Znów sąsiedzi z góry urządzają imprezę, ależ to już nuży! Trzecia w nocy! – Marzena potrząsnęła śpiącego spokojnie Artura. – Słyszysz? Znowu drą się, idź ich uspokój!
– Zenka, tak smacznie spałem, po co mnie budzisz? Jutro mam trasę – zamruczał niewyraźnie Artur. – Zaraz się rozchodzą, śpij dalej.
Gdy tylko zamierzał się wygodniej ułożyć, żona boleśnie szturchnęła go łokciem:
– Mężczyzna jesteś, czy kto? – syknęła. – Idź i się z nimi rozpraw! Jutro spotykam się z koleżankami. Na złość przyjdzie Ewka i znów będzie się przechwalać, iż „zrobiła” usta i „plastykę” nosa. A ja co? Przyniosę się z opuchniętą od niewyspania twarzą? Ewka już „trzydziestkę” ma, a ani jednej zmarszczki!
– Bo jej mąż jest chirurgiem plastycznym, nie kierowcą TIR-a, Zenka – próbował ją uspokoić Artur. – A ty i tak jesteś u mnie piękna bez tych kaczych dzióbów. Zresztą, sama nie wylazłaś z salonów piękności, można powiedzieć, iż masz tam stałe miejsce.
Ale Marzena wpadła w jeszcze większą złość. Usiadła na łóżku i spojrzała na Artura pełnym gniewu wzrokiem:
– Żartujesz sobie, co?! Że dwa razy w tygodniu chodzę do kosmetyczki, to według ciebie luksus? Też chcę takie usta i nos! A futro? Kiedy mi kupisz norkę, co?!
– Dopiero co spłaciłem kredyt za twoje mieszkanie, które kupiłaś przed ślubem, jeszcze długi za twój samochód zostały. Umawialiśmy się: najpierw auto, potem futro. Czego się tak rozpaliłaś?
– A mamie płaszcz kupiłeś! – nie ustępowała Marzena.
– Bo wtedy wszystkie pieniądze szły na leki, a emeryturę ma małą. I ten płaszcz nie był aż tak drogi.
Artur chciał ją objąć, ale żona była pełna wściekłości.
– Futra kupić nie możesz, plastyki mi nie sfinansujesz, to choć zadbaj, żebym się wyspała! Idź i ucisz te małolaty!
Artur zrozumiał, iż Marzena nie da mu spokojnie zasnąć. Czując dziwną winę, założył dres.
…Jeszcze pięć lat temu nikt z przyjaciół Artura nie uwierzyłby, iż ożeni się z wyniosłą koleżanką z klasy, Marzeną. Choć kochał ją od dziewiątej klasy, ona nigdy nie odwzajemniała jego uczuć, wybierając chłopaków przystojniejszych i bogatszych. choćby gdy skończył technikum i znalazł dobrą pracę, na zjeździe klasowym choćby nie spojrzała w jego stronę. Przechwalała się przed wszystkimi, iż zaraz wyjdzie za mąż za chłopaka z bardzo zamożnej rodziny. Artur przełknął upokorzenie, ale nie dał po sobie poznać.
Pół roku później stał się cud – Marzena nagle do niego zadzwoniła i zaproponowała spotkanie. Oczywiście, był w siódmym niebie.
– Ładnie wyglądasz, dlaczego wcześniej tego nie widziałam? Jesteś głodny?
Przy stoliku czekały już dwie kawy i ciastka. Artur zdziwił się takiemu zachowaniu, ale w sercu zrodziła się iskra nadziei.
Ta kolacja płynnie przerodziła się w śniadanie w jej mieszkaniu. Dwa dni później oznajmiła, iż rzuciła swojego bogacza dla Artura.
– Coś tu śmierdzi – powiedziała wtedy Zofia, matka Artura. – Co się z nią dzieje? Biegałeś za nią tyle lat, a ona cię tylko upokarzała. Innych dziewczyn nie widziałeś. Oto Ela z naszego bloku wciąż za tobą „schnie”, a ty choćby nie spojrzałeś. Taka dobra dziewczyna marnuje się! Ktoś taką żonę dostanie – miła, ładna, pracowita.
– Mamo, serce nie sługa. Kocham Marzenę.
– No, patrz sam, moja sprawa – to twoje. Nie będę się wtrącać, ale pamiętaj: ta twoja Marzena jeszcze się pokaże. Wtedy nie narzekaj.
Zofia widziała przyszłość jak w kryształowej kuli. Dwa miesiące po ślubie Marzena oznajmiła, iż jest w ciąży. ale coś się nie zgadzało – termin. Artur zrozumiał to, gdy z ciekawości zajrzał do karty ciąży i odkrył, iż żona go oszukała.
– Byłaś już w ciąży na naszej pierwszej randce! – krzyczał, czerwony z gniewu.
– Nie wiedziałam, iż jestem w ciąży, to był wczesny okres – skłamała Marzena. – Potem bałam się przyznać.
– Więc twój ex cię rzucił, a ty chciałaś podrzucić cudze dziecko takiemu frajerowi jak ja! Mama miała rację!
– O, twoja mama zawsze patrzy na mnie jakby jej milion byłem winna!
– Patrzy tak, jak zasługujesz! I nie dotykaj mojej matki, jasne?!
Artur stał pośrodku pokoju, gotowy zapaść się pod ziemię ze wstydu. Marzena drżała ze strachu przed rozwodem i już widziała, jak koleżanki śmieją się z niej. Tak samo by zrobiła, gdyby któraś z nich wpadła w tarapaty. Tego nie mogła znieść. W jej rozpalonym umyśle zrodził się plan.
– Och! Boli! – wrzasnęła, łapiąc się za brzuch.
Artur przestraszył się i zapomniał o gniewie.
– Co ci jest? Gdzie boli?
– Brzuch! Przez ciebie! Nie można się denerwować! – Marzena wiła się od udawanego bólu.
Artur wezwał taksówkę i zawiózł ją do szpitala. Stał pod oknami izby przyjęć, aż przepędził go woźny.
Marzena zaś w zamieszaniu pozbyła się dziecka, płacąc sporą sumę, a mężowi powiedziała, iż to poronienie.
– Wybacz mi, Zeniu, i ja ci wybaczam – Artur nałożył jej na rękę złoty bransoletę na znak zgody. – Zaczniemy od nowa?
– Zgoda – Marzena podziwiała prezent, po czym rzuciła przynętę. – Jak wyjdę ze szpitala, trzeba pomyśleć o samochodzie. Żebym nie musiała czekać na taksówkę, gdy będę rodzić twoje dziecko.
Artur się uśmiechnął – myśl o dziecku ogrzała mu serce.
– Dobrze, będzie ci auto.
By zarobić więcej, rzucił ulubioną pracę i został kierowcą TIR-a. Brał dodatkowe trasy, by zaspokoić żądania żony. Teraz, senny, szedł po schodach na trzecie piętro.
– Słuchajcie, chłopaki, ściszcie muzykę i nie wrzeszczcie, bo przez was kolejną noc nie śpimy – Artur spojrzał na grupę pijanych nastolatków.
–Artur upadł na betonowe schody, a ostatnią myślą, która przemknęła mu przez głowę, było to, iż gdyby tylko wcześniej posłuchał matki i zwrócił uwagę na Elę, teraz nie leżałby samotny w kałuży krwi, podczas gdy Marzena już szukała kolejnego „idealnego” męża.