Łukasz, usiądź chociaż na dwie godziny z Michałkiem Zuzanna nieprzyjemnie wpatrywała się we mnie. Muszę iść do lekarza.
Nie mogę wstałem gwałtownie z kanapy. Spotykam się z kumplami, zaraz wyjdę.
Łukasz, naprawdę. Boli mnie głowa, kręci się kręgosłup. Po porodzie tak się wszystko poprzestawia, że
Zuzanno, powtórzę? spojrzałem na nią z irytacją. Nie da się. Przenieś na inny dzień. Już mam umówione.
Zacząłem zawiązywać kurtkę, sprawdzałem kieszenie.
Nie mogę przełożyć. Termin w przychodni ustalony na trzy tygodnie od przodu.
No to wytrwasz jeszcze trzy tygodnie wzruszyłem ramionami, jakby to była drobna sprawa. Nic ci się nie stanie.
Drzwi trzasknęły. Z pokoju dziecięcego dobiegł cichy płacz Michałek znów się wybudził. Znowu.
Zuzanna westchnęła zmęczona i wyciągnęła telefon. Zadzwoniła do przychodni, słuchając charakterystycznych dźwięków, które zastąpiły zwykłe dzwonki. W końcu nadeszła kolej.
Dzień dobry, chciałabym odwołać wizytę na dzisiaj
Upadła na kanapę. Po porodzie zdrowie stało się jak loteria. Raz plecy się kurczyły tak, iż nie dało się wyprostować, innym razem głowa waliła, jakby ktoś wbijający młot w środku. Lekarze wzruszali ramionami: trzeba zrobić badania, a na badania potrzeba czasu. I kogoś, kto usiedzi przy dziecku.
Ja jednak nie przywiązywałem wagi. Ostatnie dwa lata zdawały się być dla mnie obce.
Podczas ciąży nosiłem Zuzannę dosłownie w ramionach. Dźwigałem ciężkie torby, gotowałem, masowałem jej stopy przed snem. Mówiłem, iż jest najpiękniejsza, iż jestem najszczęśliwszy. Zuzanna wierzyła w każde słowo. Myślała, iż ma szczęście z mężem.
A potem przyszedł Michałek. I wszystko runęło w gruzy.
Krzyki, niekończące się przewijanie, bezsenne noce to rozdarło we mnie maskę, pod którą kryło się zupełnie inne człowieczeństwo. Zaczynałem krzyczeć na Zuzannę, gdy nie nadążała posprzątać mieszkania. Krzyczałem na Michałka, gdy płakał w nocy. Rzucałem rzeczy, trzaskałem drzwiami, odchodziłem do znajomych i wracałem po północy.
Patrz na siebie! wrzeszczałem, wskazując palcem w żonę. Czy w ogóle patrzysz w lustro? Gdzie się podziała moja piękna żona? Bebelina!
Zuzanna widziała ciemne kręgi pod oczami, rozczochrane włosy, starą piżamę poplamioną jedzeniem dla niemowląt. Dodatkowe kilogramy, które nie chciały schodzić, mimo iż jadła ledwo dwa razy dziennie. Ale jak znaleźć czas dla siebie, kiedy Michałek ma gorączkę, wyrzyna zęby lub boli brzuszek?
Myślisz tylko o dziecku, on to twoja ziemia rzucał Łukasz, sznurować buty. Czy w ogóle cię potrzebuję?
Zuzanna milczała, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Tak, myślała o Michałku. Jak nie myśleć o synu? To przecież jej dziecko!
Zuzanna była zmęczona. Doszła do granicy, kiedy po prostu chciało się położyć i nie wstawać. Była zamknięta w czterech ścianach z krzyczącym dzieckiem i mężem, który uważał się za największą ofiarę w rodzinie.
Nie było też perspektywy pracy. Firma, w której wcześniej pracowała, zamknęła się. Właściciel uciekł z długami, biuro zaklejono, pracowników zwolniono. Zuzanna była na urlopie macierzyńskim, więc to nie wpłynęło na nią mocno. Ale Michałek niedługo skończy trzy lata. Zuzanna wiedziała, iż musi szukać nowego miejsca. A to będzie trudne. Trzy lata przerwy w CV i mały synek pracodawcy tego nie lubią.
Jednak marzyła o tym. Marzyła, by zabrać Michałka do przedszkola, wyjść z domu, wsiąść do metra, dojechać do biura. Porozmawiać z żywymi ludźmi, a nie z małym szkrabem, którego interesują tylko bajki. Zuzanna chciała żyć nie tylko domem i synem. Chciała przypomnieć sobie, kim była wcześniej.
