Dziś przyszedł mi na myśl pewien smutny epizod z naszego życia. Postanowiłem opisać to w dzienniku, bo może wyciągnę z tego jakąś lekcję.
Otóż niedawno odwiedził nas pracownik socjalny. Powiedział, iż wpłynęła anonimowa skarga – rzekomo nasze dzieci są zaniedbane, a my nie zapewniamy im odpowiednich warunków. Obejrzał mieszkanie, zajrzał do lodówki, porozmawiał z dziećmi… Wszystko było w porządku. Wypełnił dokumenty, kazał podpisać i poszedł. Ale do dziś zastanawiam się – kto i po co to zrobił?
Ja, Krzysztof, i moja żona Bogna jesteśmy małżeństwem od ponad dziesięciu lat. Mamy dwoje dzieci – ośmioletniego syna Dominika i pięcioletnią córkę Zosię. W domu panuje porządek, dzieci są zadbane, grzeczne, dobrze się uczą. W szkole ani w przedszkolu nikt na nas nie narzeka. Same dzieci też zapewniają, iż wszystko jest dobrze. Więc skarga musiała przyjść od kogoś z zewnątrz. Ale od kogo?
Odpowiedź pojawiła się niespodziewanie. Tydzień później Bogna spotkała na podwórku Hankę – wnuczkę naszej starszej sąsiadki, babci Heleny. Żona przypomniała sobie, iż kilka lat temu od razu się pokłóciły. Relacje między nimi nigdy nie były dobre i od tamtej pory w ogóle się nie widywały. Teraz wszystko stało się jasne.
Z babcią Heleną mieliśmy bardzo dobre stosunki. Starsza pani cieszyła się, gdy wprowadziliśmy się obok. Często wpadała na herbatę, przynosiła ciasta, czasem zostawała z małym Dominikiem, gdy Bogna musiała wyjść. My z kolei pomagaliśmy jej z zakupami, przynosiliśmy leki, latem zabieraliśmy ją na działkę.
Kiedy babcia zachorowała, Bogna niemal codziennie do niej zaglądała – sprzątała, gotowała, sprawdzała, jak się czuje. Oczywiście, przychodził do niej też opiekun społeczny, ale kilka było z tego pożytku. Wydawało się, iż babcia nie ma rodziny – nikt nie dzwonił, nie przyjeżdżał, nie interesował się nią.
— Przez osiem lat nigdy nie słyszałam o jej córce ani wnuczce — wspomina Bogna. — Robiliśmy, co mogliśmy, ale mieliśmy też własną rodzinę. W pewnym momencie zrozumiałam, iż to dla nas zbyt dużo. Wtedy sama zaproponowałam babci, żeby spróbowała odszukać swoich krewnych, może uda się odnowić kontakt.
Helena z żalem podyktowała numery. Bogna znalazła w sieci jej córkę Mariolę i wnuczkę Hankę. Napisała do nich, prosząc, żeby przyjechały – mama jest w ciężkim stanie, bardzo potrzebuje wsparcia.
Babcia ucieszyła się: — Naprawdę przyjadą? Nie widziałam ich od piętnastu lat… — Ostatni raz córka odwiedziła ją, gdy Hanka miała siedem lat. Wtedy pokłóciły się ostro – Mariola chciała sprzedać mieszkanie matki, a ta odmówiła. Od tamtej pory córka zerwała kontakt.
Ale ku zaskoczeniu Bogny już następnego dnia Mariola przyjechała. Razem z Hanką. I rozpoczął się prawdziwy koszmar.
Mariola od progu zaczęła krzyczeć, iż my z żoną specjalnie opiekujemy się Heleną, żeby przejąć jej mieszkanie. Oskarżała nas, iż rzekomo trujemy staruszkę, byle tylko szybciej się jej pozbyć i zagarnąć nieruchomość. Bogna stała w osłupieniu, nie wiedząc, jak zareagować. Ja nie wytrzymałem – stanąłem w obronie żony i kazałem tym „gościom” wynosić się z domu. Ale oni nie odeszli w ciszy.
— Zrobimy wszystko, żebyście trafili do więzienia! — wrzeszczała Hanka. — Na razie lekko wam to uchodzi! Dopilnujemy, żeby was eksmitowali, złożymy skargi wszędzie, gdzie się da! Zapłacicie za to, oszuści!
Wtedy Bogna zrozumiała, skąd wzięła się ta anonimowa skarga do opieki społecznej. Stało się jasne, kto postanowił się w ten sposób „zemścić”.
— Chciałam tylko dobrze… — mówi Bogna. — Nigdy bym nie pomyślała, iż za pomoc starszej osobie można dostać taki cios. Nigdy nie mieliśmy zamiaru przejmować mieszkania. Po prostu nie mogliśmy zostawić Heleny samej – zasługiwała na ludzkie traktowanie. Gdybym wiedziała, jaka jest jej rodzina, nigdy bym ich nie odszukała.
Teraz Bogna unika rozmów o tamtej rodzinie. Żyje swoim życiem, zajmuje się dziećmi i stara się zapomnieć o tej awanturze. Ale jednak coś zostało.
— Już nigdy nie wtrącę się w cudze sprawy. Nie zapukam do nikogo, nie zaoferuję pomocy. Nie dlatego, iż się boję – nie. Po prostu boli. Kiedy robisz coś dobrego, a w odpowiedzi dostajesz błoto. Boli i przykro.
Dzisiaj myślę o tym i dochodzę do wniosku, iż świat jest pełen niesprawiedliwości. Możesz dać całe serce, a ktoś i tak cię opluje. Ale chyba nie o to chodzi, by przestać pomagać. Raczej o to, by wybierać mądrze, komu tę pomoc ofiarować. Bo niektórzy po prostu na nią nie zasługują.