiła ciasta, opiekowała się małym Bartkiem, gdy Alicja musiała wyjść. Oni z kolei pomagali jej w zakupach, przynosili leki, zabierali latem na działkę.

Gdy babcia zachorowała, Alicja niemal codziennie do niej zaglądała — sprzątała, gotowała, dbała o jej samopoczucie. Pracownik socjalny też ją odwiedzał, ale kilka pomagał. Rodziny babci Ireny jakby nie było — nikt nie dzwonił, nie przyjeżdżał, nie interesował się.

„Przez osiem lat nigdy nie słyszałam o jej córce ani wnuczce” — wspomina Alicja. „Robiliśmy, co mogliśmy, ale mieliśmy własną rodzinę. W pewnym momencie zrozumiałam, iż to dla nas za dużo. Wtedy sama zaproponowałam babci, żeby spróbować odnaleźć jej bliskich.”

Irena z rezygnacją podała kontakty. Alicja odnalazła jej córkę Jolę i wnuczkę Ewę w mediach społecznościowych. Napisała do nich, prosząc, by przyjechały — mama jest w ciężkim stanie, potrzebuje wsparcia.

Babcia ucieszyła się: „Naprawdę przyjdą? Nie widziałam ich od piętnastu lat…” Ostatni raz córka była, gdy Ewa miała siedem lat. Wtedy pokłócili się strasznie — Jola chciała sprzedać mieszkanie matki, a babcia się nie zgodziła. Od tamtej pory córka zerwała kontakt.

Ale ku zaskoczeniu Alicji, już następnego dnia Jola przyjechała. Razem z Ewą. I zaczął się koszmar.

Jola od progu zaczęła krzyczeć, iż Alicja i Krzysztof opiekują się Ireną tylko po to, by przejąć jej mieszkanie. Oskarżyła ich, iż rzekomo trują staruszkę, by szybciej się jej pozbyć i zagarnąć nieruchomość. Alicja stała w osłupieniu, nie wiedząc, jak zareagować. Krzysztof nie wytrzymał — stanął w obronie żony i kazał „gościom” wynosić się z domu. Ale oni nie odeszli w milczeniu.

„Zrobimy wszystko, żebyście trafili do więzienia!” — wrzeszczała Ewa. „Jeszcze wam łatwo uchodzi! Dopilnujemy, żeby was eksmitowali, złożymy skargi wszędzie, gdzie się da! Odpowiecie za wszystko, oszuści!”

Wtedy Alicja zrozumiała, skąd wziął się donos do opieki społecznej. Stało się jasne, kto postanowił się w ten sposób „zemścić”.

„Przecież chciałam tylko dobrze…” — mówi Alicja. „Nie przyszło mi choćby do głowy, iż za pomoc starszej osobie można dostać taki cios. Nigdy nie mieliśmy zamiaru przejąć mieszkania. Po prostu nie mogliśmy zostawić Ireny samej — zasługiwała na ludzkie traktowanie. Gdybym wiedziała, jaka jest jej rodzina, nigdy bym ich nie szukała.”

Teraz Alicja unika rozmów na ten temat. Żyje swoim życiem, dba o dzieci i stara się zapomnieć o tamtej awanturze. Ale niesmak pozostał.

„Więcej nie będę się wtrącać w cudze sprawy. Do nikogo nie zapukam, nikomu nie zaoferuję pomocy. Nie dlatego, iż się boję — nie. Po prostu boli. Kiedy czynisz dobro, a w zamian dostajesz błoto. Boli i rani…”

Idź do oryginalnego materiału