Trzecią rocznicę Michałka Zuzanna zorganizowała sama. Chłopiec biegał po mieszkaniu w nowym kombinezonie, radośnie i różowoczerwony.
A Łukasza nie było.
Zuzanno, gdzie Łukasz? zapytała matka Łukasza, Światołosa, rozglądając się, jakby spodziewała się syna za zasłoną.
Nie wiem odpowiedziała Zuzanna przez uśmiech, wymuszony. Pewnie się spóźnia.
Jak to się spóźnia? zapytał ojciec Łukasza, Igor, marszcząc brwi. Syn ma urodziny!
Zuzanna wzruszyła ramionami. Dzwoniła do Łukasza dziesięciokrotnie, pisała SMS-y, ale nie było odpowiedzi.
Goście wymieniali spojrzenia, ale nie mówili nic głośno. Matka Zuzanny, Weronika, uścisnęła jej dłoń pod stołem cicha pomoc, która i tak kilka zmieniła.
Impreza przeszła napięta. Michałek był szczęśliwy, a reszta udawała, iż wszystko w porządku.
Zuzanna kroiła tort, lała herbatę, uśmiechała się do gości. Wewnątrz coś jednak powoli pękało. Na drobne kawałki i okruchy, które już nie da się złożyć.
Goście odchodzili pod koniec wieczoru. Michałek zemdleł natychmiast, nie czekając choćby na przewijanie. Zuzanna położyła go do łóżeczka, poprawiła kołdrę i wróciła do salonu. Tam panował chaos: brudne naczynia, porozrzucane opakowania, spadnięte balony.
Zaczęła sprzątać mechanicznie, nie myśląc o niczym. Zmywała talerze, wkładała je do zlewu, wycierała blat.
Dźwięk kluczy w zamku sprawił, iż stanęła w miejscu. Zajrzała na zegar. Północ. Spojrzała w korytarz.
Łukasz stał w drzwiach, kołysząc się. Oczy czerwone, koszula pomarszczona, a wokół niego tanie perfumy, słodko-kobiece. Na policzku wyraźny ślad pomadki.
Zobaczył Zuzannę i zamarł.
Zuzanno, to nie to, co myślisz głos Łukasza był chrapliwy. Wypił wódkę i stracił rozum. To był jednorazowy wypadek, przysięgam!
Zuzanna powoli wydychała. Wewnątrz wszystko zamarzło, jakby lód wlewał się w serce.
Gdzie byłeś? szepnęła.
Ja spotkałem się z kumplami. Weszliśmy do baru, były dziewczyny, i jedna
W dniu urodzin syna przerwała. Byłeś z jakąś dziewczyną, kiedy nasz chłopiec skończył trzy lata!
Zuzanno, przepraszam! Łukasz podszedł bliżej. Nie chciałem! Po prostu tak się stało!
Po prostu tak się stało? głos Zuzanny drżał. Jesteś zdrajcą, oszustem. Ufałam ci na sto procent. Mamy rodzinę. Mamy dziecko! Myślałam, iż nie zejdziesz do zdrady!
To twoja wina! wybuchnął Łukasz. Rozejrzyj się! Wokół są piękne dziewczyny, a ja wracam do domu i widzę cię! Oczywiście, iż się rozglądam! Jestem młodym facetem! Potrzebuję miłości!
Zuzanna odwróciła się i poszła do pokoju dziecięcego. Łukasz wołał ją, ale nie odwróciła się. Zamknęła drzwi, położyła się obok Michałka na wąskiej łóżeczku i patrzyła w ciemność.
Rano spakowała rzeczy swoje i syna. Łukasz próbował ją powstrzymać, chwytał za rękę, mówił o przebaczeniu i drugiej szansie. Zuzanna nie ustąpiła. Zatelefonowała po taksówkę, wciągnęła walizki i pojechała do matki.
Pierwsze tygodnie były trudne. Michałek nie rozumiał, dlaczego teraz mieszkają u babci, płakał i wołał tatę. Zuzanna tuliła go, całowała w czubek głowy i szepczała, iż wszystko będzie dobrze, chociaż sama w to nie wierzyła.
Stopniowo życie zaczęło się układać. Weronika pomagała z Michałkiem, opiekowała się nim, gdy Zuzanna szukała pracy. Po miesiącu znalazła zatrudnienie nie wielki prestiż, ale stałą pensję i przyzwoitego szefa. Załatwiła rozwód. Łukasz nie walczył, tylko zażądał kontaktu z synem. Zuzanna się zgodziła. Michałek kochał ojca.
