Czy powinnam teraz wynieść walizkę z rzeczami? – zasugerowała żona

newsempire24.com 14 godzin temu

Pamiętam, iż pewnego wieczoru, gdy zmierzaliśmy się z rozstaniem, moja żona, Zofia, nagle pytała: Czy chcesz, żebym wyjęła walizkę? zaproponowała, po czym dodała: Zabierz ją!

Co masz na myśli? zdziwiła się przygotowująca się do długiego wyjazdu Ania, zaskoczona tak szybkim zwrotem akcji.

Tak po prostu! odpowiedziała Zofia, podając walizkę.

Jaka walizka? No niech sami ją noszą! pomyślała Nikola, tupiąc po dywanie w przedpokoju i wychodząc. Wszystko zdawało się przebiec bez szwanku, ale w powietrzu pozostał niepokój.

Wtedy, pod wieczornym niebem, rozległo się radio:

Będziesz mieć dziecko! Będziemy mieć dziecko! oznajmiła Nikola, spoglądając na Leopolda, oczekując reakcji. Czyż nie cieszysz się, kochanie?

Nikola Stepaniewicz przybyła na trzeci rok studiów medycznych na Uniwersytecie w Krakowie. Razem z Wiktorem Ryżowskim wstąpilicieli z innego miasta przenieśli się tam, gdy ojciec Wiktora, żołnierz, dostał wyjazd na posterunek w Gdańsku i rodzina musiała przeprowadzić się. Ania, z którą młody człowiek był związany, podążyła za ukochanym; Nikola stała się prawdziwą towarzyszką broni.

Wiktor natomiast nie. Gdy po przeprowadzce Ania odkryła, iż niedługo zostanie matką, jej partner zniknął tak, jakby rozwiał się w powietrzu. Zniknął z radarów: odjechał od rodziców, nie wiadomo dokąd, zostawił jedynie dokumenty z ostatniego roku studiów medycznych i nie odbierał telefonów.

Wtedy Nikola zauważyła, iż przyciąga ją sympatyczny wykładowca anatomii, profesor Leopold Januszewicz. Nikola była bystra, a kręcone włosy jej służyły jako znak rozpoznawczy. Wrócić do domu z brzuchem nie była dla niej opcją nie wróciłoby nic dobrego. Dziecko było jedyną nadzieją rodziców, a za niepowodzenia mogli ją łatwo obwinić.

Zatem pojawiła się perspektywa starszego, ugruntowanego mężczyzny, trzydziestolatka, którego losy nie obejmowały własnych potomków. Nikola wdała się w relację z zamężnym Leopoldem i z euforią zauważyła, iż nie przywiązuje wielkiej wagi do antykoncepcji. To znak, iż chciał już zostać ojcem.

No więc, Leopoldzie pomyślała piękna Nikola spełnię twoje marzenie i zostaniesz szczęśliwym ojcem! i zabrała się do dzieła.

Po półtora miesiąca mogła przekazać ukochanemu radosną nowinę: dziecko przyjdzie na świat po siódmym miesiącu, a ojciec nie będzie musiał się martwić o opiekę. Mądry nie powie, a głupi nie zauważy.

Wszystko było dopięte na ostatni guzik: najpierw lekka kolacja w uroczystej atmosferze Nikola wynajmowała pokój u samotnej babci za symboliczną sumę, a staruszka nie sprzeciwiała się jej spotkaniom, licząc jedynie na drobne opłaty za media i od czasu do czasu smakowite przysmaki. Życie emeryta nie było łatwe: trzeba było mieć co jeść i leczyć się, a ceny w aptekach i sklepach pozostawiały wiele do życzenia.

Kiedy Leopold wypił kieliszek wina, a Nikola jedynie łyknęła, podsunęła mu pozytywny test ciążowy, niczym w serialu, i rzekła: Będziesz mieć dziecko! Będziemy mieć dziecko! Czy nie cieszysz się, kochany?

