Jak moja siostrzenica znalazła rodzinę po latach rozłąki dzięki wróżce

newsempire24.com 1 tydzień temu

— Mamo, a kiedy wróżka podaruje mi tatę? — zapytała pewnego dnia moja córka, patrząc na mnie swymi wielkimi oczami, w których było więcej nadziei, niż mogłam znieść. Często bawiliśmy się w magiczne gry, rysowaliśmy i wymyślaliśmy historie. Tego dnia wyciągnęła z pudełka kartkę, na której była narysowana dziewczynka rozmawiająca z malutkim ludzikiem. Potem znalazła kolejny rysunek — tam dziewczynka robiła gimnastykę i śmiała się.

— Tak ja będę ćwiczyć, a potem poleję się wodą, mamo! — powiedziała radośnie i po chwili zabawy spokojnie zasnęła.

Od tamtej pory jeszcze mocniej myślałam o tym, iż życie potrafi być naprawdę nieprzewidywalne. Ale zacznijmy od początku.

Kiedyś razem z moją najlepszą przyjaciółką Kasią poszłyśmy na studia pedagogiczne. Byłyśmy nierozłączne: nauka, studenckie noce, marzenia o przyszłości. Po studiach obie zaczęłyśmy pracować w szkole. Kasia dodatkowo ilustrowała książki dla dzieci — miała złote ręce i niesamowitą wyobraźnię. To jej prace zauważyli zagraniczni wydawcy i pewnego dnia dostała propozycję kontraktu w Niemczech. Wyjechała na całe trzy lata. Trzymałyśmy kontakt, pisałyśmy, dzwoniłyśmy, tęskniłyśmy.

Gdy Kasia wróciła do rodzinnego Poznania, nie była już sama. Przywiozła ze sobą małą dziewczynkę — swoją córeczkę. O ojcu nie mówiła nic. Rodzice już wtedy nie żyli. Mieszkała sama i radziła sobie z dzieckiem, jak potrafiła, a ja starałam się być blisko, pomagać. Zosia była prawdziwym promykiem słońca. Kasia w wolnym czasie rysowała — najczęściej swoją córkę w różnych etapach życia: jako uczennicę, nastolatkę, dorosłą. Zaskakiwało mnie, z jaką precyzją potrafiła pokazać przyszłość.

— Skąd wiesz, jaka będzie? — pytałam.

— Zobaczymy — odpowiadała tylko z uśmiechem.

Ale euforia nie trwała długo. Gdy Zosia skończyła dwa lata, serce Kasi nie wytrzymało. Lata spędzone za granicą pogorszyły jej zdrowie i pewnego dnia po prostu odeszła.

Od razu zaczęłam zbierać dokumenty do adopcji. Bałam się tylko jednego — iż Zosię mogą zabrać obcy ludzie. Drżałam na myśl, iż się spóźnię, iż trafi do innej rodziny. Na szczęście zdążyłam. Od tamtej pory dla Zosi zostałam mamą. Wiedziała, iż jej prawdziwa mama mieszka w niebie. Razem oglądałyśmy rysunki Kasi, szczególnie przed snem — te szkice uspokajały dziewczynkę, jakby mama wciąż była obok.

Zosia rosła mądra, dobra i pełna marzeń. Miała trzynaście lat, gdy pewnego dnia świętowałam urodiny z przyjaciółkami w kawiarni. Wróciwszy do domu, zobaczyłam pod drzwiami wysokiego mężczyznę z wyraźnym akcentem. Mówił słabo po polsku, ale jego słowa przeszyły mnie do szpiku kości.

To był… ojciec Zosi. Prawdziwy, biologiczny. Niemiec. Opowiedział, iż Kasia posądziła go o romans z siostrą i, nie wybaczywszy, uciekła do Polski, nie mówiąc ani słowa o ciąży. Próbował ją odszukać, ale było za późno. Gdy dowiedział się, iż ma córkę, zaczął zbierać papiery do adopcji — ale ja okazałam się szybsza. Nie wiedział, iż Zosia cały ten czas dorastała tu, w miłości, pod moją opieką.

Gdy Zosia usłyszała rozmowę, nie wierzyła własnym uszom. Stała nogo, jak wryta, wpatrując się w twarz mężczyzny, próbując znaleźć w nim siebie. Później, przy herbacie, zaczęła się powoli uśmiechać. Mężczyzna pojechał do hotelu, a córka wzięła swoją ulubioną lalkę-wróżkę i szepnęła:

— Dziękuję, wróżko, iż mam tatę.

Minęło kilka miesięcy, zanim wszystko się uregulowało. Zosia wyjechała do Niemiec, do ojca. Okazało się, iż ma tam dużą rodzinę — troje dzieci z innego związku, ale Zosia, jako najstarsza, gwałtownie znalazła z nimi wspólny język. Poszła do szkoły, uczy się języka, chodzi na zajęcia, tańczy. Piszemy do siebie, rozmawiamy przez wideoczaty, dzielimy się nowinkami.

Tęsknię. Do bólu. Ale jestem szczęśliwa.

Szczęśliwa, iż moja Kasia zostawiła po sobie nie tylko cudowną córkę, ale i siłę miłości, która przyciągnęła do życia tej dziewczynki jej prawdziwego ojca, choć po tylu latach.

Taka ona historia. Nieprawdopodobna, niemal baśniowa. Ale jak każda bajka — o prawdziwej wierze, miłości i cudzie.

Idź do oryginalnego materiału