„Czy nazywasz teściową ‚mamą’? A czy wiesz, kto tak naprawdę jest twoją matką?”

newskey24.com 1 tydzień temu

Dzisiaj znów usłyszałam, jak ktoś zwraca się do teściowej „mamo”, i aż mnie ciarki przeszły. Nie dlatego, iż jestem złośliwa czy zazdrosna, ale dlatego iż to słowo jest dla mnie święte. Nie rozdaje się go byle komu. Matka to nie kobieta, która została twoją krewną przez pieczątkę w urzędzie. Matka to ta, która cię wychowała, nie spała po nocach, płakała z bezsilności, ale i tak wstawała rano, by dalej walczyć o ciebie.

Mam przyjaciółkę, Kingę. Znamy się od dziecka — była moją świadkową na ślubie, a ja na jej… trzech. Przeszłyśmy razem wiele, i mimo życia, dzieci, przeprowadzek — trzymamy się razem. Często żartuję:
— No co, Kinga, poczekamy, aż dzieci skończą studia, a potem na emeryturze pójdziemy do klubu?

Ostatnio wpadłam do niej z prośby — przywiozłam leki z apteki, bo nie mogła wyjść: auto w warsztacie. Podaję torbę, a ona tylko kiwa głową:
— To nie dla mnie. To mamie źle.

Uśmiechnęłam się, zajrzałam do kuchni i prawie odruchowo zawołałam:
— Dzień dobry, ciociu Halino! Jak się pani czuje?

Ale gdy kobieta się odwróciła, zrozumiałam — to nie jej matka. To matka jej trzeciego męża. Teściowa. A Kinga czule nazywa ją „mamą”. Tak jak wszystkie poprzednie.

Przypomniałam sobie jej pierwsze i drugie małżeństwo. Z Darkiem — jej pierwszym mężem — od samego początku mówiła do jego matki „mamo”.
— Oszalałaś?! — syknęłam jej wtedy do ucha. — Przecież jej nie znasz! To nie twoja matka!

A ona tylko się uśmiechała:
— To strategia. Będzie jej miło. Zaakceptuje mnie. No i Darek będzie zadowolony. Proste.

Tyle iż ta „mama” później pluła jej za plecami. Gdy Darek wracał pijany, znikał na noc, a Kinga dzwoniła — kobieta tylko wzdychała:
— No czego chcesz, dziecko? Mężczyzna zmęczony…

Dwa lata później — rozwód. Dziecko się urodziło, ale żadna z „mam” nie zainteresowała się ani wnukiem, ani Kingą.

Z drugim było inaczej. Tamta teściowa od razu stanęła okoniem:
— Ten chłopak ci niepotrzebny. Wywieź, gdzie chcesz, choćby do domu dziecka. Pieniędzy na niego nie ma.

I znów Kinga mówiła do niej „mama”. Aż w końcu zrozumiała, iż za tym „mamą” kryje się tylko bezduszność. Rozwiedli się, na szczęście bez dzieci.

Teraz ma trzecie małżeństwo, i historia się powtarza. Te same czułe słowa. Ta sama naiwna wiara, iż jeżeli powie „mamo”, kobieta się rozczuli i stanie się rodziną.

Ale to nie działa.

Wiem, o czym mówię. Ja też mam teściową. I my… nie tylko się dogadujemy. My się naprawdę szanujemy. Możemy pogadać od serca, pośmiać się, razem zbierać jabłka albo omawiać serial. Ale zwracamy się do siebie po imieniu. I to nam nie przeszkadza być sobie bliższymi niż niektórzy krewni.

Bo „mama” to nie słowo dla korzyści. To słowo jak medal. Trzeba je zasłużyć. Nie kupisz go, nie zdobędziesz za kompot czy uśmiech. Prawdziwa matka to nie ta, która przyszła do twojego życia z mężem. To ta, która przyszła — na zawsze.

I tak, czasem teściowa staje się bliższa niż rodzona matka. To się zdarza. Ale to rzadkość. Wyjątek. A nie reguła.

Dlatego gdy słyszę:
— Mamo, może herbaty?
— Mamusiu, jak się czujesz?

Zadaję sobie zawsze to samo pytanie: to miłość? Czy tylko przyzwyczajenie do udawania?

Idź do oryginalnego materiału