Kiedy wychodziłam za mąż za Jakuba, wiedziałam, iż ma córkę z poprzedniego małżeństwa. Anna, jego była żona, zostawiła dziecko sześć lat temu – spakowała walizki i wyjechała do Holandii z nowym partnerem, zaczynając życie od zera. Przez ten czas urodziła jeszcze dwoje dzieci, o starszej córce przypomina sobie dwa razy w miesiącu przez wideorozmowę, a prezenty wysyła tylko na święta. Widziałam, jak dziewczynka tęskni za matką, jak wpatruje się w ekran telefonu, mając nadzieję, iż mama powie: „Przyjedź do mnie”. Ale ta nigdy nie zaprosiła, nigdy nie przyjechała. Po prostu wymazała córkę ze swojego życia.
Na początku dziewczynka mieszkała u teściowej – matki Jakuba. Ale ta dość gwałtownie się zmęczyła, nie radziła sobie z nauką, kaprysami i histerią. Po prostu zwróciła wnuczkę ojcu. Jakub przyprowadził ją do nas, spojrzał mi w oczy i cicho powiedział: „Kasia zostanie z nami. Na długo”.
Starałam się być dobrą macochą. Kupowałam ubrania, gotowałam ulubione potrawy, odbierałam ze szkoły, rozmawiałam serdecznie. Chciałam stać się przyjaciółką. Ale dziewczynka się zamknęła. Jakby postawiła między nami mur i choćby nie próbowała się zbliżyć. Nie tylko mnie ignorowała – wyraźnie pokazywała, iż w jej świecie jestem nikim.
Minęły trzy lata. Teraz Kasia ma dwanaście lat i wciąż mieszka z nami, rządzi, jakby to było jej mieszkanie, a nie nasze – moje i Jakuba. Każdego wieczora skarży się ojcu: „Ciocia Ewa kazała mi posprzątać”, „Ciocia Ewa nie kupiła mi tego, co chciałam”. A potem teściowa dzwoni do mnie z wyrzutami, iż „za mało uwagi poświęcam dziecku” i iż „wkrótce sama będę rodzić, więc niech się uczę macierzyństwa”. Ale sama nie chce zająć się wnuczką choćby na godzinę, gdy muszę pilnie iść do lekarza czy do pracy.
Jestem tym wszystkim wykończona. Pracuję, prowadzę dom, gotuję, a teraz jeszcze jestem w ciąży. Jakub, choć nie staje po stronie córki, prosi, żebym była łagodniejsza, wyrozumialsza. A ja już nie mam siły. Ta dziewczynka stała się źródłem irytacji. Jest niechlujna, opryskliwa, nie potrafi podziękować, nie słucha i wiecznie jest czymś niezadowolona. Nie jest moja i już choćby przed sobą tego nie ukrywam.
Czasem siedzę w nocy w kuchni, myśląc: „Gdybym wtedy nie zgodziła się, żeby zamieszkała z nami… Gdybym się uparła…” Ale już za późno. Nie mogę odejść od męża – będziemy mieli wspólne dziecko. I, jakkolwiek egoistycznie by to nie zabrzmiało, coraz częściej marzę, żeby córka Jakuba sama zapragnęła wrócić do babci. Żeby powiedziała: „U babci jest mi lepiej”. Nie będę jej przekonywać, żeby została. Nie będę płakać.
Po prostu chcę żyć spokojnie. Bez ciągłych wyrzutów, bez walki o miejsce w tym domu. Chcę, żeby moje dziecko dorastało w miłości i harmonii, a nie w wiecznym napięciu i kłótniach. Może to mój jedyny sposób, by ocalić rodzinę i nie zgubić siebie w tym chaosie. Życie uczy, iż czasem najtrudniej jest pogodzić cudze pragnienia z własnym szczęściem.