Moje wnuczęta przed ekranem telewizyjnym zasiadają często. A ja wcale. No, taka już ze mnie dziwaczna babcia. Do szklanego ekranu mnie nie ciągnie i gdyby to tylko ode mnie zależało pozwalałabym wszystkim dzieciakom na kwadrans telewizji dziennie. Niech będzie pół godziny. I ani minutki dłużej.
O, dziwo, cała piątka bez szemrania uszanowała tę antytelewizyjną babciną filozofię. Nie napraszają się by włączyć telewizor, nie jęczą o filmy z odtwarzacza. Ale babcia swoją rolę zna. A rolą babci jest nakarmić wnuczęta jak należy. I zabawić. W pokojach dzieci (w ich domach) jest mnóstwo przeróżnych gier i zabawek. Kolorowe pudła przyciągają wzrok i …zaraz potem zniechęcają. Skomplikowane, wymyślne, nudne. Z instrukcją obsługi jak do pralki automatycznej. I drogie…Na szczęście, tu – w domu dziadków – takich zabawek nie ma.
m
– W co się dziś będziemy bawić, babciu? – pyta Jaś.
Może… w orła i reszkę? Maju, zagrasz z nami?
Majce świecą się oczy. Ale oboje nie mają pojęcia o co chodzi. Na arkuszu papieru gwałtownie rysuję 3 równoległe tory. Z jednej strony piszę Start, z drugiej – Meta. Na Starcie kładę 3 guziki. Obok arkusza monetę. Gotowe.
– To orzeł, a to reszka – tłumaczę. Jak wyrzucisz orła możesz się autem-guzikiem posunąć do przodu. jeżeli wypadnie reszka – stoisz w miejscu. Ruszamy…
Nie ma chyba gry z bardziej prostymi regułami. Ale ile euforii przy tych wyścigach! Dzieciaki z przejęciem chuchają na monetę by przydać jej magicznej mocy i by koniecznie wypadł orzeł. Mai reszka myli się z resztką, ale to nie szkodzi. Z czasem zapamięta. W czasie wakacji tą prościutką zabawą pasjonowały się najstarsze wnuczki – spore już pannice.
m
Innym razem całe deszczowe popołudnie gramy w Czarnego Piotrusia. Zasady proste i klarowne, maluchy gwałtownie je pojmują a starsi pasjonują się grą na równi z małymi. Ładunek emocji gwarantowany!
Któregoś dnia podbieramy dziadkowi pasjansówki i uczymy się grać…w wojnę. Dziadek przypomniał sobie swoje dziecięce lata i od tej pory sam chętnie grywa z wnukami w tę grę. Niech mnie ktoś przekona, iż taka karciana wojna jest gorsza od tej wirtualnej na monitorze komputera.
m
Jest jednak zabawa, którą dzieci przedkładają nad każdą inną. To stary, poczciwy Chińczyk. Zasady podobne do tych przy orle i reszce, tyle, iż rzuca się kostką. Nasza plansza ma dwie wersje – krótszą i dłuższą. To na Chińczyku troje z moich wnucząt nauczyło się przeliczania. I kolorów (czerwony pionek to mój! mój babciu!) Chińczyk uczył dzieci trudnej sztuki przegrywania. I opanowania, kiedy któryś z domowych kotów wkroczył na planszę i… wiadomo co.
m
Jestem miłośniczką gry w scrabble i oddaję się tej przyjemności od lat, w każdą sobotę. O tym jak się gra w scrabble wiedzą chyba wszyscy. Nielicznym nieświadomym oznajmiam, iż mając do dyspozycji 7 płytek z losowo wybranymi literami, należy stworzyć sensowny, polski wyraz, który może, a choćby powinien skrzyżować się z wyrazem mego współgracza. Jak w krzyżówce. Proste? Prościutkie. A przecież tyle dobrego czyni z naszym umysłem. Bogaci słownictwo, uczy poprawnych form gramatycznych wyrazów. Uczy ortografii! I logicznego myślenia. I anagramowania. I przegrywania w końcu uczy też! A jak bawi!
Toteż już zęby sobie ostrzę kiedy po raz pierwszy zasiądę do partyjki z którymś z wnucząt. Mam nadzieję, iż połkną scrabblowego bakcyla. Łypię w stronę telewizyjnego ekranu i powtarzam sobie z mocą: – Już ja się o to postaram… ![](https://static.xx.fbcdn.net/images/emoji.php/v9/t4c/1/16/1f642.png)
![](https://static.xx.fbcdn.net/images/emoji.php/v9/t4c/1/16/1f642.png)
m
źródło grafiki: mamotoja.pl