Urodziłam się i wychowałam na wsi, daleko od miasta. Uczyłam się w lokalnej szkole podstawowej, a po dziewiątej klasie wyjechałam do miasta wojewódzkiego i rozpoczęłam naukę w technikum. Tam poznałam Glebę. Był starszy ode mnie, kończył szkołę, gdy ja zaczynałam drugi rok.
Zaczęliśmy się spotykać, a po roku okazało się, iż jestem w ciąży. Jego rodzice nigdy mnie nie zaakceptowali. Traktowali mnie chłodno — jedynie z uwagi na przyszłego wnuka zachowywali pozory. Wiedzieli, iż Gleb mnie kocha i nie da się od tego odwlec. Był ich jedynakiem, zawsze rozpieszczanym i hołubionym.
Po ślubie zamieszkaliśmy z jego rodzicami. Pół roku później urodził się nasz syn, Olek. Teściowa z początku była pomocna, opiekowała się dzieckiem, kiedy ja kończyłam technikum. Kiedy byłam na zajęciach, Olek zostawał z dziadkami.
Po dwóch latach znów byłam w ciąży. Urodziła się Irka. Wtedy z Glebem zdecydowaliśmy się zamieszkać na swoim. Mieliśmy trochę oszczędności, rodzice Gleba dołożyli część, wzięliśmy kredyt i kupiliśmy trzypokojowe mieszkanie. Byliśmy uparci, choć teściowie próbowali nas od tego odwieść. Mieliśmy wszystko: dzieci, miłość, stabilność, prawie spłacony kredyt — pełnia szczęścia.
Do czasu.
Gleb zaczął coraz więcej czasu spędzać z kolegami w starym garażu. Wracał nad ranem, kompletnie pijany. Najpierw stracił pracę, potem kolejną, aż przestał jej szukać. Dnie spędzał z kolegami, zaczął wynosić rzeczy z domu, sprzedał moje złote kolczyki, zaciągał długi u znajomych i rodziny. Nasze życie zamieniło się w koszmar.
Teściowie? Oczywiście, całą winą obarczyli mnie:
– Porządna żona trzyma męża przy sobie. To twoja wina. Mężczyzna powinien być przy kobiecie – powtarzała teściowa.
Prosiłam Gleba, błagałam — nic nie pomagało. Dzieci widziały, co się dzieje, odwracały się od niego. Pracowałam na dwóch etatach, żeby spłacić kredyt. Dla siebie nic nie kupowałam — tylko to, co niezbędne dla dzieci. Na jedzenie ledwo starczało.
W końcu, kiedy kredyt został spłacony, zabrałam dzieci i wróciłam do mamy na wieś. Złożyłam pozew o rozwód i o podział majątku.
Kiedy dowiedziała się o tym teściowa, przyjechała z awanturą. Twierdziła, iż niszczę rodzinę, iż chcę zabrać im mieszkanie. Krzyczała, iż nigdy na to nie pozwoli. Gdy odpowiedziałam, iż Gleb choćby nie płaci alimentów, nie interesuje się dziećmi, a ja ciągnę wszystko sama — splunęła i wyszła. Zostałam z poczuciem goryczy.
Czy naprawdę wszystko to moja wina? Co zrobiłam źle, iż mój mąż tak potraktował rodzinę?
Dziś mieszkamy u mojej mamy. Nie wiemy, co dalej. Gleb zniknął z naszego życia. Ani słowa, żadnej wiadomości.