Nie dlatego, iż chcą zabrać dzieciom radość, ale dlatego, iż nie chcą, by słodycze stały się świątecznym standardem. Bo może czas wreszcie przestać udawać, iż cukier jest symbolem miłości?
Paczki rodem z PRL, czyli „im bardziej słodko, tym lepiej”
Słodycze jako prezent mają w Polsce długą tradycję. W latach, gdy półki świeciły pustkami, czekoladowy Mikołaj był dowodem troski i dobrobytu. Problem w tym, iż dzisiaj słodycze nie są ani rzadkie, ani szczególnie wyjątkowe. Mimo to szkoły, przedszkola, organizacje, a choćby rodzina wciąż uparcie wręczają dzieciom kilogramy cukru, jakby świat zatrzymał się na obrazkach z kronik filmowych.
Rodzice przyznają, iż te paczki przestały mieć cokolwiek wspólnego z radością, a zaczęły przypominać taśmową produkcję. „Każde dziecko dostaje to samo”, „niech jest tanio i dużo” – to logika, którą wielu chce dziś kwestionować.
Czy naprawdę w epoce rozmów o emocjach, relacjach i świadomym wychowaniu jedyną formą świątecznego upominku, na jaką potrafimy wpaść, pozostaje czekoladowy baton?
Dorośli: „Nie chcę, by święta kojarzyły się z cukrową bombą”
Coraz częściej rodzice przyznają, iż słodycze nie są neutralnym prezentem. Nie chodzi jednak o zdrowie – nie o cukier, dietę czy kalorie. Chodzi o to, czego uczymy dzieci, kiedy co roku wręczamy im góry słodkości, jakby inaczej nie dało się okazać uczuć.
Dla wielu z nich to sygnał: święta = jedzenie. Koniecznie słodkie. Koniecznie dużo. I jeszcze więcej. Czy taki przekaz naprawdę chcemy budować? Że na wyjątkowe okazje najlepszą odpowiedzią jest coś, co można kupić w każdym markecie za kilka złotych? Że euforia równa się cukier?
Rodzice mają dość. Chcą, by prezenty miały sens, by były wyrazem myślenia, a nie najłatwiejszej opcji z półki.
Dziadkowie i szkoły w kontrze: „Przecież to tylko tradycja!”
Największy rozdźwięk widać między pokoleniami. Dziadkowie często nie widzą problemu. Szkoły tłumaczą się budżetem. Organizatorzy mikołajek – iż nie da się inaczej.
Ale rodzice odpowiadają: można. Tylko trzeba chcieć. Mała książeczka, zestaw kredek, drobna gra, bilecik z życzeniami, ozdoba do powieszenia na choince. Cokolwiek, co nie jest kolejną tabliczką czekolady.
Bo problem nie w tym, iż słodycze są zakazane. Problem w tym, iż stały się normą. Automatycznym wyborem. A automatyczne wybory nigdy nie niosą wartości.
Nowe święta, nowe zwyczaje
Rodzice chcą świąt, które naprawdę coś znaczą. Takich, w których prezent ma być symbolem relacji, a nie zapełnieniem torby. Takich, w których dorosły nie idzie na skróty, tylko zastanawia się, co sprawi dziecku euforia – nie na pięć minut, ale na dłużej.
To jest walka o sens. O kulturę obdarowywania. O to, by święta były świętami, a nie festiwalem taniej czekolady. Bo jeżeli mamy budować nowe tradycje, to zróbmy to świadomie. Z sercem. A nie z reklamówką pełną batonów.
Zobacz także: W tym roku robię „suche święta”. Ten nowy trend powinien zagościć w każdym domu