Kilka miesięcy później wynajęła własne mieszkanie małe kawalerki, ale własne. Zuzanna urządzila je skromnie, ale to było ich z Michałkiem miejsce.
Łukasz zaczął przychodzić w gości. Najpierw rzadko, potem częściej. Pomagał naprawić kran, złożyć meble, wyjść na spacer z Michałkiem. Zuzanna pozwalała nie dla siebie, ale dla syna. Ten cieszył się z ojca, śmiał się, skakał na szyję. Zuzanna nie mogła tego zabrać.
Po pół roku po rozwodzie Łukasz ożenił się. Zuzanna dowiedziała się przypadkowo zobaczyła go w centrum handlowym z nową żoną. Piękną, szczupłą, zadbaną. Długie włosy, makijaż, krótką sukienkę.
Mimo to Łukasz przez cały czas przychodził, częściej niż przedtem, i chwalił nową żonę.
Vika jest bardzo gospodarzka mówił. Zawsze porządek, kolacja gotowa, wygląda jak modelka.
Zuzanna skinęła głową, choć w środku kipiała gniewem. choćby po rozwodzie Łukasz potrafił ją drażnić.
Wtedy nagle olśniło ją, jak się zemścić. Mało, podstępnie, ale sprawiedliwie.
Zaczęła dzwonić do Łukasza. Często i pod każdy pretekst.
Łukasz, Michałek chce pobiegać, możesz przyjechać?
Łukasz, w kuchni cieknie kran, pomożesz?
Łukasz, Michałek tęskni, kiedy przyjedziesz?
Łukasz przychodził za każdym razem. Okazało się, iż wystarczy było zabrać syna, żeby go polubił. Spacerowali, rozmawiali, pili herbatę. Rozmowy Zuzanny i Łukasza ciągnęły się godzinami. Opowiadała o przedszkolu, śmiała się, zadawała pytania. Łukasz odpowiadał chętnie, jakby brakowało mu tego kontaktu.
Wkrótce zaczął słyszeć narzekania Viki:
Łukasz, znów z nią rozmawiasz? Daj spokój!
Łukasz odrzucał to, ale Zuzanna słyszała złość w jej głosie. To dawało jej ulgę.
Po kilku miesiącach Łukasz przybył pewnego wieczoru bez zapowiedzi. Zuzanna otworzyła drzwi i zobaczyła jego pomarszczoną twarz.
Rozwodzimy się rzekł, wchodząc do środka.
Kogo? Zuzanna zatrzasnęła drzwi, opierając się o nie.
Vika odeszła. Nie wytrzymała.
Co nie wytrzymała?
Nas odpowiedział Łukasz, patrząc na nią. Naszego związku.
Zuzanna uśmiechnęła się cynicznie.
Jaki związek, Łukaszu?
Znasz to, Zuzanno. Spędzamy razem tyle czasu, myślę iż że
Że znowu razem? skrzyżowała ramiona. Nie, Łukaszu. Mam nowy związek od miesiąca i jestem szczęśliwa.
Łukasz zamarł, twarz jego się wykrzywiła.
Co? Z kim?
Niezależnie z kim. Ważne, iż nie z tobą.
Zuzanno, myślałem
Myślałeś, iż będę czekać? roześmiała się. Naprawdę?
Więc będziesz karmiła moje alimenty jakimś obcym? krzyczał. Wprowadzałaś mnie w błąd! Pomagałem ci, a ty
Nic nie obiecywałam odpowiedziała spokojnie. Sam przychodziłeś. Jak pies. Próbowałeś wrócić do rodziny, ale nie potrzebuję cię. Nie stać cię choćby na kota, nie mówiąc o człowieku.
Ty ty
Co? podeszła do drzwi i otworzyła je szeroko. Idź, Łukaszu. Nie wracaj bez zapowiedzi.
Nie jesteś kobietą! chwycił kurtkę i wybiegł. Mała, mściwa wężowa!
Może i tak wzruszyła ramionami Zuzanna. Ale sam siebie tak stworzyłeś.
Drzwi zamknęły się z hukiem. Zuzanna oprzyła się o nie, zamknęła oczy. Wewnątrz nie było ani radości, ani ulZuzanna wreszcie poczuła, jak ciężar przeszłości ustępuje, a przed nią otworzył się nowy, spokojny rozdział życia.














