Dla mojej mamy opieka nad wnuczką to coś “niemożliwego”.

newsempire24.com 4 godzin temu

19 listopada 2025 dziennik

Dziś znowu zastanawiam się, dlaczego moja mama, Helena, postrzega opiekę nad moją córeczką, Bogną, jako coś niemożliwego. Wszystkie moje koleżanki mają matki, które bez problemu pomagają przy dzieciach, a ja wciąż słyszę od mamy tę samą frazę: To twoje dziecko, ja wychowałam już swoje. Bogna ma pięć lat, chodzi do przedszkola w dzielnicy Mokotów i dopiero po dwóch latach od urlopu macierzyńskiego wróciłam do pracy. Jestem nauczycielką w klasach 13, więc nie mogę często brać wolnych dni. Gdyby tylko Helena mogła się wtrącić choć na kilka godzin, byłoby o wiele łatwiej.

Zimą mam sporo wolnego czasu, bo nie posiadam domku letniskowego. Mama spędza cały dzień w domu, jedynie przegląda telewizję i rozmawia telefonicznie z przyjaciółmi. Nie ma innych zajęć, które mogłaby podjąć. W zeszłym tygodniu byliśmy u okulisty i dowiedzieliśmy się, iż Bogna ma problemy ze wzrokiem. Zadzwoniłam do Heleny i powiedziałam, iż musimy na dziesięć dni pojechać z nią do kliniki. Odbieramy ją z przedszkola około godziny 13, a rano musimy dowieźć ją do szpitala wszystko jest blisko: przedszkole, klinika i dom mamy.

Bogna jest grzeczna, a mama zna to. Nie jest zrzędliwa, nie hałasuje, nie robi awantur, je to, co podaję. Mimo to Helena ma wobec niej silną niechęć. Pewnego dnia potrzebowałam pomocy matki, bo zarówno ja, jak i mój mąż, Marek, musieliśmy iść do pracy.

Byłoby cudownie, gdyby Helena mogła przyjechać i przez kilka dni odciążyć nas, ale po prostu nie jest w stanie. Mamy jednak szczęście, iż mieszkamy blisko rodziny. Moja babcia, Stanisława, mieszka obok i ostatnio wydaje się mieć trochę wolnego czasu, więc mogłaby zająć się dzieckiem, gdy my będziemy w pracy. Nie kosztowałoby nas to nic dodatkowego, bo mieszka tuż za rogiem, a to naprawdę odciążyłoby mnie i Marka od codziennego stresu.

Od kiedy Helena przeszła na emeryturę, wspieram ją finansowo. Przekazuję jej pieniądze regularnie, opłacam mieszkanie dwa razy w miesiącu po trzydzieści pięć tysięcy złotych za czynsz. Kiedy idziemy na zakupy, zabieramy mamę ze sobą, a ona płaci wszystko sama. Na każde święto staram się podarować jej coś pięknego i drogiego. Helena przyjmuje tę pomoc jako coś oczywistego, uważa, iż to mój obowiązek, jako jej córki, troszczyć się o jej wyżywienie i płacić czynsz. Nie rozumiem tego. Moje dziecko to mój problem, a nie zadanie, które mam musieć spełniać dla kogoś innego.

Czuję, iż babcie nie są zobowiązane do pomocy swoim dzieciom, choć tak często robią. Czy to sprawiedliwe? Boli mnie to staram się tak bardzo o mamę, a ona tego nie docenia. Mam nadzieję, iż kiedyś znajdę równowagę między wsparciem rodziny a własnym życiem.

Kończąc wpis, zastanawiam się, czy naprawdę muszę nosić ten ciężar samodzielnie, czy może pozostało jakiś sposób, byśmy wszyscy mogli lepiej się rozumieć.

Idź do oryginalnego materiału