Chrzest w Restauracji? To Prezenty Trzeba Kupić!

newsempire24.com 1 dzień temu

„Janusz, jakie chrzciny w restauracji? Trzeba jeszcze prezent kupić! Chodźmy następnego dnia i pogratulujmy wnuczce w domu, bez tych wszystkich fanaberii” — powiedziałam mężowi, gdy dowiedzieliśmy się, iż nasza córka organizuje wystawne chrzciny dla swojej córeczki. To opowieść o tym, jak razem z mężem próbowaliśmy zrozumieć, jak adekwatnie uczcić chrzest wnuczki i dlaczego wywołało to tyle sporów.

**Zaproszenie na chrzest**
Nasza córka, Kinga, urodziła córeczkę pół roku temu. Wnuczka, Zosia, to nasze pierwsze dziecko w rodzinie, i razem z Januszem nie możemy się nią nacieszyć. Gdy Kinga oznajmiła, iż planuje chrzciny, ucieszyłam się — to ważne wydarzenie, chciałam, by wszystko odbyło się zgodnie z tradycją. Ale później dodała, iż chrzest będzie nie tylko w kościele z poczęstunkiem w domu, ale w restauracji, z mnóstwem gości, prowadzącym i choćby fotografem. Zdziwiłam się: „Kinga, po co tak wystawnie? To przecież chrzciny, a nie wesele!”

Kinga wytłumaczyła, iż chce, by wszystko było piękne i zapadło w pamięć. Jej mąż, Krzysiek, ją poparł: to ich pierwsze dziecko, chcą świętować wyjątkowo. Nie sprzeciwiałam się, ale w środku było mi nieswojo. My z Januszem to prości ludzie, zawsze żyliśmy skromnie, a takie wydatki na chrzest wydawały nam się niepotrzebne.

**Kwestia prezentu**
Najtrudniejsze zaczęło się, gdy pomyślałam o prezencie. Na chrzest zwyczajowo daje się coś ważnego: złoty krzyżyk, obrazek święty, pieniądze na przyszłość dziecka. Ale Kinga dała do zrozumienia, iż w restauracji będą goście i „nie wypada przyjść z pustymi rękami”. Spytałam: „To znaczy, iż do koperty włożyć pieniądze?” Odpowiedziała wymijająco: „No, jak chcecie, ale wszyscy coś dają”. Przeliczyłam w myślach: pięćset złotych do koperty to za mało, a więcej z naszą emeryturą nie damy rady. Oszczędności poszły właśnie na naprawę dachu.

Janusz zaproponował, żeby w ogóle nie iść do restauracji. „Przyjedźmy następnego dnia, pogratulujemy Zosi w domu, damy coś od serca” — powiedział. Zgodziłam się: w domu będzie przytulniej, no i nie trzeba się zastanawiać, ile włożyć do koperty. Postanowiliśmy kupić srebrny krzyżyk i ładną Biblię dla dzieci — prezent i symboliczny, i szczery.

**Rozmowa z córką**
Gdy powiedziałam Kindze o naszym planie, obraziła się. „Mamo, jak to? Nie przyjdziecie na chrzest? To istotny dzień dla Zosi, a wy tak po prostu rezygnujecie!” Próbowałam wytłumaczyć, iż nie jesteśmy przeciwko chrztowi, tylko nie chcemy uczestniczyć w tym „restauracyjnym show”. Ale Kinga wzięła to do siebie. „Wszyscy dziadkowie będą, a wy nie chcecie być częścią rodziny?” — powiedziała. Zabolało mnie to. Oczywiście chcemy być częścią rodziny, ale czy koniecznie w restauracji?

Janusz był stanowczy: „Jak oni chcą wydawać kupę pieniędzy, ich sprawa, a my wolimy posiedzieć z wnuczką w domu”. Ale widziałam, iż Kinga jest smutna, i zaczęłam się zastanawiać. Może jesteśmy zbyt staroświeccy? Może powinniśmy się zgodzić i pójść, choćby jeżeli nam to nie pasuje?

**Jak znaleźliśmy wyjście**
W końcu znaleźliśmy kompromis. My z Januszem poszliśmy do kościoła na sam obrzęd chrztu — było wzruszająco i uroczyście. Zosia w białej sukience wyglądała jak aniołek. Na przyjęcie w restauracji nie poszliśmy, za to następnego dnia przyjechaliśmy do Kingi i Krzysztofa do domu. Daliśmy krzyżyk i Biblię, posiedzieliśmy z wnuczką, wypiliśmy herbatę. Kinga początkowo była urażona, ale później złagodniała, zwłaszcza gdy zobaczyła, jak Zosia ciągnie się do nas.

Zrozumiałam, iż tradycje każdy ma swoje. Dla Kingi istotny był wystawny ślub, a dla nas z Januszem — po prostu być przy wnuczce. Ale został niesmak: czy teraz każde rodzinne święto będzie tak wyglądać — z kopertami i obowiązkami?

Jeśli mieliście podobne sytuacje, napiszcie, jak sobie radziliście. Jak znaleźć złoty środek między własnymi zasadami a oczekiwaniami dzieci? A może my z Januszem jednak przesadzamy z tą naszą „skromnością”? Podzielcie się, potrzebuję rady.

Idź do oryginalnego materiału