"Stosunek dyrekcji do rodziców fatalny - brak chęci rozmowy, dialogu, uwzględniania próśb i sugestii, zastanie kogoś z kierownictwa na miejscu, graniczy z cudem, wiadomości e-mail są zbywane i bagatelizowane. Przykro to pisać, bo Panie nauczycielki i opiekunki są zaangażowane i bez zarzutu - niestety nie są decyzyjne w kwestiach organizacyjnych" - tak brzmi treść opinii, jaką matka zamieściła w serwisie Google o Najprzedszkolu przy ul. Wołowskiej we Wrocławiu.
REKLAMA
W odpowiedzi na krytykę dyrekcja podjęła decyzję o wydaleniu z placówki synka kobiety. - Według mnie było to bezprawne - tłumaczy kobieta w rozmowie z wyborcza.pl i dodaje, iż zarówno umowa, jak i sam status przedszkola nie umieściły w swoich zapisach takiego rozwiązania. Kobieta dodaje, iż uzasadnieniem tej decyzji był "brak zaufania między nami a dyrekcją".
Zobacz wideo Los na loterii. Co by zrobiły z nim przedszkolaki?
Oprócz usunięcia chłopca z placówki dyrekcja podjęła kroki prawne. - Dostałam przedsądowe wezwanie do zaprzestania szykanowania placówki - wyjaśnia wrocławianka. I dodaje, iż zdawała sobie sprawę, iż słowa, które umieściła w sieci na temat przedszkola, były krytyczne, ale uznała, iż dyrekcja skontaktuje się z nią, aby wyjaśnić sprawę i poprawić sytuację. - Tłumaczyłam, iż one [dzieci - przyp. red.] są najważniejsze i jako rodzice oczekujemy zmiany, a na dobrą opinię trzeba zapracować. Nie można sobie zażądać, żeby została poprawiona lub usunięta. Do żadnej zmiany nie doszło, więc dlaczego miałabym zmienić swoją opinię? - zastanawia się kobieta.
Dwa dni na znalezienie nowego przedszkola
Matka wydalonego z placówki chłopca mówi także, iż miała kilka czasu, by znaleźć nowe przedszkole dla synka. "Pismo od placówki przyszło 2 kwietnia, ze skutkiem od 4 kwietnia" - wyjaśnia. Kobieta złożyła na postępowanie dyrekcji przedszkola skargę do kuratorium oraz urzędu miejskiego. Obie instytucje odpowiedziały jednak, iż sprawa wykracza poza zakres ich kompetencji. "W sprawie wypowiedzenia umowy kuratorium oraz magistrat odesłali kobietę do sądu. Wprawdzie to przedszkole otrzymuje dofinansowanie z urzędu, ale jest placówką prywatną i urząd miejski nie trzyma nad nią pieczy" - możemy przeczytać na wyborcza.pl.
Czytaj także:
Droga krzyżowa w szkole. "Łamanie prawa, a choćby konstytucji"
Najprzedszkole: Nakręcali hejt
Dyrekcja placówki uznaje, iż "problem wzajemnych relacji narastał od dłuższego czasu", a rodzice przedszkolaków "nakręcali w internecie hejt". - Oczerniali nas wszędzie. Namawiali do tego swoją rodzinę i znajomych. Szkalowali nas na GoWork, podając się za pracowników, uczestników mojego mentoringu oraz osób korzystających z prowadzonych przeze mnie szkoleń - mówi Klaudyna Cichocka-Volkov, właścicielka Najprzedszkola w rozmowie z wyżej cytowanym portalem. Kobieta dodaje, iż sprawę zgłosiła na policję, bo "ta nagonka wpływała negatywnie na atmosferę", zarówno wśród pracowników, jak i innych rodziców.
Cichocka-Volkov wyjaśnia, iż decyzja o rozwiązaniu umowy z rodzicami chłopca podyktowana była dobrem dzieci, a pozostawienie czterolatka w przedszkolu miało nie być "dobrym wyjściem". - Dziecko wszystko odczuwa. o ile rodzic ma w sobie tyle żalu do placówki i mówi o tym ciągle w domu, to źle wpływa na dziecko. Obowiązkiem rodziców jest zadbać o to, aby ich dziecko było w miejscu, gdzie się dobrze czuje i oni się dobrze czują. Oni w naszym przedszkolu nie czuli się dobrze. Po wypowiedzeniu umowy mąż tej pani próbował wymusić na nas zmianę decyzji, powołując się na swoje wpływy. Groził zniszczeniem reputacji przedszkola oraz sądem. Strach z takim rodzicem pracować, bo nie wiadomo, co mu przyjdzie do głowy - twierdzi właścicielka Najprzedszkola.
Kobieta dodaje także, iż miała prawo rozwiązać umowę i wydalić dziecko, bo "rodzice byli uprzedzani, jakie mogą być konsekwencje, jeżeli nie przestaną atakować i oczerniać przedszkola".
Czytaj także:
Matka skatowanego Rafałka stanęła przed sądem. "Za dużo tego było"
Część rodziców popiera matkę czterolatka. "Naruszone zostało dobro i prawo dziecka"
Z tym nie zgadzają się inni rodzice, którzy wskazują, iż umowa zawiera tylko dwie sytuacje, które dopuszczają wypowiedzenie umowy: brak wpłaty czesnego, lub niezgłoszenie nieobecności dziecka, która trwa powyżej 30 dni. Nowy punkt, o "wydaniu przez Rodzica stwierdzenia, które dyskredytowałoby Przedszkole", pojawił się w umowie na nowy rok szkolny. Ten ostatni zapis nie podoba się rodzicom, którzy uznają go za naruszenie konstytucji RP i wolności wypowiedzi.
Opiekunowie, którzy nie popierają postępowanie przedszkola i którzy zgadzają się z opinią matki czterolatka, postanowili także wypisać swoje dzieci z Najprzedszkola. - Naruszone zostało dobro i prawa dziecka. Uważam, iż sprawa powinna być zgłoszona do rzecznika praw konsumenta, ponieważ postąpiono niezgodnie z umową - mówi w rozmowie z wyborcza.pl jeden z rodziców. Dodaje, iż jego zdaniem należy także zawiadomić Rzecznika Praw Dziecka, gdyż zostały tutaj naruszone prawa czterolatka.