„Czy ta wredna, wyglądająca jak osaczona bestia kobieta to naprawdę jego matka?”. Jej słowa: „Jesteś błędem mojej młodości” – wciąż dźwięczały mu w uszach

polregion.pl 2 godzin temu

„Czy ta zła, przypominająca osaczone zwierzę kobieta to naprawdę jego matka?” Słowa: „Jesteś błędem mojej młodości” dźwięczały mu w uszach.

O sobie Leszek wiedział tylko tyle, iż znaleziono go płaczącego z głodu i strachu na progu domu dziecka. Matka chłopca musiała mieć jeszcze resztki sumienia, bo owinęła go w ciepły koc, a na wierzch zawiązała koziołkową chustę i zostawiła krzyczące dziecko w kartonowym pudle. Najwyraźniej nie chciała, by Leszek zmarzł.

Nie było żadnej notatki o jego imieniu, dacie urodzenia czy pochodzeniu. Za to w małej rączce niemowlęcia tkwił dość duży srebrny wisiorek w kształcie litery „A” jedyna pamiątka po matce.

Wisiorek był wyjątkowy, nie taki, jakie sprzedają w każdym sklepie, ale manualnej roboty, z grawerem jubilera.

Śledczy próbowali wykorzystać ten ślad, by znaleźć nieodpowiedzialną matkę i pociągnąć ją do odpowiedzialności, ale sprawa utknęła w martwym punkcie. Jubiler, który wykonał wisiorek, już nie żył zmarł ze starości, a w jego księgach nie było żadnych zapisów na ten temat.

Tak oto chłopiec trafił do domu dziecka jako Leszek Nieznany. I tak świat zyskał kolejne państwowe dziecko.

Całe dzieciństwo spędził w sierocińcu, utrzymywany przez państwo. Strasznie brakowało mu rodzicielskiej miłości, a jedyne, o czym marzył, to odnaleźć kiedyś mamę i tatę.

„Pewnie stało się coś strasznego, skoro mama tak postąpiła. Na pewno mnie znajdzie i zabierze stąd” myślał, podobnie jak wszystkie inne dzieci w domu dziecka.

Kiedy opuszczał placówkę i wchodził w „dorosłe życie”, wychowawczyni zawiesiła mu na szyi wisiorek i opowiedziała jego historię.

„Czyli mama chciała, żebym ją kiedyś znalazł?” zapytał.

„Możliwe! Albo po prostu przypadkiem zerwałeś go z jej szyi. Maluchy lubią chwytać. W końcu wisiorek był ściśnięty w twojej piąstce bez łańcuszka!” spekulowała wychowawczyni.

Leszek dostał od państwa małe mieszkanie niewielkie, ale własne. Zaczął naukę w technikum, skończył je i zatrudnił się w warsztacie samochodowym.

***

Z Aliną poznał się przypadkiem dosłownie zderzyli się na ulicy. A dokładniej, najpierw tylko się potrącili, dziewczyna upuściła trzymane w rękach czasopisma modowe, a potem, gdy Leszek rzucił się, by je zbierać, zderzyli się czołami.

Uderzenie było tak silne, iż obojgu posypały się iskry z oczu i polały się łzy. Siedzieli tak na chodniku, ludzie ich omijali, a oni uśmiechali się do siebie przez łzy. Wtedy Leszek zrozumiał, iż zakochał się na zawsze.

„Muszę jakoś wynagrodzić mój błąd! Zapraszam cię na kawę!” zaproponował.

Alina sama była zaskoczona, jak łatwo się zgodziła. Chłopak wydał jej się uroczy w swojej niedźwiedziej niezdarności i niemal bliski.

„Wiesz, Leszku, mam wrażenie, jakbym znała cię od zawsze!” powiedziała już po pięciu minutach rozmowy.

„Nie uwierzysz, ja czuję to samo!”

Młodzi zaczęli się spotykać, a ich uczucie było tak silne, iż nie potrafili zapomnieć o sobie choćby na chwilę. Dzwonili, pisali, czuli się jak jedna dusza.

Gdy tylko Leszek gdzieś się zranił lub uderzył w pracy, Alina od razu dzwoniła i pytała, czy wszystko w porządku.

„Ty to ja, a ja to ty. Czuję, iż jesteś moim przeznaczeniem!” powiedział jej kiedyś Leszek. Szkoda, iż nie mogę cię przedstawić moim rodzicom jako moją narzeczoną. Nie mam nikogo.

„Ale masz mnie! I jestem pewna, iż spodobasz się moim rodzicom.”

***

„Jak to 'mój chłopak z domu dziecka’? Zwariowałaś? Oni tam są wszyscy źli, nieuspołecznieni!” Lidia, matka Aliny, chwyciła się za serce i osunęła na skórzany fotel.

„Mamo, Leszek jest dobry, wesoły! Nie można wszystkich wrzucać do jednego worka!” broniła ukochanego dziewczyna.

„Słusznie, córko! Najpierw trzeba kogoś poznać, zanim się oceni. Więc przyprowadź go, porozmawiamy, zobaczymy, czym twój Leszek z domu dziecka oddycha. Wtedy zdecydujemy, czy panikować!” wstawił się za córką ojciec, Jan, zawodowy oficer.

„Janie, nie rozumiesz! Nie po to wychowywaliśmy córkę, pieściliśmy ją, by wyszła za człowieka bez rodu, bez plemienia! A jeżeli jego rodzice to jacyś niemoralni ludzie?” krzyknęła histerycznie Lidia.

„Właśnie dlatego najpierw go poznamy!” zmarszczył brwi Jan.

Lidia nie sprzeciwiła się już mężowi, tylko smutna wyszła, trzasnąwszy drzwiami.

Jan porozumiewawczo mrugnął do Aliny:

„Nic się nie martw, córeczko, jakoś to będzie!”

„Dziękuję, tato!” uradowana Alina pocałowała ojca w policzek. To zaproszę Leszka w sobotę?

„Oczywiście! Muszę wiedzieć, w kim zakochała się moja jedyna córka.”

***

W dni

Idź do oryginalnego materiału