Kiedy moja córka Nina przedstawiła mi swojego chłopaka, przyszłego męża – Jurka – od razu miałam mieszane uczucia. Na pierwszy rzut oka wydawał się porządnym chłopakiem. Był uprzejmy, skromny, przyniósł nam z ojcem elegancki komplet naczyń. Ale ja mam nosa do ludzi, tanimi gestami nikt mnie nie kupi. A on aż za bardzo starał się być idealny, we wszystkim chciał nam dogodzić. Minęły dwa miesiące i Nina ogłosiła, iż wychodzi za Jurka. Widziałam, iż moja córka jest z nim szczęśliwa, więc przymknęłam oczy na swoje wątpliwości. Wesele zorganizowaliśmy wystawne, a potem pomogliśmy im kupić mieszkanie.
Ale już po pół roku nowo upieczony mąż pokazał swoje prawdziwe oblicze. Oświadczył, iż odchodzi do innej kobiety, bo w niej naprawdę się zakochał, a Ninę ma już dość – niby za bardzo kontroluje, niby za grzeczna, za ułożona. Rzeczy jednak nie ruszył, jakby czekał, iż jeszcze kiedyś wróci.
Do dziś pamiętam te dni, gdy niemal zamieszkałam u córki, żeby ją wspierać i pocieszać. Leżała całymi dniami zapłakana, nic jej nie cieszyło. Po tygodniu powoli zaczęła dochodzić do siebie, interesować się moimi sprawami. Zaczęłam rozmowę o rozwodzie, ale Nina absolutnie nie chciała o tym słyszeć. Nie rozumiałam dlaczego, aż w końcu wyszło na jaw – była w ciąży. Doradziłam, by powiedziała Jurekowi. Zadzwoniła, a on – jak tylko się dowiedział – ucieszył się i wieczorem stał już w drzwiach, prosząc o wybaczenie.
Zawsze uważałam, iż dziecko powinno wychowywać się w pełnej rodzinie, więc nalegałam na ich pojednanie. Oni też nie protestowali. Wróciła normalność, wszystko jakby ucichło. Latem urodziła się cudowna córeczka, a ja zostałam babcią. Jurek zaskoczył mnie – stał się troskliwym ojcem, którego niejedna kobieta mogłaby zazdrościć. Ciągle się z małą bawił, opowiadał bajki, śpiewał kołysanki. Spacerował z nią, gdy Nina zajmowała się domem. Trochę odetchnęłam, ale cały czas byłam czujna. I niestety, nie bez powodu.
Po kilku latach znowu mu się znudziło. Powiedział, iż ma dosyć rodzinnego życia i znowu postanowił odejść. Tym razem spakował połowę swoich rzeczy. Nina była przerażona i zadzwoniła do mnie. Liczyła, iż wróci, ale kiedy tydzień później zabrał resztę, zrozumiała, iż to poważne. Wtedy ja przejęłam stery – znalazłam go, porozmawiałam twardo i postawiłam ultimatum: albo wraca do rodziny, albo płaci alimenty takie, iż mu się odechce romansów. Wrócił. Córka znów wybaczyła.
I oto niedawno, na piątych urodzinach wnuczki, córka usiadła obok mnie i powiedziała, iż Jurek znowu nosi się z zamiarem odejścia. Nie wiedziałam, co mam myśleć. Przecież mają wszystko: dom, samochód, dobrą pracę, piękną córkę, a Nina – urodziwa, oddana żona. Pomagam im na każdym kroku. Czego jeszcze mu brak?
Cały wieczór patrzyłam na niego spode łba. Dwa razy już odchodził i dwa razy wracał. Córka zawsze mu wybaczała, choć każda inna kobieta już dawno przestałaby walczyć i poradziła sobie sama. Bo po co trzymać przy sobie takie „szczęście”? A Nina traktuje go jak króla, wszystko mu przebacza. I pytam sama siebie – czy warto? Może lepiej, żeby w końcu odszedł i dał jej szansę na życie z kimś normalnym? Ona jeszcze młoda, mogłaby znaleźć dobrego męża i ojca dla swojej córki. Tylko wnuczki żal, bo ona bardzo kocha ojca i bez niego będzie jej ciężko.