Kiedy byłem w pracy, moja żona pojechała po dzieci, a gdy podszedłem do jej samochodu, nie otworzyła mi drzwi.
Mieszkam teraz z rodzicami, a moje dzieci mieszkają z żoną. Nie dlatego, iż ich kocha, tylko dlatego, iż postanowił mnie w ten sposób karać.
Nasze spotkanie zaczęło się dobrze. Zostaliśmy przedstawieni sobie przez wspólnego znajomego. Od razu się polubiliśmy i nie zwlekaliśmy z ceremonią rok po poznaniu pobraliśmy się. Byłem już w ciąży, a rodzice obojga pomogli nam szukać lokum kupiliśmy skromne mieszkanie jednopokojowe w Warszawie. Było małe, ale nasze własne.
Tuż po narodzinach naszego syna, Piotra, problemy zaczęły narastać. Mąż nie był przygotowany na to, iż noworodek płacze po nocach, iż zabawki leżą wszędzie i pieluszki wisi w kącie. Nie podobało mu się, iż muszę ciągle opiekować się naszym dzieckiem.
Rok później przyszła kolejna dobra wiadomość spodziewaliśmy się kolejnego dziecka. Urodziła się córka, Zuzanna. Relacje z żoną pogorszyły się jeszcze bardziej. Życie w jednopokojowym mieszkaniu stało się nie do zniesienia. On często się denerwował, kłóciliśmy się co chwilę.
Zawsze obarczał mnie winą za wszystko: iż rodzice nie zapewnili nam lepszego lokum, iż po dwóch ciążach przybrałam na wadze, iż jestem złą matką, iż źle wychowuję dzieci i iż hałasują. Widziałem, jak rodzina powoli się rozpadła.
Postanowiłem posłać dzieci do przedszkola i poszukać pracy. Do tej pory byłem w domu. Niestety żona coraz częściej wracała do domu pod wpływem alkoholu. Żądania wobec mnie i dzieci rosły. Zdecydowałem, iż odejdę, zarobię na własną rękę i wynajmę mieszkanie, w którym będziemy żyć sami.
Znalazłem pracę i poznałem miłego faceta, z którym zaczęliśmy spotykać się. To było jak wentyl. W domu czekała na mnie tylko roboty: sprzątanie, pranie, gotowanie, prasowanie i pijany mąż.
Pewnego dnia nie wytrzymałem i podjąłem decyzję. Wziąłem dzieci i odjechałem. Na kilka dni zamieszkałem u rodziców, a potem wynająłem małe mieszkanie w Krakowie.
Jednego dnia, gdy byłem w pracy, żona przyjechała do żłobka po dzieci i zabrała je ze sobą. Podszedłem do niej, a ona po prostu nie otworzyła drzwi, mimo iż była w domu.
Teraz postawił przede mną warunek: albo wrócę do domu, albo wystąpi o rozwód, a dzieci zostaną u niego, a ja będę płacił alimenty. Boję się, iż tak się stanie, bo ma znajomości i sąd może wydać decyzję na jego korzyść.
Najgorsze jest to, iż nie dba o dzieci wcale używa ich tylko jako kartę w ręku, by mnie manipulować. W głębi serca wiem, iż jeżeli nie spełnię jego żądań, dzieci w końcu się od niego odsuną i wrócą do mnie. Ale nie wiem, jak mam przetrwać ten czas.














