Jak mogłaś to zrobić, mamo?

twojacena.pl 2 dni temu

„Mamo, jak mogłaś tak postąpić?”

Do dziś nie mogę uwierzyć, iż ta rozmowa w ogóle się odbyła. Zadzwoniłem do mamy, by zwyczajnie się przywitać, zapytać, jak się miewa, a nagle znalazłem się w centrum rodzinnej burzy, która wywróciła wszystko do góry nogami. „Mamo, ty na serio? — niemal krzyczałem do słuchawki. — Jestem twoim jedynym synem, mam synka, twojego jedynego wnuka, którego choćby nie widziałaś, a ty przepisujesz mieszkanie na jakąś obcą kobietę? I jeszcze witasz się ze mną, jakby nigdy nic: »Cześć synku, dawno nie dzwoniłeś«?”. Mama milczała po drugiej stronie, a ja czułem, jak we mnie kipi żal zmieszany z niedowierzaniem. Jak mogła tak zrobić?

Nazywam się Jakub, mam trzydzieści pięć lat i jestem jedynym dzieckiem mojej matki, Marii Nowak. Nasze relacje zawsze były skomplikowane. Gdy byłem mały, pracowała na dwie zmiany, by nas utrzymać, i jestem jej za to wdzięczny. Ale jej surowość i tendencja do podejmowania wszystkich decyzji samodzielnie często stawiały między nami mur. Kiedy ożeniłem się z Magdą i urodził się nasz synek Tomek, miałem nadzieję, iż mama zbliży się do naszej rodziny. ale nigdy nie przyjechała poznać wnuka, tłumacząc się brakiem czasu i zdrowiem. Nie naciskałem, dzwoniłem raz w miesiącu, wysyłałem zdjęcia Tomka, ale odpowiedzi były krótkie: „Dobrze, synku, cieszę się”. A teraz dowiaduję się, iż przepisała swoje mieszkanie na jakąś obcą kobietę.

Wszystko zaczęło się, gdy zadzwoniła do mnie ciocia Ewa, siostra mamy, i powiedziała, iż Maria Nowak podpisała akt darowizny. Myślałem, iż to pomyłka — może ciocia coś przekręciła? Ale była pewna: mama przepisała mieszkanie na jakąś Katarzynę, kobietę, która, jak twierdziła, „pomaga jej w domu”. Byłem w szoku. Mama mieszka w małym miasteczku, w dwupokojowym mieszkaniu, które kupiła z tatą gdy byli młodzi. To nie tylko cztery ściany — to część naszej historii, miejsce, gdzie dorastałem. A teraz należy do obcej osoby?

Natychmiast zadzwoniłem do mamy, by poznać prawdę. Odpowiedziała spokojnie, jakby nic się nie stało. „Tak, Jakubie, podarowałam mieszkanie Kasi — powiedziała. — To dobra kobieta, pomaga mi, robi zakupy, sprząta. A ty jesteś daleko, masz swoje życie”. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Owszem, z Magdą mieszkamy w innym mieście, trzy godziny jazdy stąd, ale zawsze oferowałem pomoc! Dzwoniłem, pytałem, czy czegoś nie potrzeba, proponowałem przyjazd lub opłacenie opiekunki. Mama jednak za każdym razem machała ręką: „Nie trzeba, dam radę”. A teraz nagle mówi, iż jestem „za daleko”, a jakaś Kasia jest jej podporą?

Zapytałem, kim jest ta Kasia i dlaczego mama jej ufa. Okazało się, iż to sąsiadka, która kilka lat temu zaczęła zaglądać do mamy, pomagać. Według mamy, jest „jak córka” — gotuje, chodzi po lekarstwa, a choćby wozi ją na działkę. Nie mam nic przeciwko pomocy, ale oddać mieszkanie? To nie pudełko czekoladek! Próbowałem wytłumaczyć, iż to niesprawiedliwe względem mnie i Tomka. „Mamo, ja jestem twoim synem, Tomek — wnukiem. choćby nie wiesz, jak wygląda, a oddajesz wszystko obcej? Jak to możliwe?”. Mama tylko westchnęła: „Jakubie, ty i tak nie przyjeżdżasz, a Kasia jest blisko. To moja decyzja”.

Czułem, jak narasta we mnie gorycz. Tak, nie odwiedzam jej co miesiąc — mam pracę, rodzinę, kredyt na samochód. Ale zawsze myślałem, iż jesteśmy rodziną, iż myśli o naszej przyszłości. Tomek ma ledwie cztery lata, rośnie, marzyłem, iż kiedyś to mieszkanie będzie dla niego pomocą — może na studia czy pierwsze lokum. A teraz wszystko ma Kasia, o której dowiedziałem się dopiero teraz. Spytałem, czy mama nie boi się, iż ta kobieta ją wykorzystała. Odcięła: „Wiem, co robię. Kasia to dobry człowiek”.

Po rozmowie długo nie mogłem dojść do siebie. Magda, widząc mój stan, zaproponowała, by pojechać do mamy i porozmawiać osobiście. Wzięliśmy Tomka i pojechaliśmy. Gdy dotarliśmy, mama przywitała nas ciepło, przytuliła chłopca, ale widziałem w jej oczach napięcie. Przy herbacie wróciłem do tematu mieszkania. Nie chciałem kłótni, ale potrzebowałem zrozumieć. „Mamo, wytłumacz — powiedziałem. — jeżeli potrzebujesz pomocy, mogę przyjeżdżać częściej, mogę zatrudnić kogoś. Ale po co oddawać mieszkanie?”. Spojrzała na mnie zmęczona: „Jakubie, nie chcę być ciężarem. Kasia się mną opiekuje, a ty jesteś zajęty. Wybrałam tak, by nikomu nie ciążyć”.

Te słowa zabolały bardziej, niż sądziłem. Naprawdę myślała, iż byłaby dla nas ciężarem? Próbowałem tłumaczyć, iż jesteśmy jej rodziną, iż Tomek marzy o babci, iż chcę być bliżej. Mama tylko pokiwała głową. Wtedy zrozumiałem: czuła się samotna, a Kasia zapełniła tę pustkę. To bolało, ale zacząłem widzieć świat jej oczami.

Wróciliśmy do domu i wciąż nie wiem, co dalej. Prawnie akt darowizny jest nie do podważenia — mama jest przy zdrowych zmysłach i miała do tego prawo. Ale nie mogę pogodzić się z myślą, iż wybrała obcą osobę zamiast nas. Postanowiłem dzwonić częściej, przyjeżdżać, zabierać Tomka, by znał babcię. Może z czasem zrozumie, iż my jesteśmy jej prawdziwą rodziną. A Kasia… Mam nadzieję, iż naprawdę się o nią troszczy, a nie gra swoją grę. Ta historia nauczyła mnie jednego: nie wolno odkładać bliskości na później. Życie jest zbyt krótkie, by tracić więzi z tymi, których kochamy.

Idź do oryginalnego materiału