„Dlaczego moje przyjaciółki mają młode i piękne mamy, a ja mam taką, która przypomina babcię?”

twojacena.pl 8 godzin temu

„Wszystkie koleżanki mają młode i piękne mamy, tylko ja nie. Moja bardziej przypomina babcię, to takie przykre…”

„Zosiu, Zoś! Twoja babcia przyszła po ciebie!” – Zosia wyjrzała na korytarz i zmarszczyła brwi – pod ścianą stała jej mama.

„Mamo, no po co ty po mnie przychodzisz… Ja sama dam radę, nie jestem już mała” – mówiła Zosia, patrząc na matkę z niezadowoleniem.

„Zosieńko, na dworze już ciemno. Dziewczynkom nie wolno chodzić samym po zmroku, to niebezpieczne” – tłumaczyła się matka.

„Mamo, jaki zmrok! Dopiero siódma wieczorem. A dom mamy zaraz obok… Jestem już dorosła, prawie trzynaście lat” – dziewczynka chwyciła torbę i wybiegła ze szkoły muzycznej.

…Zosia przyszła na świat, gdy jej rodzice niemal stracili nadzieję. Pierwsze oznaki, iż Jadwiga spodziewa się dziecka, zaskoczyły ją, gdy z mężem szykowali się na spotkanie z przyjaciółmi…

„Włodku… Coś mi nie dobrze… Mdli mnie, czuję się słabo. Może zjadłam coś nieświeżego… Położę się trochę. Jedź sam, jeżeli musisz…” – ale on oczywiście nie pojechał bez niej.

Leżała dwa dni, lecząc się domowymi sposobami – głodówką, ziołami, płukaniem żołądka… Ale nie poczuła ulgi, a trzeciego dnia mąż, mimo jej słabego oporu, wezwał lekarza.

Pielęgniarka uważnie wysłuchała Jadwigi, opukała plecy, zajrzała do gardła. Mierzyła gorączkę i zadawała dziwne, jak jej się wydawało, pytania. Zupełnie nie na temat. Patrzyła jakoś podejrzliwie, niepoważnie. Chciała choćby zirytować się i zarzucić jej brak profesjonalizmu, ale brakowało si sił…

Następnego ranka, zgodnie z zaleceniem, pojechali do ginekologa.

Mąż, Włodzimierz, nerwowo przechadzał się po korytarzu… Gdy Jadwiga wyszła, przeraził się jej wyrazu twarzy. Wydawała się tak odmienna. Najpierw uśmiechała się drżącymi ustami, a potem nagle rozpłakała się, podając mu jakieś pismo. Z drżeniem wziął kartkę, oczekując najgorszego…

„Włodku… Włodziu… Będziemy mieli dziecko” – powiedziała Jadwiga i wybuchnęła płaczem, zakrywając twarz dłońmi. Objął ją i milczał, oszołomiony tą wiadomością, nie wierząc własnym uszom, by nie spłoszyć tej magicznej chwili…

Mieli po czterdzieści dwa lata. Jadwiga urodziła niemal w czterdziestkę trzecią i w całym szpitalu była najstarszą rodzącą. A pielęgniarki nazywały ją między sobą – „późna matka z ósmej sali”…

W wyznaczonym czasie Jadwiga urodziła dziewczynkę. Ku zaskoczeniu lekarzy i jej samej, poród przebiegł sprawnie, bez komplikacji. Łatwiej niż u wielu młodszych matek. Dziecko było duże, zdrowe i głośne.

Gdy Zosia była mała, nie widziała różnicy między swoją mamą a mamą koleżanki Hani. Mama jak mama. Ale gdy podrosła – a była bystrą dziewczynką – po raz pierwszy usłyszała okrutną prawdę w przedszkolu.

„Mamo, mamo, a mama Zosi jest stara i niedługo umrze. Bo starzy umierają, prawda?” – pytał chłopiec Bartek z jej grupy.