Mężczyzna nie zareagował tak, jak się spodziewano: nie wziął jej w taniec, nie podniósł na ręce i nie zaproponował małżeństwa. Po krótkiej pauzie odparł:

Nie jestem gotowy!

Na co nie jesteś gotowy? zdziwiła się Nikola. Zawsze byłeś gotowy, jak harcerz!

Na dziecko!

Czyli na poczęcie byłeś gotowy, a dalej już nie? uśmiechnęła się nieco ironicznie, pytając, co dalej się stanie.

Leopold zignorował pytanie i po prostu wyszedł.

No i pierdolący nauczyciel! wykrzyknęła Nikola, nie szczędząc wulgaryzmów w swoim języku.

Nie oznacza to, iż mężczyzna był bez serca i niegodziwy po prostu Leopold był bezpłodny, a więc dziecko nie mogło być jego. Wiedział też, iż Nikola kiedyś chodziła z zaginionym Wiktorem Ryżowskim. Puzzle się ułożyły.

Bezpłodność Leopolda wynikała z przebytego w dzieciństwie odrobaczania choroby, której nazwa brzmiała zabawnie, ale skutki były nieprzyjemne. Po trzech latach małżeństwa badania nie wykazały owocności, a w nasieniu było bardzo mało żywych plemników. Gdy nie potrzebne, jeden sprawny plemnik wystarcza, ale gdy potrzeba, nie da się go wyłowić.

Nikola i Leopold trzymali to w ścisłej tajemnicy, udając, iż intensywnie pracują nad problemem. Myśleli, iż może w przyszłości przygarną dziecko z domu dziecka. Na razie żyli dla siebie, co też nie było złe.

O bezpłodności nie wiedział choćby ojciec Leopolda w tym czasie jego matka już nie żyła, a ojciec miał nowotwór. Ludzkość współczuła mu, bo mógł niedługo zostać dumnym dziadkiem. Choroba postępowała, więc Leopold i Zofia postanowili, iż ojciec odejdzie w spokoju, bo nadmiar wiedzy potęguje ból.

Zofia kochała Leopolda, a on kochał Zofię i całkowicie jej ufał. choćby mała zdrada, jak mówią, potrafi wzmocnić związek. Po ogłoszeniu Nikoli ciąży miłość Leopolda osłabła, ale nie była to jedyna przyczyna jego obojętności.

Leopold przestał zwracać uwagę na studentkę Stefanową, a ona, nie mając innego wyjścia, postanowiła poprosić go o przyjęcie do domu. W jego nieobecności miała zamiar wyjawić żonie całą prawdę o ich wielkiej miłości.

Zofia, jako człowiek wyważony, na słowa Nikoli o miłości, macierzyństwie i oddaniu Leopolda odpowiedziała krótkim, bez emocji:

Zabierz!

Co? zdziwiła się Ania, gotowa na długie rozstanie.

No właśnie, czy chcesz, żebym wyjęła walizkę? podkreśliła Zofia.

Jaka walizka? Niech sami ją noszą! pomyślała Nikola i ruszyła w stronę drzwi. Wszystko przeszło, choć pośród tego pozostał pewien osad.

Wieczorem w domu rozległo się radio:

Komu wierzysz, Zosiu? zapytał Leonid, zniecierpliwiony. Nie ma gdzie postawić prób! Czy nie znasz mnie? Jestem przykładem dobrego mężczyzny!

Tak, Leopold rzeczywiście był przykładem dobrego mężczyzny, nie miał skandali, choć niektórzy twierdzili co innego. Zofia mu ufała i w tę chwilę również uwierzyła. Nikt nie przyszedł z walizką.

Studentka Stefanowa, nie czekając na ukochanego, nie szła do dziekanatu, by oskarżać wykładowcę o molestowanie. Nikola rozumiała, iż czasy partyz i komitetów minęły.

Pójdziemy inną drogą! mawiał niegdyś wielki Iłich. I Nikola postanowiła wykorzystać słowa przywódcy.

