"Zwykle jednak niechciane ciąże prowadzą do niechcianych porodów. A potem matki muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, co zrobić z tym dzieckiem, którego zatrzymać nie można. Zwłaszcza gdy jest się służącą. To wybór: na bruk z dzieckiem lub praca bez dziecka. Poza materialną klęską spotyka je dotkliwa kara otoczenia, gniew ojca, ból i wstyd matki. Ona dostaje piętno dziwki i latawicy, jej dziecko bękarta. Ksiądz nie chce go ochrzcić, a dziadek karmić" - pisze Joanna Kuciel-Frydryszak w swojej książce "Chłopki. Opowieść o naszych babkach". To właśnie tym kobietom, matkom, które nie mogą pozwolić sobie na zatrzymanie i wychowanie dziecka, z pomocą przychodzą pewne "panie z miasta". Mają otoczyć opieką malucha, wykarmić go i zadbać, by żyło mu się lepiej. Tak się jednak nie dzieje. Potem prasa nazywa je "fabrykantkami aniołków".
REKLAMA
Zobacz wideo Dominika opowiedziała o cesarskim cięciu. Nagle Marcin wypalił: "Jesteś stworzona do rodzenia dzieci"[materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]
Zamiast opiekować się maluchami - doporwadzały do szybkiej śmierci
Określenie "fabrykantki aniołków" pojawiło się w XIX wieku i jak dowiadujemy się z ówczesnej pracy, określało "piastunki, które rozmyślnie pozwalały umierać powierzonym im dzieciom". Brzmi strasznie? Okazuje się, iż na naszych ziemiach ten proceder nie był odosobnionym przypadkiem i chociaż wszyscy wiedzieli, na czym polega, wiele kobiet decydowało się skorzystać z takich usług.
Jedną z takich kobiet była niejaka Wiktoria Szyferska, która prowadziła miejsce, gdzie zatrudniała mamki, czyli kobiety, które karmiły piersią cudze dzieci. Swoje własne oddawały pod opiekę koleżanki Szyferskiej, Mariannie Szymczakowej. Ta miała o nie zadbać, jednak głodne i niedożywione niemowlęta, pozostawione bez opieki - gwałtownie umierały. Ich ciała wyrzucano na bruk albo do dostępnych z ulicy wychodków. Szymczakowa trafiła za to do więzienia, chociaż całym "mózgiem operacji" była Szyferska. Kazano odbyć jej jedynie pokutę kościelną i wsadzono ją za kraty na symboliczne cztery miesiące. Potem wyrok podwyższono do dwóch lat i sześciu miesięcy pobytu w "domu roboczym" lub "w wieży". Otrzymała również zakaz prowadzenia kantoru, w którym zatrudniała karmiące mamki.
Zobojętnienie na krzywdę dziecka?
Oczywiście przytoczona historia była jedną z wielu, bo o podobnych sytuacjach rozpisywały się ówczesne gazety dość często. Jednak poruszenia społecznego próżno tu szukać. Reakcji nie było, choćby gdy w 1885 roku wydrukowano wyznanie kobiety, która miała pomagać rodzącym i brać na wychowanie niemowlęta, którymi nie mogły się zająć, iż "ze śmierci każdego dziecka bardzo cię cieszyła, wiedząc, iż przybywa jeden więcej aniołek na większą chwałę Pana Boga".
Wiele "fabrykantek aniołków" za swoje czyny nigdy nie poniosło żadnej kary. Dopuszczając się straszliwej zbrodni, umyślnie pozbawiały dzieci życia. Zabierały dzieci od matek, maltretowały, karmiły naparem z maków, by spały, a kiedy umierały z głodu i wycieńczenia, wyrzucały ich maleńkie ciałka do kloak, gnojowisk, a choćby zwyczajnie na chodnik. Bez pogrzebu, bez modlitwy. Nikt nie płakał nad ich losem.