Intensywne rodzicielstwo niszczy matki od środka. Po czyjej stronie leży wina?

mamadu.pl 10 miesięcy temu
Każdy rodzic wychowuje dziecko tak, jak uważa za słuszne. Decyduje się na ten styl rodzicielstwa, który w jego odczuciu przynosi najwięcej korzyści. Jednak to nie nazwa czy idea ma znaczenie, a podstawowe wartości, których nie powinno zabraknąć: miłość, poczucie bezpieczeństwa, empatia, szacunek. Matki biorą na siebie większość ciężaru związanego z opieką nad dzieckiem. Na efekty nie trzeba długo czekać.


Współczesny świat niczym nie przypomina tego sprzed 30. lat. Pęd, pośpiech i chaos towarzyszą nam na każdym kroku. Są obecne niemalże w każdym momencie naszego życia. Poczynając od porannej pobudki, na wieczornej kąpieli kończąc. Jest szybko, intensywnie i wymagająco. No i mamy tego efekty.

Robię to dla ciebie


Matka. Dawniej: orędowniczka domu spokojnie krzątająca się po kuchni, wieszająca pranie na sznurkach na świeżym powietrzu, a wieczorem dziergająca sweter na drutach. Obecnie: doskonale zaprogramowany robot, który pełni rolę kucharki, praczki, sprzątaczki, taksówkarki, animatorki i organizatorki wolnego czasu. Najlepiej dwa zadania jednocześnie, by nie tracić czasu i nie robić sobie zaległości.

Przed narodzinami dziecka z największą precyzją wybieramy wózek, fotelik samochodowy, łóżeczko, a czasami i monitor oddechu. Koncentrujemy się na szczegółach, detalach. Czytamy, szukamy opinii, by przypadkiem nie popełnić jakiegoś błędu.

Po narodzinach dwoimy się i troimy, by nasze macierzyństwo w jak największym stopniu przypominało to, jakie kreują media społecznościowe. Ma być słodko, bajecznie i w kolorach tęczy. Potem przychodzi czas na przedszkole, szkołę i szereg zajęć dodatkowych. Najlepiej sport i dwa języki.

Socjal media stwarzają wyidealizowany obraz rodziny, a tym samym wywołują u rodzica (najczęściej matki) ogromne poczucie presji. Intensywne i nierealne wymagania sprawiają, iż wpadamy w pułapkę intensywnego rodzicielstwa. Staramy się złapać wszystkie sroki za ogon, ale nie zastanawiamy się, jakim kosztem. Całkowicie i w 100 proc. angażujemy się w życie swoich dzieci.

Koncentrujemy się na nich, wszystko robimy z myślą o nich i co najsmutniejsze, całkowicie zapominamy o sobie.

Padam, bo nie mam sił


Początkowo jakoś dajemy radę. Po zarwanych nocach ratujemy się mocną kawą. W ciągu dnia włączamy najwyższy bieg i dajemy z siebie wszystko. Jednak z każdym kolejnym tygodniem, miesiącem i rokiem, coraz bardziej opadamy z sił.

A kiedy siadamy, by odpocząć i złapać oddech, rodzi się w nas poczucie winy. Nie dajemy sobie przyzwolenia na spokojne wypicie kawy i jedzenie kawałka kruchej szarlotki. Przecież nie mamy czasu, tyle jest do zrobienia.

W końcu nie dajemy rady, wypalamy się i przestajemy czerpać euforia z tego, o czym kiedyś tak bardzo marzyłyśmy. Macierzyństwo nie ma już pastelowych kolorów, a ciemne barwy, które kojarzą nam się wyłącznie z pracą, zmęczeniem i poświęceniem.

Po czyjej stronie leży wina? Tu nie ma żadnych wątpliwości. Winne są matki, które na siłę i zupełnie niepotrzebnie dążą do perfekcji. Kobiety, które myślą, iż intensywne rodzicielstwo jest ścieżką, którą warto podążać. Dzieci nie są niczemu winne. A wręcz przeciwnie, one też są poszkodowane, bo w ich głowie coraz częściej zaczyna pojawiać się pytanie: "Gdzie jest moja uśmiechnięta mama? Tak bardzo za nią tęsknię i jej potrzebuję".

Zwolnij, proszę i pomyśl też o sobie. Przecież doskonale wiesz, iż szczęśliwa matka, to uśmiechnięte dziecko.

Idź do oryginalnego materiału