Droga do wnuka zablokowana: odmowa opieki nad nieznośnym synem synowej obróciła się przeciwko mnie

polregion.pl 1 dzień temu

Dziś zapisuję w dzienniku smutną historię, która przytrafiła mi się niedawno. Nazywam się Wanda Nowak, mam sześćdziesiąt trzy lata. Przez całe życie starałam się być dobrą matką, uczciwą kobietą, nie wtrącać się w cudze sprawy ani nikogo nie pouczać, jeżeli nie proszono mnie o radę. Ale chyba właśnie ta postawa okazała się błędem. Teraz znalazłam się w sytuacji, której nie życzyłabym najgorszemu wrogowi: synowa ogłosiła mi bojkot, a mój własny syn zachowuje się, jakbym przestała istnieć. A wszystko przez jeden dzień, jedno dziecko… i moją odmowę.

Gdy Tomek, mój jedyny syn, powiedział, iż bierze ślub, ucieszyłam się. Miał już trzydzieści lat – najwyższy czas założyć rodzinę. Modliłam się, by spotkał dobrą dziewczynę, z którą będzie mógł dzielić życie. Pierwsze wrażenie o Magdzie, jego narzeczonej, było całkiem pozytywne: spokojna, miła z wyglądu, wydawała się skromna. Jednak miała już syna z poprzedniego związku. Pomyślałam jednak – to nie moja sprawa, ważne, żeby Tomek był szczęśliwy.

Po ślubie Magda zaszła w ciążę. Niestety, ciąża była trudna, prawie cały czas leżała w szpitalu. Jej syn w tym czasie mieszkał raz u ojca, raz u babci ze strony matki. Nie wtrącałam się, nie narzucałam pomocy – nikt mnie nie prosił. Wnuczka, która urodziła się już w nowym małżeństwie, zobaczyłam dopiero po pięciu miesiącach od porodu. Wcześniej dzwoniłam, pytałam – jak dziecko, jak Magda. Odpowiedzi były grzeczne, ale chłodne.

Na pierwszą wizytę przyjechałam z prezentami – i dla wnuczki, i dla starszego syna Magdy. Przyjęła wszystko bez większych emocji. Chłopiec choćby nie podziękował. Nie obraziłam się, pomyślałam, iż może jest nieśmiały. Na pożegnanie powiedziałam Magdzie: jeżeli będzie potrzebować pomocy, niech da znać.

Dwa tygodnie później zadzwoniła. Okazało się, iż boli ją ząb, a teściowa nie mogła przyjść. Poprosiła, żebym została z dziećmi. Nie odmówiłam. Przyjechałam, wysłuchałam krótkich instrukcji i zostałam sama z niemowlęciem oraz jej synem z pierwszego małżeństwa.

Od pierwszych chwil starszy chłopiec dał mi do zrozumienia, iż jestem tu intruzem. Ignorował moje słowa, nie reagował, gdy go wołałam, kategorycznie odmawiał wspólnej zabawy. Potem zaczął grzebać w mojej torebce. Delikatnie upomniałam go. W odpowiedzi oświadczył: „To mój dom! Robię, co chcę!” – i kopnął mnie w nogę. Spróbowałam go przekonać, ale uciekł do pokoju, a po chwili wrócił z pistoletem na wodę i zaczął strzelać mi prosto w twarz. Straciłam cierpliwość. Zabranam zabawkę i stanowczo z nim porozmawiałam.

Później Magda poprosiła, żebym go nakarmiła. Ledwo postawiłam talerz z zupą, a on zaczął nią pluć, rozbryzgując jedzenie po stole i ścianach. Byłam w szoku. Nie przez kaprysy – dzieci bywają różne. Ale przez całkowity brak jakichkolwiek granic i szacunku. Nikt mi nie powiedział, iż dziecko ma problemy, myślałam, iż jest zdrowy. Jego zachowanie było nieadekwatne. Gdy Magda wróciła, zapytałam wprost: „Twój syn jest psychicznie zdrowy?”

Spojrzała na mnie jak na wariatkę i spokojnie odpowiedziała: „Wszystko z nim w porządku”. Oświadczyłam, iż nigdy więcej nie zostanę sam na sam z jej synem, bo mnie bił, oblewał wodą i przeszukiwał moje rzeczy. Usłyszałam tylko: „Powinnaś znaleźć do niego podejście!

Po tym wyszłam. Synowa przestała odbierać telefony. Kiedy spytałam Tomka, kiedy będę mogła zobaczyć wnuczkę, zaczął się wykręcać, a w końcu rzucił: „Porozmawiaj z Magdą”. I podał jej słuchawkę. Ona jednak nie chciała rozmawiać. Przez syna przekazała, iż nie zamierza „obciążać mnie kontaktem z jej niewychowanym dzieckiem”.

Tomek wysłuchał mojej wersji wydarzeń – opowiedziałam wszystko, jak było. Ale widocznie Magda zdążyła przedstawić mu własną interpretację. Powiedział, iż musi „to wszystko przemyśleć” – i już więcej nie zadzwonił.

Teraz ja, babcia, nie mam prawa widywać się z własną wnuczką. Wszystko dlatego, iż nie chciałam być darmową nianią dla dziecka, które nie uznaje żadnych zasad. Gdyby Magda choć raz zwróciła mu uwagę, wytłumaczyła, iż nie wolno bić dorosłych ani przeszukiwać cudzych rzeczy, może do tego wszystkiego by nie doszło. Ale zamiast tego – cisza i oddalenie.

Nie chciałam kłótni. Nie szukałem waśni. Ale nie zamierzam się poniżać ani uginać. Jestem matką. Jestem babcią. I zasługuję na odrobinę szacunku.

Dziś zrozumiałam, iż czasem milczenie nie jest cnotą. Trzeba głośno mówić, gdy ktoś przekracza granice – choćby jeżeli to własna rodzina.

Idź do oryginalnego materiału