Dla mnie rodzina. Wiesz, iż nie mogę mieć dzieci…

newsempire24.com 4 dni temu

Dla mnie urodź. Wiesz przecież, iż ja nie mogę mieć dzieci…
Urodź dziecko, dla mnie urodź. Wiesz przecież…

Pierwszy dzień zajęć na uniwersytecie rozpoczął się od wykładu. Kinga długo błądziła po korytarzach, zanim znalazła adekwatną salę. Ledwo zdążyła usiąść w pierwszym rzędzie, gdy wszedł wykładowca. Przedstawił się i zaczął opowiadać, czym będą zajmować się przez rok. Mówił, iż pytania na egzaminach będą pochodzić z wykładów, a nie z podręczników. Radził, by już teraz uczęszczać na zajęcia, zamiast później przed sesją szukać odpowiedzi w internecie.

W tej chwili drzwi się otworzyły i do sali weszła olśniewająco piękna dziewczyna. W auli rozległy się chichoty. Wykładowca natychmiast się do niej zwrócił.

— Na wykład? Jak się nazywasz? — zapytał surowo.

— Jadwiga Nowakowska — odparła bez zmieszania, pewnym głosem.

— No dobrze, tym razem wybaczam, Jadwigo. Następnym razem postaraj się nie spóźniać. Spóźnialskich nie wpuszczam na swoje zajęcia. — Obrócił się do zamilkłej sali. — Dotyczy to wszystkich! Nie będę powtarzał, o czym mówiliśmy, zapytajcie kogoś później. Siadaj. A więc…

Dziewczyna przebiegła w stronę pierwszego rzędu, starając się nie stukać wysokimi obcasami. Kinga przesunęła się, robiąc dla niej miejsce.

— Cześć. Co on tu gadał? Straszył? — zaczęła szeptać ognista, jak żar-ptak, studentka.

— Cicho, wyrzuci cię — syknęła Kinga.

Na przerwie się poznały. Jadzia okazała się być z podwarszawskiego miasteczka, każdego dnia dojeżdżała elektryczką. Nie obliczyła czasu i pierwszy dzień zaczęła od spóźnienia. Kinga przyjechała z Poznania, mieszkała w akademiku.

Jadwiga była żywiołowa, wesoła, do nauki podchodziła lekko, nie przejmowała się ocenami. Dziwiła się, jak Kinga potrafi całymi dniami ślęczeć nad książkami.

— Ale co za różnica, czy dostaniesz zwykły dyplom, czy z wyróżnieniem. Ważne, żeby dobrze wyjść za mąż, ułożyć sobie życie — mawiała.

— Obiecałam mamie, iż będę się uczyć. Wychowała mnie sama. Też poszła na studia, zakochała się, zaszła w ciążę. A ten, mój ojciec, obiecał się ożenić, ale nie zrobił tego. Gdy się urodziłam, mama rzuciła studia. Boi się, iż powtórzę jej los. Wiem, jak ciężko było. Chcę, żeby była ze mnie dumna, a nie płakała.

— No, no. Tak i uschniesz nad książkami. A kiedy żyć? — nie ustępowała Jadzia.

— Jak skończę studia, wtedy zacznę żyć — zaśmiała się Kinga.

Mimo różnych podejść do nauki i życia, zaprzyjaźniły się. Kinga chodziła na wszystkie wykłady, pożyczała notatki koleżance. Pomagała Jadzi w nauce, kryła ją, gdy ta opuszczała zajęcia. A Jadzia biegała na potańcówki, spotykała się z chłopakami, żyła pełnią życia. Wielu próbowało otworzyć Kingi oczy na „przyjaciółkę”, iż ta ją wykorzystuje.

— I co z tego? Przyjaźń rzadko bywa bezinteresowna. Zawsze jeden korzysta z drugiego — odpowiadała Kinga.

