Idźcie bez mnie, a ja dołączę później

newsempire24.com 20 godzin temu

**Dzisiejszy wpis w moim dzienniku:**

„Ty idźcie już, ja dołączę później.”
„Gdzie jesteś?”
„Na działce. Mama poprosiła, żebym ją zawiózł.”

Na działce. W dniu, gdy twój syn pierwszy raz idzie do szkoły…

Jadwiga stała przy kuchennym zlewie, ściskając w dłoniach gąbkę. Palce drżały. Nie od zimnej wody, ale od złości. Na kuchence bulgotała już przypalona owsianka, z sypialni dobiegał pomruk telewizora, a w głowie migały pytania: „Działka? Teraz? Dlaczego?”

Mąż wyszedł wcześnie. Po cichu. Po prostu trzasnął drzwiami, a dom znów pogrążył się w ciszy. Pomyślała, iż może wyszedł do samochodu albo załatwić sprawy. Syn już się obudził, przetarł oczy i w piżamie powlókł się do łazienki.

Wszystko było w porządku. Poza jednym: tata nie wrócił.

„Wojtek, ty zupełnie oszalałeś?!” — zapytała, gdy w końcu się dodzwoniła.
„No, mama pilnie poprosiła” — tłumaczył się mąż. — „Ty idźcie już, ja dołączę później.”
„Tak, pilnie. Akurat dziś. O ósmej rano. Pierwszego września” — głos Jadzi stał się zimniejszy niż góra lodowa, która zatopiła „Titanica”.
„Słuchaj, wszystko rozumiem… Ale ona poprosiła. Będziemy szybko.”

Jadwiga milczała. Gdyby powiedziała cokolwiek, tama jej samokontroli pękłaby. A histeria o poranku to nie jest coś, co powinien widzieć świeżo upieczony pierwszoklasista. Zamiast słów po prostu rozłączyła się.

Niech to spadnie na ich sumienie.

„Mamo, a gdzie tata?” — syn stał w nowiutkiej białej koszuli, sam zapinał guziki.

Męczył się, denerwował, ale nie narzekał.

„Babcia pilnie potrzebowała jechać na działkę. Tata ją zawiózł” — powiedziała Jadwiga bez ozdobników i sarkazmu.
„A on potem przyjedzie?” — z nadzieją spytał syn.
„Nie wiem, kotku. Chyba nie.”
„A on wiedział, iż dziś mam święto?”

Rozmawiali o tym cały tydzień. Ale syn najwyraźniej nie mógł zrozumieć takiego postępowania ojca.

„Wiedział” — cicho odparła Jadwiga.

Chłopiec spuścił wzrok, zamilkł. Usiadł przy stole i wbił wzrok w telefon. W wazonie stał bukiet, który miał zanieść do szkoły. Przy drzwiach — nowy plecak z samochodami. Wszystko gotowe na święto.

Oprócz rodziny.

Na apelu syn starał się trzymać fason. Nie uśmiechał się, nie płakał, tylko mocniej ściskał dłoń mamy, podczas gdy wokół roiło się od dzieci, babć, ojców z aparatami. Wszyscy wokół świętowali życie.

Jadwiga też go fotografowała, starała się dodawać otuchy. Miała gulę w gardle, ale uśmiechała się za dwoje. Może choćby za troje. Ale to nie wystarczało.

Gdy starszy kolega niósł na ramionach dziewczynkę z kokardą i dzwonkiem, przyszła pierwsza wiadomość od teściowej: „Zrób więcej zdjęć. Wyślij mi. Chcę zobaczyć”. Druga — kwadrans później: „Powiedz, żeby Kuba mi pomachał. Jestem z wami myślami!”

„Myślami z nami?” — Jadwiga zacisnęła zęby. „Myślami” — to bardzo wygodne. Wcale nie trzeba się starać.

Nie odpowiedziała. Nie dlatego, iż bała się kłótni. Po prostu… nie miała o czym rozmawiać z tą kobietą.

Po apelu poszli do kawiarni, zamówili lody i koktajle, potem spacerowali po skwerku. Plan był inny: tata miał zawieźć ich do wesołego miasteczka. Ale tata był na działce. Z kapustą, nie z synem. Trzeba było zmienić plany.

„Mamo, mogę nie odbierać, jak babcia zadzwoni?” — spytał syn, gdy telefon w plecaku zawibrował.
„Oczywiście” — skinęła Jadwiga. — „Ja też bym nie odebrała.”

Nic nie tłumaczyła. Nie było potrzeby. Syn tylko przytulił ją mocno, jakby chciał przekazać przez to cały ból i rozczarowanie.

W środku coś skamieniało. Gdy mąż zadzwonił, nie odebrała. Syn też nie.

Ograniczyli się do krótkiej wymiany wiadomości.

„Zachowujesz się jak dziecko. Podnieś słuchawkę. Mama się obraziła” — napisał Wojtek.
„Twój syn też” — odparła.
„Kuba jest obrażony?”
„Tak. Bo dziś był dla niego istotny dzień. A wy wybraliście ziemniaki. Kopcie dalej.”

Wojtek pojawił się koło dziewiątej. Wszedł cicho, na palcach, jakby bał się kogoś obudzić albo — co bardziej prawdopodobne — pogorszyć i tak już napiętą atmosferę. Syn już spał. Jadwiga siedziała w salonie z książką, ale nie czytała. Nie mogła skupić się na literach. Trzymała ją tylko jak tarczę przed cudzą obojętnością i własnymi niepokojami.

„Może jutro pójdziemy gdzieś? We trójkę” — zaproponował mąż, siadając obok. — „Do kina albo na lody. Tak jakoś wszyscy osobno.”

Jadwiga uniosła brwi i spojrzała na niego. Nie ucieszyła się z propozycji, nie potakiwała. Tylko zmęczona westchnęła.

„Myślisz, iż w relacjach można przekładać terminy jak w pracy? Byłeś potrzebny dziś.”
„Nie specjalnie” — Wojtek potarł nasadę nosa, próbując się uspokoić. — „Mama niespodziewanie poprosiła, nie mogłem odmówić. Myślałem, iż szybko.”
„Ta. Tylko Kubie twoje myślenie nie pomogło. Czekał na ciebie. Do końca. Aż wszyscy się rozeszli.”
„Nie dramatyzuj…” — burknął mąż. — „O co ci chodzi?”

Jadwiga cicho się zaśmiała. Sucho, bez radości, z ironią. Wojtek wyraźnie widział tę sytuację inaczej. Ziemia się nie zatrzymała, nikt nie ucierpiał, a Jadwiga po prostu kaprysiła.

Nie rozumiał, iż dla niej to było zdradą. Albo nie chciał zrozumieć.

„Wiele rzeczy. Ale przede wszystkim to, iż nie widzisz, jak bardzo zraniłeś syna. Że uważasz, iż samo się ułoży.”

Kiedyś było inaczej. Przypomniała sobie, jak jeszcze w ciąży Wojtek sam powiedział:

„Chcę być w jego życiu, a nie tylko obok. Chcę być dobrym ojcem.”

Nauczył Kubę jeździć na rowerze, robić samoloty z papieru, żołnierzyki z żołędzi. Urządzali wyścigi samochodzików. Chłopcu„A teraz, gdy syn najbardziej go potrzebował, Wojtek znów wybrał swoją matkę, nie widząc, iż z każdym takim wyborem traci coś bezpowrotnie.”

Idź do oryginalnego materiału