Idąc za jego śladami

newskey24.com 1 dzień temu

W jego ślady

– Krzysiek, czego ci brakuje? Spójrz – polski dwója, matematyka pała, a z lektoratu w ogóle uciekłeś! Dlaczego się nie uczysz i ciągle wagaryzujesz? Co ja mam z tobą zrobić, ty niedorajdo! – po raz kolejny zmartwiła się Kinga, przeglądając dziennik syna-ósmoklasisty.

– Nie wiem. – mruknął nastolatek i odwrócił się od matki.

– Kinga, daj chłopakowi spokój! Literatura, biologia… Ja też wagarowałem i jakoś wyszedłem na ludzi! – dobiegł z drugiego pokoju pijany głos męża Jacka, który leżał na kanapie.

– To widać! Żebyś choć z synem po męsku pogadał, ale nie – ty trzeciego dnia nieprzytomny! – krzyknęła Kinga.

– A co w tym złego? Mam prawo! Nie piję twoich! A poza temu, u Zdzicha była impreza! Jubileusz, nie byle co! – odparł Jacek, opadł na poduszkę i znów zasnął.

…Kinga wychowała się w inteligenckiej rodzinie. Rodzice wpajali dziewczynie nie tylko dobre maniery, ale zadbali też o porządne wychowanie. Kinga pilnie uczyła się w szkole, dostała się na prestiżowy wydział. Tylko przez złośliwy żart losu spotkała Jacka.

Poznali się na studenckiej imprezie. Kinga była na czwartym roku, a Jacek skończył zawodówkę i zatrudnił się w fabryce. Kinga od razu zauważyła przystojnego chłopaka z wyrazistymi oczami. Jacek wyglądał na starszego, niż był. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak ten człowiek zrujnuje jej uporządkowane życie.

Zaczęli się spotykać, a ślub wzięli tego lata, gdy Kinga zdała wszystkie egzaminy i obroniła pracę dyplomową. Na początku było nieźle, ale Kingę już wtedy drażniło, iż mąż nie przepuści żadnego święta. Najdrobniejsza okazja zamieniała się w huczną biesiadę z alkoholem…

W pewnym momencie Kinga zrozumiała, iż popełniła błąd – zupełnie nie pasowali do siebie. Postanowiła się rozwieść. Ale los znów pokrzyżował jej plany – dowiedziała się, iż jest w ciąży.

Nie potrafiła pozbyć się dziecka. Zostawić je bez ojca też nie wchodziło w grę. Optymistka z natury, Kinga wierzyła, iż mąż się ustatkuje. Ale gdy pijany wtargnął do niej w szpitalu, z goryczą zrozumiała – nic się w nim nie zmieni.

I tak się stało. Jacek pił często i dużo. W domu pomagał byle jak, bo albo szedł na libację z kumplami, albo odsypiał poprzednią.

Kinga specjalnie nie narzekała, ciągnęła wszystko sama: ciężko pracowała, zarabiała nieźle, w mieszkaniu było czysto i przytulnie, synowi Krzysiowi poświęcała uwagę. Ale im chłopak starszy, tym bardziej przypominał ojca. Kinga nie widziała w nim siebie: uczył się niechętnie, kółka i zajęcia dodatkowe omijał szerokim łukiem.

W siódmej klasie zupełnie się rozpuścił.

– Kinga Włodzimierzówna, proszę porozmawiać z synem. Na lekcjach grymasi, nie słucha, a o ocenach już lepiej nie wspominać… Ręce opadają… – takie uwagi stale słyszała od wychowawczyni.

Po każdym zebraniu wracała do domu i w myślach katowała się, iż coś robi źle, gdzieś zawodzi.

Najpierw Krzyś tłumaczył się i obiecywał poprawę. Ale to były puste słowa.

Skończył gimnazjum. O liceum nie było mowy. Trzeba było iść do zawodówki. Kinga ze zgrozą uświadomiła sobie, iż syn dosłownie idzie w ślady ojca. A Jacek w tym czasie był już na dnie. Kinga regularnie wyciągała go z ciągów, znosiła awantury i, co gorsza, chodziła do fabryki, błagając, by męża nie zwalniali.

W zawodówce Krzyś też się nie przykładał: wagarował, chamski dla nauczycieli, kłócił się z kolegami. W domu oświadczał, iż nauka mu nie leży.

– Mamo, może rzucić szkołę i pójdę z ojcem do fabryki? Zaraz zacznę zarabiać. – powiedział raz.

– Synku, co ty mówisz? Jakie zarabianie? Trzeba zdobyć choćby zawód, potem zawsze można się dokształcać. Naprawdę chcesz żyć jak tata?

– A co w tym złego? Ojciec sobie radzi. – burknął.

– No właśnie! Co w tym złego? Czepiasz się chłopaka jak rzep psiego ogona! Chce pracować, to niech pracuje! Tym bardziej, iż miejsce mamy. – wtrącił się Jacek.

Kinga jednak przekonała syna, by skończył szkołę. Biegała do nauczycieli, prosiła, by przymknęli oko na wybryki Krzysia i dali mu szansę.

Jakoś ukończył zawodówkę i zaraz oznajmił, iż idzie do fabryki. Kinga odradzała, bo w myślach widziała, czym to się skończy. Tym bardziej, iż Krzyś był uderzająco podobny do ojca – z wyglądu i charakteru. Ze zgrozą stwierdziła, iż nie ma w nim nic po niej. To był syn Jacka.

Ale jak każda matka, do końca wierzyła, iż syn się opamięta. Los znów ją jednak nie oszczędził. Potwierdziły się jej najczarniejsze przeczucia – syn zaczął pracować z ojcem w tej samej zmianie i razem pili.

Pewnego dnia Kinga wracała z pracy. Ledwo weszła do mieszkania, gdy potknęła się w przedpokoju i prawie upadła. Machinalnie nacisnęła włącznik…

Na podłodze leżał kompletnie nieprzytomny Krzyś. Kobieta uklękła i zaczęła go budzić:

– Krzyś, Krzysiu, co z tobą? Synku, źle ci? – spanikowała i już sięgała po telefon.

– Mamo… daj spokój… zmęczony jestem… Zostaw… – machnął ręką i znów usnął.

Kinga poczuła alkohol. Był kompletnie pijany. Nie dał rady choćby dojść do pokoju, padł w przedpokoju. Tak samo robił Jacek, gdy był młodszy.

Przeszła dalej. W kuchni, oparty o stół, drzemał pijany Jacek. Chciała go obudzić i urządzić awanturę, ale w ostatniej chwili zrezygnowała.

Wzięła torbę i wyszła. Szła wolno chodnikiem, nie wiedząc dokąd. Bliskich przyjaciół, u których mogłaby się wyżalić lub przenocować, nie miała. Dotarła do parku i usiadła na ławce. Jesień była ciepła, wokół spacerowali ludzie. Kinga patrzyła na ich uśmiechnięte twarze i nie rozumiała, czym zasłużyła sobie na taki los.

Nagle z kNagle z krzaków wybiegł pies, trzymając w pysku czerwonego frisbee, a za nim pojawił się uśmiechnięty mężczyzna – była to chwila, gdy Kinga po raz pierwszy od lat poczuła, iż los wreszcie się do niej uśmiechnął.

Idź do oryginalnego materiału