Na czwartym roku Jadzia zakochała się i zupełnie rzuciła naukę. Gdyby nie Kinga, wyrzuciliby ją z uczelni. Na początku ostatniego roku Jadzia „wpadła”.

— Chciałam cicho zrobić aborcję, ale Staś się dowiedział, tak krzyczał. Więc wychodzę za mąż. Będziesz moją świadkową. I nie sprzeciwiaj się — oznajmiła.

Przed Nowym Rokiem odbyło się huczne wesele, a przed egzaminami państwowymi Jadzia urodziła chłopca. Na egzaminy przychodziła z zaspanymi oczami. Wykładowcy z litości stawiali jej tróje.

A Kinga zdobyła dyplom z wyróżnieniem i szykowała się do powrotu do Poznania.

— Co ty? Z takim dyplomem w Warszawie wszystkie drzwi stoją przed tobą otworem. Co ty tam u siebie w Poznaniu będziesz robić? A ja jak bez ciebie? Pogadam ze Stasiem. Jego ojciec ma firmę, weźmie cię do pracy.

— Mama czeka… — próbowała się wymigać Kinga.

— Nic się twojej mamie nie stanie. Będzie tylko szczęśliwa za ciebie. Zarobisz pieniądze, nabierzesz doświadczenia. Po Warszawie wszędzie cię z rękami wyrywać będą. Staś ma kolegę, nieżonatego. Pamiętasz, obiecałaś, iż po studiach zaczniesz żyć? Więc nie puszczę cię. Ech, gdyby nie dziecko, to byśmy razem szalały…

— Nie mów tak. Dzieci gwałtownie rosną, jeszcze się zabawimy. Przecież marzyłaś, żeby dobrze ułożyć sobie życie, nie? Masz dom, rodzinę, dobrego męża. A dziecko to szczęście — pocieszała Kinga.

Została w Warszawie. Staś, mąż Jadzi, rzeczywiście wstawił się za nią u ojca, i ten przyjął Kingę do pracy. I tu pokazała się z najlepszej strony. Tylko z życiem osobistym nie wychodziło.

Przyjaciółki często dzwoniły, ale rzadko się widywały. Jadzia była zajęta dzieckiem, Kinga pracą. Pewnego dnia Jadzia zadzwoniła przybitym głosem i poprosiła, by Kinga przyjechała. Ta natychmiast się zerwała.

— Co się stało? — zapytała od progu, widząc zaczerwienione oczy przyjaciółki.

— Jestem w ciąży — powiedziała z rezygnacją.

— Uff. A ja się już wystraszyłam, iż coś się stało, przybiegłam jak szalona, a to tylko ciąża. Gratulacje — odetchnęła Kinga.

— Z czego gratulujesz? Ledwo wyrwałam się z pieluch, chciałam wrócić do pracy, a tu znowu… Z jednego urlopu w drugi — narzekała Jadzia.

— To czemu się nie zabezpieczaliście? — spytała Kinga, nie rozumiejąc tragedii.

— Jak? Zaczęłam brać tabletki, Staś znalazł, taką awanturę zrobił. On jedynak, marzy o dużej rodzinie. Chce dom kupić. A mnie nikt nie pyta, czy chcę rodzić? No co? Niechby faceci choć raz urodzili, to bym zobaczyła. Mówi, iż ciężko pracuje, zmęczony, a sam leci do roboty jak na święta, byle z domu uciec. Słuchaj, Kinga, a może on ma kogoś? W pracy? Widziałaś coś? Mów prawdę.

— Daj spokój. Twój Staś naprawdę dużo pracuje. Kocha cię — broniła Kinga.

Jadzia znów urodziła chłopca. IKilka lat później, gdy mała Agata zadała pytanie o trzy babcie, wszystkie trzy wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenia, a wtedy Jadwiga uśmiechnęła się łagodnie i powiedziała: “Bo każda z nas dała ci coś innego, a razem dajemy ci cały świat.”.

Idź do oryginalnego materiału