Gdy wszyscy pytali o jej formę i szukali śladów kryzysu, ona odpowiedziała w jedyny możliwy sposób – absolutnym arcydziełem na trawie Wimbledonu. W zaledwie 57 minut, rozgromiła Amandę Anisimovą 6:0, 6:0 i sięgnęła po szósty tytuł wielkoszlemowy, ale pierwszy w świątyni tenisa.
To nie był zwykły mecz. To był manifest siły, klasy i mentalnej odporności. Świątek nie tylko zapisała się jako pierwsza Polka w historii, która wygrała Wimbledon, ale również udowodniła, iż nie ma dla niej nawierzchni, której nie potrafi okiełznać. Po latach, gdy trawa uchodziła za jej „piętę achillesową”, Iga zamieniła ją w scenę swojej największej dominacji.
Przez ostatnie miesiące mnożyły się pytania: co się dzieje z Igą? Czy to chwilowa zadyszka? Czy konkurencja ją dogoniła? Aż przyszło 13 lipca 2025 roku i jedno z najbardziej jednostronnych zwycięstw w historii finałów Wielkiego Szlema. Amanda Anisimova nie miała żadnych argumentów. Świątek była wszędzie – szybka, precyzyjna, zabójczo skuteczna. Amerykanka nie tylko nie wygrała gema, ale wyglądała na całkowicie zagubioną pod naporem rozpędzonej Polki.
Świątek jak zwykle weszła w finał z impetem, narzucając swoje warunki od pierwszej wymiany. Jej agresja, głębokość uderzeń i kontrola tempa były zbyt dużym wyzwaniem. Kiedy tylko dostrzegła wahanie w grze rywalki, natychmiast przyspieszyła. Efekt? Mecz, który przeszedł do historii Wimbledonu jako jeden z najbardziej bezlitosnych pokazów dominacji.
Tym zwycięstwem Świątek weszła do elitarnego grona. Z tytułami na trawie (Wimbledon), mączce (Roland Garros) i twardych kortach (US Open), dołączyła do Ashleigh Barty jako jedna z niewielu tenisistek, które wygrały szlemy na wszystkich nawierzchniach.
Co więcej, tylko Monica Seles wcześniej mogła pochwalić się wygraniem sześciu pierwszych finałów wielkoszlemowych. Teraz dołącza do niej Iga – z klasą, pokorą i bez cienia przypadku.
Zwycięstwo w Londynie to także olbrzymi awans w światowym rankingu. Iga Świątek wskakuje na 3. miejsce WTA, wyprzedzając Jelenę Rybakinę, a w klasyfikacji sezonowej WTA Race jest już druga, tuż za Coco Gauff. Na konto Polki trafi też nagroda w wysokości 3 mln funtów – około 15 mln zł. Łącznie Świątek zarobiła już ponad 40 milionów dolarów, co plasuje ją zaraz za Sereną i Venus Williams na liście najlepiej zarabiających tenisistek w historii.
Iga Świątek udowodniła, iż nie trzeba urodzić się w Australii czy Stanach, by zostać tenisową królową świata. Z Raszyna na korty Wimbledonu – jej droga to podręcznik determinacji, pracy i talentu.
Dziś cała Polska ma prawo być dumna. Nie tylko z mistrzyni Wimbledonu, ale z dziewczyny, która nigdy się nie poddaje.