Zosia, nie zastanawiając się długo, uderzyła go w głowę kolorową zabawką. Na szczęście była plastikowa. Skuteczna była tylko wielka guza, ale mama Bartka wrzeszczała na całe przedszkole.

„Narodzili sobie dziecko na starość! Już nie emeryturę powinni zbierać, tylko wychowywać! I jeszcze biją innych dzieci! Złożę skargę, niech opieka społeczna się tym zajmuje!” – trzęsła się ze złości, ocierając nos ryczącemu synowi.

W domu czekała Zosię rozmowa z rodzicami, ale odtąd tłukła Bartka i każdego, kto pozwalał sobie na podobne uwagi. A także sama zaczęła się zastanawiać, czy w ich słowach nie było ziarna prawdy, i niepostrzeżenie zaczęła wstydzić się rodziców…

Później Zosia poszła do szkoły. Zebrania rodziców były dla niej koszmarem. Z przerażeniem wyobrażała sobie, jak nauczycielka zwraca się do jej rodziców. Widziała, jak mama czerwieni się ze wstydu, a siwy tata zmieszany patrzy w podłogę… Dlatego też fakt, iż miała starszych rodziców, miał też dobre strony. Nigdy nie sprawiała kłopotów i uczyła się wzorowo.

Oczywiście, jej rodzice byli wspaniali – najlepsi na świecie! Kochała ich całym sercem. Ale jakże marzyła, by jej mama wyglądała jak mama Ewki, która bardziej przypomina starszą siostrę niż matkę. A tata, jak tata Kuby, w modnych skórzanych spodniach, przyjeżdżający do szkoły wypasionym samochodem.

Ale nie… Ona miała starszych rodziców, kompletnie niemodnych. Mama nie lubiła się stroić. Wola najlepszą książkę niż szpilki. Tata kochał swoją starą „Nysę” i spędzał każdy weekend w garażu, bez końca „doprowadzając ją do perfekcji”… Kochał też historię, politykę i sam kisił najlepszą kapustę w okolicy!

Zosia skończyła szkołę i dostała się na medycynę. Nawyk pilnej nauki się przydał. Skończyła studia z wyróżnieniem i rozpoczęła specjalizację w pobliskim szpitalu. Praca ją pasjonowała, zwłaszcza iż trafiła na wspaniałego mentora, który zaraził ją miłością do stomatologii. Tata nazywał ją żartobliwie „komandorem białego uśmiechu”.

Pewnego dnia, gdy asystowała lekarzowi, do gabinetu wszedł młody mężczyzna skarżący się na ból zęba. Okazało się, iż zbyt mocno gryzł orzechy. Był zażenowany obecnością sympatycznej dziewczyny, ale wszystko poszło gładko – ząb został naprawiony, a pacjent wyszedł zadowolony. Po pracy Zosia niespodziewanie spotkała go przed szpitalem…

„Jeszcze raz dzień dobry, czarodziejko dłoni! Dowiedziałem się, kiedy kończysz pracę, i postanowiłem poczekać. Mam nadzieję, iż nie masz nic przeciwko?” – Jakub, bo tak miał na imię, podał jej bukiet róż.

Zosia się zawstydziła, ale od razu, jeszcze w gabinecie, polubiła tego chłopaka. Szli powoli w stronę jej domu, rozmawiając. Miała wrażenie, iż zna go od zawsze – mieli tyle wspólnego. Każde jego słowo rezonowało w niej… Było im tak dobrze, iż pod drzwiami zrozumieli, iż nie chcą się rozstawać…

Zaczęli się spotykać, a miesiąc później Jakub oświadczył się. Poznał ją z rodzicami, którzy okazali się wspaniałymi ludźmi. Mama pracRodzice Zosi pokochali Jakuba od pierwszego spotkania, a gdy w dniu ślubu prowadzili ją do ołtarza, zrozumiała wreszcie, iż prawdziwa miłość i duma nie mają wieku – liczy się tylko to, jak bardzo ktoś potrafi być przy tobie, gdy tego potrzebujesz.

Idź do oryginalnego materiału