Na portalu Threads trafiłam na wpis opublikowany przez użytkowniczkę @marta.od.jezykow. Wyczuwam w nim dużo emocji, niezrozumienie, a choćby rozgoryczenie, ale takie "umiarkowane". Jednak to, co zadziało się w komentarzach, to dopiero petarda okropności, bezczelności i jadu.
Sytuacja z tramwaju
"Moje dziecko płakało w tramwaju. Godzina 14. Zmęczone po całym dniu pełnym atrakcji. Po koncercie, chodzeniu po płocie i wyjadaniu truskawek z gofra. Pewna starsza pani podeszła i powiedziała: 'Jak będziesz niegrzeczna, to cię zabiorę'. Aż mnie zmroziło... Moje dziecko nie jest ani grzeczne, ani niegrzeczne. Jest człowiekiem, który na swój sposób komunikuje swoje potrzeby. Nie spodziewajmy się po dzieciach, iż będą siedzieć cicho, nieruchomo i robić wszystko pod nasze dyktando. Amen" – pisze @marta.od.jezykow.
Uwagę przykuwają słowa starszej pani, które moim zdaniem nie miały prawa paść. Byłam wręcz przekonana, iż pod wpisem pojawią się komentarze krytykujące to, co powiedziała. Byłam w błędzie. Ogromnym.
Społeczeństwo, które pluje jadem
W komentarzach rozlała się fala nie tylko krytyki, ale wręcz nienawiści, która wylała się na... matkę. Kobiecie, która miała odwagę nazwać swoje dziecko człowiekiem okazującym emocje, zarzucono brak wychowania, odpowiedzialności, a choćby przyzwoitości. Oto jeden z komentarzy, obok którego nie mogłam przejść obojętnie. A niestety słów o podobnej treści jest więcej.
"Dziecko do wora, wór do jeziora. Ciesz się, iż mnie tam nie było, to byś miała z dzieckiem szkołę życia i wychowania. W momencie by przestało płakać, a ty wzięła się za wychowywanie. Od rodziców oczekuje się już wpajania od młodocianych lat podstaw etyki zachowawczej, wychowawczej, w szczególności w otoczeniu osób trzecich i budowania absolutnego minimum świadomości społecznej :)" – (pisownia oryginalna) skomentował jeden z mężczyzn, a ja nie wierzę, iż ktoś mógł coś takiego napisać.
Te słowa nie są tylko nieprzyjemne. One są przemocowe. Są językiem, który rani i obnaża głęboko zakorzenione społeczne przekonanie, iż dzieci powinny być ciche, posłuszne, niewidoczne.
Czy naprawdę jesteśmy tak nieczuli, iż nie potrafimy znieść przez kilka minut dziecięcego płaczu? Czy to płaczące dziecko w tramwaju rzeczywiście jest dla nas większym problemem niż własna nieumiejętność radzenia sobie z emocjami? Czy naprawdę wygodniej jest nam zastraszyć dziecko niż wesprzeć zmęczoną matkę?
Plujemy jadem, obklejeni jesteśmy żółcią i nie dostrzegamy, iż problem tkwi w nas samych, a nie w matce, czy dziecku, które miało prawo być po prostu zmęczone i marudne.