**Pamiętnik Anny**
Córka na dniach ma rodzić, a w jej głowie tylko salony i imprezy. Jakby nie dziecko miała przyjść na świat…
Siedzę w kuchni, patrzę przez okno. Za szybą sypie pierwszy grudniowy śnieg. Serce ściska nie od mrozu, ale od niepokoju – o córkę, o wnuka, o jutro. Małgorzata, moje jedyne dziecko, nosi pod sercem malucha. Trzydziesty ósmy tydzień – poród lada chwila. A ona? Myśli nie o pieluchach i kołysce, nie o mleku i nieprzespanych nocach. W jej głowie są manicure, masaże, sesje zdjęciowe, kawiarniane spotkania z koleżankami i sylwestrowy wyjazd.
Nie mogę w to uwierzyć. Jak to możliwe? Gdzie instynkt macierzyński? Gdzie to drżące uczucie, które budzi się choćby u dzikich kotów przed porodem? Gdzie troska, obawa, wreszcie strach? A Małgosia? Ma tylko listę salonów piękności i wgrała w kalendarz… babcię. Czyli mnie. To ja mam siedzieć z niemowlakiem, gdy młoda mama będzie „doprowadzać się do porządku”.
— Mamo, ty i tak teraz nie pracujesz. Zostań z dzieckiem, ja gwałtownie skoczę na stylizację i paznokcie. Przecież nie mogę wyglądać jak zlew, zwłaszcza na zdjęciach z bobasem!
Omal się nie zakrztusiłam. Dziewczyno, ty dziecko rodzić, czy rekwizyt do Instagrama?
Małgosia jest zamężna od sześciu lat. Pobrali się jeszcze na studiach. Mąż dobry, spokojny, z klasą. Pracują, wzięli kredyt na mieszkanie z pomocą rodziców. Nie śpieszyli się z dziećmi – najpierw kariera, stabilizacja. Aż w końcu – długo wyczekiwana ciąża. Babcie oczywiście skakały z radości. Tylko iż przyszła mama podeszła do tego „święta” zupełnie inaczej.
Najpierw myślałam – może to strach, nerwy, więc ukrywa je za żartami. Ale wszystko stało się jasne, gdy zobaczyłam, jak córka godzinami przegląda oferty niań… dla noworodka! Dziecka jeszcze nie ma, a ona już szuka, komu je oddać.
— Małgosia, ty dobrze się czujesz? Jaka niania? Z noworodkiem trzeba być! Ustalić rytm, karmienie, więź! To nie kotek, któremu nasypiesz karmy i po sprawie!
— Mamo, ty po prostu nie nadążasz. W Europie wszyscy mają nianie od urodzenia. Mama to nie niewolnica. Ja też chcę żyć. No co, w chuście i w drogę? Dzisiaj wszędzie można z dziećmi, życie się nie kończy!
Od tych słów coś we mnie pękło. Za moich czasów rodziły młodo – dziewiętnastolatki, dwudziestolatki. I nikt nie uważał, iż to kłoda u nogi. Wręcz przeciwnie – to było życie. Noce bez snu, biegi z pracy do dziecka, mleko i mydło kupowane za ostatnie złotówki. Nie było Instagramów, sesji w szpitalach. Była miłość, strach, odpowiedzialność. I szczęście – prawdziwe, nie ustawione. A tu…
Wszystkie dziecięce ubranka kupiliśmy tylko dlatego, iż ja naciskałam. Z babcią męża ciągaliśmy Małgosię po sklepach – wózek, łóżeczko, pieluszki. Córka zgadzała się, ale obojętnie – byle mieć święty spokój. Pranie, prasowanie, układanie – wszystko robiły babcie. A ona… marzyła o sylwestrze.
— Z dziewczątkami myślałyśmy, iż jeżeli wszystko będzie dobrze, to może pierwszego wyjdziemy chociaż na kolację? Przecież nie jestem teraz w więzieniu!
Wtedy już nie wytrzymałam. Powiedziałam jej wszystko – prosto z mostu. Że tak się nie robi. Że macierzyństwo to nie zakupy, tylko odpowiedzialność. Że noworodek to nie zabawka. Że nie można planować sesji, gdy jeszcze nie ma porodu, nieprzespanych nocy, kolki, pierwszych kropli mleka. Że matka to przede wszystkim dusza dziecka, a nie żywicielka.
Ale córka pewnie wpuściła to jednym uchem, drugim wypuściła.
— Mamo, ty zawsze dramatyzujesz. Teraz to inaczej wygląda. Ważne, żeby być szczęśliwą, a szczęśliwe mamy są zadbane.
Teraz każdego wieczoru myślę – może gdzieś zawaliłam? Za bardzo rozpieszczałam? Nie nauczyłam czegoś ważnego? A może to po prostu takie czasy – gdy kobiety najpierw zostają matkami, a dopiero potem, może, dojrzewają?
Mimo wszystko wierzę, iż gdy Małgosia zobaczy w szpitalu tę malutką kruszynę, gdy maluch ścisnie jej palec, gdy obudzi się w nocy od płaczu – coś się w niej odmieni. Coś kliknie. I na pierwszym miejscu nie będą salony, tylko ten mały człowiek, dla którego ona będzie całym światem.
A na razie… Modlę się. Za córkę. Za wnuka. I żeby w sercu mojej dorosłej dziewczynki zbudziło się prawdziwe macierzyństwo – nie od zdjęć, ale od miłości.