Idealna żona

newsempire24.com 3 dni temu

Idealna żona

Jeszcze podczas studiów Krzysztof postanowił, iż ożeni się tylko z dziewczyną spokojną i zrównoważoną. Takie są najlepsze do założenia rodziny. Ale spotykał się z innymi – żywiołowymi, gadatliwymi, niektóre od razu żądały kwiatów, prezentów i wyjść do restauracji. Skąd biedny student miał na to pieniądze? Więc analizował, kim są te dziewczyny i czego naprawdę chcą.

Pod koniec studiów związał się z Kornelią – inteligentną, spokojną pedantką. Od razu było widać, iż dba o każdy szczegół.

“Leszek,” mówił Krzysztof przyjacielowi, “chyba czas, żebym się ożenił. Ty już jesteś rodzinny, a u was niedługo powiększenie.”

“Oho, Krzyś, a ja o czym od miesięcy mówię? No to jak, na Kornelii z mojej grupy się żenisz?” – dopytywał się przyjaciel. – “Świetna dziewczyna, mądra, piękna, a przede wszystkim spokojna, zero histerii. Nigdy u niej takiego czegoś nie widziałem. Pedantka straszna, wszystkie notatki jak spod linijki, ja tyle razy od niej przepisywałem…”

“Tak, na Kornelii. Myślę, iż to najlepsza opcja, przynajmniej z tych, które znam,” – śmiał się Krzysztof.

Przed końcem studiów oświadczył się Kornelii, a ona się zgodziła.

Kornelia z młodszą siostrą często same zostawały w domu, gdy chodziły jeszcze do szkoły. Ojciec – kierowca ciężarówki – wyjeżdżał na długo, a matka pracowała, wracała dopiero wieczorem. Gdy Kornelia podrosła, przejęła obowiązki domowe – gotowała dla siostry, sprawdzała lekcje. Choć matka nie zmuszała jej do tego, Kornelia taka już była.

Gdy czasem odwiedzały ciocię Bronisławę, starszą siostrę matki, Kornelia zawsze się dziwiła.

“Jaka u cioci czystość,” myślała, rozglądając się po domu. “Te niesamowicie piękne serwetki szydełkowe…”

Naczynia lśniły, wszystko sterylne, jakby nikt tu nie mieszkał. Dopiero później zrozumiała, iż tę cechę odziedziczyła właśnie po cioci. W swoim domu też dążyła do porządku, choć nie zawsze się udawało. Za to w zeszytach i na biurku – zawsze idealnie. Na studiach notatki prowadziła starannie, zdawała egzaminy bez problemów, zawsze elegancko ubrana i uczesana.

Gdy wzięli ślub z Krzysztofem, od razu zamieszkali osobno – on miał już swoje małe dwupokojowe mieszkanie.

“Krzyś, dobrze sobie życie ułożyłeś,” – zazdrościł mu przyjaciel Leszek. – “Od razu swoje mieszkanie, żona piękność. Nie to, co my – wynajmujemy kąt. I własnego lokalu choćby nie widać na horyzoncie.”

Po ślubie Kornelia postanowiła stworzyć model idealnego domu. Takiego jak u cioci Bronisławy. Dążyła do czystości i porządku, była pedantką do bólu.

Nikt jej nie wytłumaczył, iż dla żony i matki najważniejsze powinny być potrzeby bliskich, a nie idealna oprawa. Zrozumiała to dopiero po bolesnych lekcjach życia.

Oni z Krzysztofem byli zupełnie różni. On – hałaśliwy, towarzyski, wszędzie miał znajomych, wieczny ruch. Ona – jego przeciwieństwo. Gdy on marzył o biwakach, wędkowaniu i grillowaniu z przyjaciółmi, ona wolała haftować, czasem dziergać na drutach czytać książki.

Przed narodzinami starszego syna Kornelia jakoś znosiła propozycje wyjazdów na łono natury, choć nigdy nie pałała do nich entuzjazmem. Jechała tylko dlatego, by męża wesprzeć.

Gdy zaczynało się lato, Krzysztof nie mógł się doczekać weekendów.

“Kornelko, jutro jedziemy nad jezioro z namiotem. Będzie ryby łowić i kiełbaski piec. Pakuj się.”

“Krzysiu, no nie lubię tej twojej natury. Tylko komary żerują, a spanie na twardej ziemi… Wszędzie brud, boję się, iż coś złapiemy,” – odpowiadała, ale wiedziała, iż mąż i tak ją zabierze.

Gdy była w zaawansowanej ciąży, odmawiała, a on rozumiał i nie nalegał. Wtedy oddawała się urządzaniu gniazdka. Dbała o czystość, gotowała zdrowo. Stworzyła taki dom, jaki chciała – sterylny i przytulny.

“Kornelko, u ciebie jak w szpitalu – wszystko lśni,” – dziwiła się przyjaciółka Kinga, która czasem ją odwiedzała. – “Jesteś idealną żoną. Skąd masz na to czas? Ja tak nie potrafię. U mnie wieczny bałagan, chłopcy wszystko przewracają do góry nogami. Dlatego choćby ich do ciebie nie zabieram – po nich mieszkanie wyglądałoby inaczej,” – śmiała się. – “A mój mąż jest cudowny, czasem daje mi wytchnienie, sam zabiera ich na spacer. Wysyła mnie, żebym odetchnęła, mogła do ciebie wpaść.”

Krzysztof był impulsywny. Ciągnął żonę do sypialni w środku dnia, a ona się opierała.

“Mam pranie do poskładania, muszę je uprasować, inaczej się pogniecie i później trudniej będzie to naprawić.”

“Kornelko, szczerze mówiąc, mam to gdzieś, czy śpię na wyprasowanej pościeli czy nie,” – mruczał, obejmując ją. – “Czasem nasze mieszkanie przypomina mi salę operacyjną – taka sterylność i czystość,” – mówił, całując ją w szyję.

“Krzysiu, czy naprawdę nie lubisz, gdy jest czysto i przytulnie?”

“Nie mówię, iż nie lubię. Lubię, bardzo. Ale chyba za bardzo się w to wkręciłaś,” – ciągnął ją do łóżka.

Pewnego wieczoru po pracy oznajmił:

“Kornelko, w weekend jedziemy z chłopakami w Bieszczady – narty i skuterki. Pakuj się. Będzie sauna i grill, a jeżeli nie chcesz do sauny, możesz po prostu odpocząć na świeżym powietrzu. A noc w chacie – cudo, piec i drewno…”

“Co ty wygadujesz? Po pierwsze, jestem w szóstym miesiącu, a ty mnie chcesz ciągnąć w dzicz, i to zimą? A jak się przeziębimy, nie daj Boże?”

“O żono, jaka z ciebie maruda. Tu nie, tam nie.”

Gdy urodził się Bartek, Kornelia niemal oszalała na punkcie sterylności – sama to widziała. Ale nie potrafiła przestać. Męczyła się, ale wszystko ogarniała. Gdy Bartek skończył trzy lata, wróciła do pracy, ale niedługo.

“Krzysiu, chyba znów jestem w ciąży,” – oznajmiła pewnego dnia.

“Jutro jedziemy do lekarza,” – powiedział i zawiózł ją na

Idź do oryginalnego materiału