Cienie wątpliwości: jak teściowa odkryła prawdę o zięciu
Halina Nowak, pochłonięta niepokojem i mrocznymi przeczuciami, postanowiła odwiedzić swojego zięcia. Jej córka Kinga wyjechała w delegację, zostawiając męża, Marka, samemu z trójką dzieci. „No ciekawe, jak sobie mój zięć radzi? – myślała Halina, marszcząc brwi. – A może rzucił wszystko i poszedł w tango?” Spakowała torby z domowym jedzeniem, słodyczami i zabawkami, wyruszyła w drogę, dręczona myślami, iż może zastać nie wiadomo co. A jeżeli Marek zostawił dzieci swojej matce, a sam poszedł się bawić z kumplami? Na dzwonek do drzwi nikt nie odpowiedział. W mieszkaniu panowała dziwna cisza… W końcu drzwi otworzył niewyspany, rozczochrany Marek! Wyraźnie nie spodziewał się teściowej… Halina weszła do przedpokoju i zastygła w zdumieniu.
Cztery miesiące wcześniej
Czas czytania: 5 minut
Autor: Wioletta Kowalska
Marek nigdy nie spieszył się z wiązaniem się na stałe. Przed oczami miał przykład starszego brata, Piotra.
Piotr ożenił się wcześnie, jeszcze za młodu, ze swoją szkolną miłością, Joanną. Urodził im się syn Filip, a Joanna była prawdziwą pięknością. Ale ich miłość gwałtownie wygasła, a Piotr stał się ponury jak listopadowe niebo.
– O co ci chodzi? – dziwił się wtedy osiemnastoletni Marek. – Masz taką ładną żonę, syna, a ciągle narzekasz!
– Nie próbuj zrozumieć – burknął Piotr. – Nigdy się nie żenij, jeżeli nie chcesz zrujnować sobie życia! Joanna była śliczna, dopóki nie została moją żoną i matką. Wcześniej kochała tylko mnie, a teraz potrzebuje tylko dziecka, a ode mnie – wszystkiego, tylko nie mnie samego. Rozumiesz?
Piotr machnął ręką, patrząc na młodszego brata z irytacją.
– Jesteś jeszcze młody, nic nie kapujesz. Ale jeżeli nie chcesz się przekonać na własnej skórze, to nigdy nie bierz ślubu!
Marek patrzył na brata zdumiony. Joanna choćby po porodzie była atrakcyjna, a urodzenie syna powinno było przecież cieszyć. Ale Piotr był wiecznie niezadowolony i niedługo się rozwiódł. Potem narzekał, iż alimenty go rujnują, a życie mu nie wyszło.
Piotr zaczął spotykać nowe dziewczyny, ale z żadną nie zabawiał długo.
– Wszystkie chcą mnie wciągnąć w małżeństwo – jęczał, ucząc Marka. – Ale ja teraz już jestem mądrzejszy! Dziewczyn jest od groma – jedna odchodzi, druga się znajdzie, młodsza i ładniejsza. Po co się wiązać? Ucz się ode mnie, Marek! Nie daj się złapać na ich sztuczki. Nie chce zwykłego związku – znajdź sobie inną, bardziej spolegliwą.
Matka, patrząc na młodszego syna, martwiła się:
– Piotr jest dorosły, mieszka osobno, sam nawarzył piwa, ale ty nie bierz z niego przykładu! Może cię z kimś fajnym poznam? Zawsze byłeś zbyt skromny – żartowała.
Marek ufał bratu. Rodzice wydawali mu się staroświeccy, a Piotr przecież lepiej znał się na takich sprawach.
Marek mieszkał z rodzicami i pracował z ojcem w warsztacie samochodowym na obrzeżach Poznania.
Samochody kochał od małego i czuł je jak nikt. Odpalał silnik, słuchał, jak pracuje, czasem wyjeżdżał na próbę, by zdiagnozować problem. Jego oceny były zawsze trafne, a klienci go cenili. choćby ojca prosili: „Jan Kowalski, zapisz nas do Marka, on zrobi to szybciej i lepiej!”
Ojciec był z niego dumny, od dziecka brał go do warsztatu, uczył wszystkiego. Od jedenastu lat w wakacje na wsi sadzał Marka za kierownicą starego auta, uczył jeździć na manualu. Chłopak ledwo sięgał nogami pedałów, ale się starał: „Tato, ja też tak potrafię!”
W garażu u ojca Marek nauczył się wszystkiego – zarówno stawać za siebie, jak i naprawiać auta. choćby zrobił sobie tatuaż na ramieniu, by wyglądać bardziej „macho”, ale później zrozumiał, iż prawdziwa siła nie polega na takich rzeczach.
Matka pracowała w sklepie niedaleko, i Marek przywykł, iż przynosiła pączki dla całej ekipy. Po przerwie – znowu do roboty.
– Słuchaj, pamiętasz, obiecałem cię z dziewczyną poznać? Dziś przyjedzie Kinga srebrnym autem, coś tam stuka. Ogarniesz? – mrugnął Piotr, klepiąc brata po plecach. – Jeszcze mi podziękujesz, bo się u nas za długo obijasz!
– Daj spokój – odparł Marek. Nie lubił rozmów o życiu prywatnym.
Ale tego wieczora pod warsztat podjechała elegancka srebrna toyota, z której wysiadła sympatyczna dziewczyna.
– Dzień dobry, pan Marek? Bardzo pana polecono – powiedziała i pewnie opisała problem z samochodem.
Marek był zaskoczony – nie każda dziewczyna tak znała się na autach. Do tego zupełnie nie przypominała koleżanek Piotra.
– Nazywam się Kinga – przedstawiła się. – Chyba Piotr pana uprzedził?
Umówili się, iż zostawi auto na kilka dni. Marek zauważył, iż w aucie siedział starszy mężczyzna.
– To mój ojciec – wyjaśniła Kinga, lekko się rumieniąc. – Ledwo go przekonałam, bym sama prowadziła. Powiedział, iż jeżeli chcę jeździć, to sama muszę tankować, myć i oddawać do warsztatu. Więc sprawdza.
Markowi spodobała się jej szczerość i miłość do samochodów. Naprawił auto szybciej niż obiecał, a gdy Kinga przyjechała po odbiór, zaproponował spotkanie. Zgodziła się.
– No i co, Kinga w porządku? – drażnił się Piotr przy kolejnym spotkaniu. – Tylko się nie zakochuj, w takich nie warto!
– Oj, odwal się – burknął Marek.
Kinga podobała mu się coraz bardziej, a słowa brata irytowały. Wcale nie była taka, jak opisywał Piotr.
Po paru tygodniach wyszło na jaw, iż koleżanka Piotra wyjechała z kimś innym na działkę, a Kingę polecił znajomy jej ojca jako dobrego mechanika.
Zaczęli się częściej widywać. Pewnego dnia Marek zabrał Kingę do sklepu, by poznała się z matką.
– Wyprowadź się do mnie – zaproponował. – Mamie się spodobałaś, tacie też, widział cię w warsztacie. Mamy duże mieszkanie, rodzice będą rozumieć!
Ale Kinga zmarszczyła brwi:
– Nie, Marku, tak nie można. To nie w porządHalina uśmiechnęła się pierwszy raz od dawna, widząc, jak Marek z czułością poprawia kołdrę najmłodszej wnuczce, i pomyślała, iż może jednak los jej córki potoczył się tak, jak powinien.