Jak sprytem pozbyłam się teściowej i odzyskałam spokój

newsempire24.com 1 dzień temu

**Jak sprytnie pozbyłam się teściowej i odzyskałam spokój**

Pięć miesięcy temu w naszym domu wydarzył się długo wyczekiwany cud — urodził się nasz syn Jakub. Dla mnie i mojego męża Tomka był to jeden z najszczęśliwszych dni w życiu. Przygotowywaliśmy się do jego przyjścia na świat: czytaliśmy książki, oglądaliśmy poradniki i choć początki były trudne, staraliśmy się radzić sami. Tomek pomagał we wszystkim: zmieniał pieluszki w nocy, mył butelki, kołysał maluszka. Działaliśmy jak dobrze zgrany zespół.

Wszystko skończyło się w chwili, gdy do naszego domu wtargnęła… jego matka. Dwa miesiące temu moja teściowa — Halina Stanisławowa — pojawiła się u nas pod pretekstem „pomocy”. Bez zapowiedzi. Bez zaproszenia. Z walizkami i miną zbawicielki, jakby przybywała uratować nas przed nieuchronną katastrofą.

— Zostaję na jakiś czas! — oznajmiła już na progu.

Z początku pomyślałam, iż może faktycznie będzie łatwiej. Niestety, myliłam się. Życie zamieniło się w niekończący się cykl krytyki, kontroli i nietaktu. Zero chwili wytchnienia. Każdy mój krok był komentowany:

— A to co mu ubierasz? Zamarznie!
— Znowu zapomniałaś o naparze z kopru?
— Za moich czasów dzieci wychowywało się inaczej, dlatego teraz młode pokolenie jest takie słabe…

Wyrażałam delikatne sugestie, iż może już czas wracać do siebie, iż ma przecież własne obowiązki i męża, ale Halina Stanisławowa pozostawała głucha na moje aluzje.

— Stanisław sobie poradzi! Wam moja pomoc bardziej się przyda! — śmiała się głośno, nalewając sobie herbatę i rozdając rozkazy.

Z początku znosiłam to cierpliwie. Potem zaczęłam się złościć. W końcu płakałam po nocach. Wtedy zrozumiałam: sama stąd nie wyjdzie. Postanowiłam działać.

Następnego ranka podeszłam do niej z najsłodszym następnego dnia uśmiechem:

— Halino Stanisławo, pomyślałam, że… wrócę do pracy. Tylko na część etatu. A skoro pani u nas jest, to będzie mogła zająć się Kubusiem, gdy ja będę w biurze? Tylko na sześć godzin dziennie…

Uśmiech momentalnie znikł z jej twarzy.

— Sama? Z niemowlakiem? — zapytała z przerażeniem.

— No a kto, jeżeli nie pani? Sami przecież mówili, iż chcecie pomóc. To doskonała okazja! Na pewno sobie poradzicie. A ja trochę odpocznę i dorobię do pensji. Przecież musimy zrobić remont, Tomek sam o tym mówił.

Gdy mąż wrócił z pracy, jak się spodziewałam, teściowa rzuciła się do niego z narzekaniem. Ale Tomek… stanął po mojej stronie!

— Mamo, to świetny pomysł! Kinga w końcu złapie oddech. Chciałaś pomagać, to oto twoja szansa. Wierzymy w ciebie!

Teściowa była zdezorientowana, ale nie protestowała.

A ja następnego dnia „poszłam” do pracy. W rzeczywistości jeździłam do przyjaciółki. Czasami do parku, czasami na zakupy. Ale zawsze wracałam do domu zmęczona, z podkrążonymi oczami i pełna wdzięczności:

— Dziękuję wam, Halino Stanisławo, bez was bym sobie nie poradziła…

A przy tym pilnowałam, żeby nie miała zbyt lekko. Obiad niegotowy?

— Nic nie szkodzi, jestem bardzo zmęczona, sama coś zrobię… chociaż może jutro spróbujecie wy gotować? W końcowo siedzicie w domu cały dzień…

A w weekendy — kino, kawiarnie, spacery we dwoje z Tomkiem. A teściowa? Z wnukiem. Z pieluchami, kolkami, butelkami i grzechotkami.

Minął tydzień. Potem drugi.

Aż pewnego wieczora Halina Stanisławowa oznajmiła:

— Wybaczcie, kochani, rozumiem waszą sytuację… Ale Stanisław beze mnie sobie nie poradzi. Dom się wali. Muszę wracać.

— Naprawdę? — powiedziałam z udawanym smutkiem. — Tak na was liczyliśmy… Ale jeżeli koniecznie musicie…

Już następnego dnia spakowała walizki i wyjechała. A ja… wreszcie odetchnęłam.

Dom znów wypełnił się ciepłem i spokojem. Wróciłam do swoich obowiązków, do synka. Tomek był przy mnie, znów byliśmy rodziną, a nie zakładnikami narzuconej „pomocy”. I wiecie co? Ani trochę nie żałuję tego „sprytnego” planu. Bo czasem kobieta musi walczyć nie tylko o siebie, ale i o swój własny spokój…

Idź do oryginalnego materiału