W małym miasteczku na południu Polski, gdzie czas płynie leniwie, a rodzinne więzy wydają się niezniszczalne, moja rzeczywistość zamieniła się w koszmar. Ja, Bogumiła, matka trójki maluchów urodzonych jeden po drugim, znalazłam się na skraju rozpaczy. Moja teściowa i mama, obie po pięćdziesiątce, uznały, iż ich własne pragnienia są ważniejsze niż moja walka o przetrwanie. Wyjechały na dwutygodniowe warsztaty jogi w Tatry, zostawiając mnie samą z dziećmi, a ta rana wciąż krwawi.
Mam trójkę dzieci: Wojtkowi są cztery lata, Zosi trzy, a najmłodszy, Jasiu, ma zaledwie półtora roku. Mój mąż, Krzysztof, pracuje od świtu do nocy, by utrzymać rodzinę. Nie mam do niego pretensji — robi, co może. ale ja zostaję sama z tymi maluchami, które wymagają uwagi każdej sekundy. Wojtek zasypuje mnie pytaniami, Zosia grymasi, a Jasiu płacze, gdy tylko odłożę go na chwilę. Moje życie to niekończąca się karuzela prania, gotowania, sprzątania i walki o resztki rozsądku. Śpię po cztery godziny na dobę, a sił już prawie nie mam.
Gdy byłam w ciąży z Jasiem, teściowa, Genowefa, i moja mama, Bronisława, obiecały pomagać. Mówiły, iż zabiorą starsze dzieci na spacery, usiądą z najmłodszym, bym mogła choć trochę odpocząć. Uwierzyłam im, chwyciłam się tych słów jak tonąca brzytwy. ale po narodzinach Jasia wszystko się zmieniło. Genowefa oznajmiła, iż ma „własne życie” i nie chce być przywiązana do wnuków. Mama zaczęła narzekać, jak jest zmęczona i marzy, by „wreszcie żyć dla siebie”. Ich słowa brzmiały jak zdrada, ale wciąż miałam nadzieję.
Niedawno zadały mi kolejny cios. Obie, jakby zmówione, oznajmiły, iż jadą na dwutygodniowy wyjazd z jogą w góry. „Potrzebujemy resetu — powiedziała mama. — Rozumiesz, Bogaś, my też zasługujemy na odpoczynek”. Teściowa dodała: „Wy młodzi, dacie radę. Ja w twoim wieku sama wszystko ogarniałam”. Byłam w szoku. Wiedziały, jak ciężko mi idzie, widziały moje podkrążone oczy, słyszały, jak błagałam o pomoc. ale ich „reset” okazał się ważniejszy niż moje łzy.
Próbowałam je przekonać. „Jak sobie poradzę sama z trójką dzieci? — pytałam. — Jaś choruje, Wojtek nie słucha, choćby zjeść nie mam kiedy!” Mama machnęła ręką: „Przesadzasz, każdy przez to przechodzi”. Genowefa była jeszcze chłodniejsza: „Nie rób dramatu, Boguś. Wrócimy za dwa tygodnie, nic się nie stało”. Ich obojętność ciąła jak nóż. Czułam się porzucona, jakby moje dzieci i ja były tylko przeszkodą w ich nowym, „wolnym” życiu.
Krzysztof, gdy usłyszał o ich wyjeździe, tylko wzruszył ramionami. „Co ja mogę? To ich wybór” — rzekł. Jego słowa dobiły mnie. Zostałam sama w chaosie. Pierwszy dzień bez nich był piekłem: Jaś marudził, Zosia wylała sok na kanapę, a Wojtek dostał histerii, bo chciał iść na dwór. Krzyczałam na dzieci, by potem płakać z wyrzutów sumienia. Moje życie stało się niekończącym się koszmarem, a nikt nie podał mi ręki.
Zadzwoniłam do mamy, licząc, iż się opamięta. ale ona, roześmiana i beztroska, odparła: „Bogaś, tu jest tak pięknie! Wytrzymaj, wszystko będzie dobrze”. Genowefa choćby nie odebrała. Ich obojętność zabijała. Wspominałam, jak obiecywały być blisko, jak przekonywały, iż kochają wnuki. A teraz medytują w górach, gdy ja tonę w domowym piekle.
Sąsiadka, Wiesława, widząc mój wyczerpany wygląd, zajrzała, by sprawdzić, czy wszystko w porządku. Gdy zobaczyła bałagan i moje łzy, przytuliła mnie. „Boguś, nie jesteś sama — powiedziała. — Mogę posiedzieć z dziećmi parę godzin, odpocznij”. Jej dobroć była jedynym jasnym punktem tych dni. Obrca kobieta okazała się bliższa niż rodzona krew.
Minął tydzień, a ja jestem na krawędzi. Jaś wciąż choruje, nie śpię, a dzieci wyczuwają moją rozpacz i grymaszą jeszcze więcej. Nie wiem, jak wytrzymać kolejne siedem dni. Mama i teściowa nie odzywają się, jakby o nas zapomniały. Ich egoizm rozdziera mi duszę. Oddałabym wszystko, by wróciły i choć raz wzięły wnuki na spacer. ale wybrały siebie, swoje góry i jogę, zostawiając mnie, bym się topiła.
Nie potrafię im wybaczyć. Wiedziały, jak bardzo potrzebuję pomocy, ale wybrały własny komfort. Moje dzieci, ich wnuki, stały się dla nich ciężarem. Ta lekcja jest najgorIch dachte, ich würde nie wieder an sie glauben, ale gdy pewnego dnia stanęły w drzwiach z wymówkami w oczach, wiedziałam, iż ta rana nigdy nie przestanie boleć.