Zebrała więc siły i ruszyła w stronę Jurija Siergiejewicza, potencjalnego ojca Leopolda. Jego adres znalazła w internecie. Ojciec Leopolda znajdował się w pewnym przykurczu po lekach, więc chętnie przyjął piękną, ciężarną dziewczynę, obiecując, iż w końcu zostanie mu wnuk. Nie zastanawiając się długo, zaproponował jej wsparcie finansowe w wysokości trzydziestu tysięcy złotych miesięcznie, licząc, iż syn jeszcze się nie zdecydował. Dziadek nie zostawiłby jej samej.

Dodatkowo Jurij lubił swoją synową Zofię i nie chciał sprawiać jej przykrości, więc postanowił zachować wszystko w tajemnicy.

Nikola, uskrzydlona, poczuła, iż los jej dopisał. Zatrudniła się w akademiku, choć mogła studiować jeszcze do urlopu macierzyńskiego ale po co się męczyć, kiedy co miesiąc spływała solidna suma? Dla kogoś z ubogiej rodziny to były pieniądze na wagę złota.

Ciąża szła gładko, bez mdłości, a Nikola kupowała w sklepie różowe drobiazgi dla swojej córeczki. USG pokazało, iż będzie dziewczynką. Czasem odwiedzała dziadka Jurija, który przyjmował ją z euforią i podawał smaczne owoce, na które Nikola nie mogła sobie pozwolić.

Kiedy nadszedł termin porodu, Jurij przyjechał po nią z wózkiem i zasiadł przy niej jako jedyny opiekun, bo sam nie radził sobie już na drodze. Obiecał, iż nie zostawi jej po swoim odejściu.

Oczywiście, nie zostawi! myślała żująca wiśniowy sok Nikola. A ten nieogarnięty Lenio jeszcze się łezka nie opłuka!

Jurij odszedł, gdy córeczka miała pół roku choroba, jak często bywa, go pokonała. Nikola przybyła na pogrzeb, a sąsiadka zaoferowała się, by pilnować dziecka, choć nie spodziewała się, iż ma wyciągnąć je z kołyski.

Po co to robiła? Może liczyła, iż na spotkaniu otworzą testament Jurija, w którym zostanie zapisana wnuczka obiecał! A ona chciała poznać twarze krewnych. Nie było jednak testamentu, a słowa Jurija nie zostały dotrzymane.

Krewna była zdumiona, iż Nikola pojawiła się na pogrzebie, ale nie została wciągnięta w tradycyjne obrzędy po prostu nie zaproszono jej. Bo siedząca przy pogrzebie opiekunka wyjawiła całą prawdę, którą ukrywano na prośbę Jurija.

Gdy Nikola próbowała wsiąść do autobusu jadącego na obiad pogrzebowy, kierowca, na prośbę małżonków, zamknął przed nią drzwi i pojazd ruszył, nabierając prędkość, choć Nikola goniła go i waliła pięścią w drzwi.

Nic nie straciła odkładała część z tych trzydziestu tysięcy, a także kapitał macierzyński i zasiłek dla samotnej matki. Dzięki temu starczyło na życie.

Zdecydowała się podjąć pracę w przychodni, odbierając telefony wykształcenie medyczne wystarczyło do tego zadania. Siódmiesięczną córkę włożyła do żłobka.

Rok po pogrzebie Jurija jej matka, Zofia, zaszła w ciążę. Ożyły w niej komórki, które wcześniej nie dawały rady. Ludzie pod słońcem szaleją z pożądania, a spermy choć niewidzialne też mają swoje życie!

U ich rodziny przyszedł cudowny chłopiec, euforia ich nie znała granic. Wszystko było, jak zawsze, dobrze. Czasem Zofia wspominała wizytę Nikoli, która wydawała się być w ciąży od jej męża. Może dziewczyna nie kłamała?

Zofia odganiała te myśli: Boże, co to ma znaczyć? Leopold okazał się nie tylko ojcem, ale i troskliwym, kochającym i czułym tatą dokładnie takim, jakim powinien być każdy mąż.

A resztę historii już nie warto przywoływać.

Idź do oryginalnego materiału