— Halinka, może Ola ma rację? Oni mają rodzinę, niedługo dziecko się urodzi. Jak to będzie wyglądało, iż ty z nimi mieszkasz? — powiedziała do mnie mama. — A dlaczego ja mam coś myśleć? To mieszkanie jest tak samo moje, jak jej! — odpowiedziałam, ale w głębi serca poczułam, jak uraza i wątpliwości ściskają mi gardło. Ta rozmowa z mamą stała się ostatnią kroplą. Życie z siostrą i jej mężem w jednym mieszkaniu stawało się coraz trudniejsze, i zaczęłam się zastanawiać, jak mamy się wszyscy dogadać.
Ja i Ola — jesteśmy siostrami, a mieszkanie, w którym teraz żyjemy, dostałyśmy od babci. Jest duże, trzypokojowe, w centrum miasta — prawdziwy skarb. Babcia zapisała je nam obu, żebyśmy dzieliły je po równo. Kiedy Ola wyszła za mąż za Kamila, wprowadzili się tutaj, a ja wtedy mieszkałam w innym mieście, wynajmowałam pokój i nie protestowałam. Ale rok temu wróciłam: moja praca przeszła na zdalny tryb i uznałam, iż nie ma sensu płacić za wynajem, skoro mam swoją część w tym mieszkaniu.
Na początku wszystko było w porządku. Ola i Kamil to dobrzy ludzie, z siostrą zawsze się dogadywałyśmy. Starałam się nie przeszkadzać: zajmowałam jeden pokój, pomagałam w sprzątaniu, robiłam zakupy. Ale gdy Ola zaszła w ciążę, atmosfera zaczęła się zmieniać. Kamil coraz częściej sugerował, iż może powinnam pomyśleć o wyprowadzce. — Hania, jesteś młoda, możesz coś wynająć — mówił, uśmiechając się, ale w jego słowach wyczuwałam ukrytą podpowiedź. Ola milczała, ale widziałam, iż się z nim zgadza.
Mama, dowiedziawszy się o napięciu, stanęła po ich stronie. — Halinko, oni mają rodzinę, dziecko w drodze. Potrzebują przestrzeni. A ty jesteś sama, tobie łatwiej — powtarzała. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Łatwiej? To mieszkanie jest moje z prawa, mam do niego taki sam tytuł jak Ola! Dlaczego mam ustąpić tylko dlatego, iż oni będą mieli dziecko? Ja też chcę mieszkać w swoim domu, budować swoje życie. Ale słowa mamy mnie zabolały. Może naprawdę jestem egoistką? Może powinnam odejść, by nie psuć im rodzinnego szczęścia?
Wspólne życie stawało się coraz cięższe. Ola zaczęła irytować się drobiazgami: to włączam muzykę za głośno, to zajmuję łazienkę, gdy jej potrzebuje. Kamil pewnego dnia powiedział, iż po narodzinach dziecka mój pokój będzie potrzebny na dziecięcy kącik. Próbowałam rozmawiać spokojnie: — Słuchajcie, dogadajmy się. Mieszkanie jest wspólne, nie mam nic przeciwko pomocy, ale wyrzucać mnie — to niesprawiedliwe. — Ola westchnęła: — Haniu, my cię nie wyrzucamy. Ale rozumiesz, iż będzie nam ciasno. — Rozumiałam, ale czułam się osaczona.
Postanowiłam porozmawiać z mamą jeszcze raz. — Mamo, dlaczego mam się wyprowadzić? To mój dom, też chcę tu mieszkać. Dlaczego Ola z Kamilem nie szukają swojego mieszkania? — Mama odpowiedziała, iż są młodzi, mają dziecko w drodze, a ja „jeszcze zdążę się urządzić”. Ale mam 29 lat, to nie jest wiek dziecięcy — mam swoje życie, swoje plany. Pracuję, płacę rachunki, robię zakupy. Dlaczego moja część nagle stała się mniej ważna?
Zaczęłam rozważać, jak rozwiązać tę sytuację. Sprzedać swoją część? Ale kocham to mieszkanie, tu minęło moje dzieciństwo i młodość. Poza tym, sprzedaż udziału w wspólnym mieszkaniu to skomplikowana sprawa, a Ola z Kamilem raczej nie mają środków, by mnie wykupić. Wynająć coś sama? To możliwe, ale wtedy wszystkie oszczędności pójdą na czynsz, a marzenia o podróżach czy samochodzie odłożą się na lata. Zaproponowałam siostrze prawny podział mieszkania, żeby każda miała swoją część, ale odmówiła: — Hania, to bez sensu, dzielić jedno mieszkanie. Lepiej żyj swoim życiem.
Te słowa zabolały mnie najbardziej. Moim życiem? A to, iż tu mieszkam, nie jest częścią mojego życia? Coraz częściej czułam się obco we własnym domu. Ola i Kamil planują już, gdzie stanie łóżeczko, a ja siedzę w swoim pokoju i myślę, co dalej. Mama dzwoni prawie codziennie, namawia, bym ustąpiła. — Haniu, rodzina to najważniejsze. Pomyśl o siostrzeńcu lub siostrzenicy — mówi. Ale ja też chcę być częścią tej rodziny, a nie czuć się jak intruz.
Wczoraj porozmawiałam z przyjaciółką, która jest prawniczką. Doradziła mi sporządzić umowę o korzystaniu z mieszkania lub choćby podzielić je przez sąd, jeżeli nie uda nam się dojść do porozumienia. Ale nie chcę iść do sądu — to przecież moja siostra, moja rodzina. Zaproponowałam Oldze i Kamilowi inny wariant: jestem gotowa płacić więcej za media i pokryć część remontu, jeżeli przestaną na mnie naciskać. Obiecali przemyśleć sprawę, ale widzę, iż im to nie pasuje.
Teraz waham się. Może mama ma rację i powinnam odejść dla ich szczęścia? Ale wtedy czuję, iż zdradzam samą siebie. To mieszkanie to nie tylko ściany — to wspomnienia babci, naszego dzieciństwa z Olą. Nie chceNie wiem jeszcze, jak to wszystko się skończy, ale jedno jest pewne — nie pozwolę, by ktoś decydował za mnie o moim domu.