Jak uwolnić rodzinę od destruktywnego wpływu syna męża?

polregion.pl 2 dni temu

Siedziałam w kuchni naszej ciasnej kawalerki w Łodzi, ściskając w dłoniach zimną filiżankę herbaty, gdy poczułam, jak łzy rozpaczy dławią mi gardło. Ja i mój mąż, Marek, mieliśmy dwoje dzieci i wydawało się, iż mamy wszystko – przytulne mieszkanie, samochód, stały dochód. Jednak nasze szczęście niszczył jego 17-letni syn z pierwszego małżeństwa, Krzysztof, który mieszkał z nami. Czasem zostawał u matki, ale coraz częcią zalegał u nas, zamieniając moje życie w koszmar.

Krzysztof był jak drzazga w sercu. Traktował mnie jak służącą, rozrzucał ubrania, zostawiał brudne naczynia, a na moje prośby o pomoc tylko przewracał oczami. Najgorzej jednak było, gdy znęcał się nad moim czteroletnim synkiem, Wojtkiem. Widziałam, jak dał mu klapsa tylko dlatego, iż chłopiec przypadkiem dotknął jego telefonu. Moja dwuletnia córeczka, Zosia, spała z nami w sypialni, bo w naszym niewielkim mieszkaniu nie było miejsca na jej łóżeczko. Gdyby Krzysztof wyjechał do matki, moglibyśmy urządzić pokój dla dzieci.

Ale Krzysztof nie miał zamiaru się wyprowadzić. Jego szkoła była blisko, a u ojca czuł się swobodniej. Całe dnie spędzał przed komputerem, krzycząc do mikrofonu w słuchawkach, nie pozwalając Wojtaszkowi zasnąć. Byłam wykończona – gotowałam, sprzątałam, zajmowałam się dziećmi, a on choćby palcem nie kiwnął, by pomóc. Jego obecność wisiała nad naszym domem jak ciężka chmura, zatruwając każdy dzień.

Próbowałam rozmawiać z Markiem, błagałam, by wytłumaczył synowi, iż lepiej będzie mu u matki. Jego była żona, Agnieszka, mieszkała sama w przestronnym trzypokojowym mieszkaniu. My zaś we czworo tkwiliśmy w kawalerce, gdzie każdy kąt krzyczał o braku przestrzeni. Czy to sprawiedliwe? choćby gdyby Krzysztof choć trochę się starał z moimi dziećmi, ale je tylko upokarzał. Wojtuś, patrząc na niego, zaczął być arogancki i kapryśny, naśladując starszego brata. Bałam się, iż mój syn wyrośnie na takiego samego, zimnego i bezdwartnego człowieka jak on.

Marek nie chciał nic zmieniać. *„To mój syn, nie mogę go wyrzucić”* – powtarzał jak mantrę, nie widząc, jak jego słowa mnie ranią. Kłóciliśmy się o Krzysztofa prawie każdego wieczora. Czułam się jak zmęczony koń, który ciągnie ciężar całego domu, gdy mąż przymyka oczy na zachowanie syna. Miałam dość jego wymówek, ślepej miłości do dziecka, które niszczyło naszą rodzinę.

Pewnego dnia straciłam cierpliwość. Krzysztof znowu nakrzyczał na Wojtka za rozlany sok, a ja wybuchnęłam:
— Dość! To nie hotel, żebyś się tu tak zachowywał! jeżeli ci się tu nie podoba, wracaj do matki!

Tylko się uśmiechnął ironicznie:
— To mój dom, nigdzie się nie wyprowadzam.

Zadrżałam z bezsilnej złości. Marek, słysząc naszą kłótnię, stanął po stronie syna, oskarżając mnie, iż *„nie potrafię znaleźć wspólnego języka”*. Wyszłam do sypialni, tuląc płaczącą Zosię, i dałam upust łzom. Dlaczego mam znosić tego obcego, bezczelnego nastolatka, gdy jego matka żyje w luksusie i choćby o nim nie pamięta?

Zaczęłam myśleć, jak rozwiązać ten problem. Może sama porozmawiam z Krzysztofem? Spróbuję przekonać go, iż u matki będzie mu lepiej, iż do szkoły może jeździć autobusem? Ale bałam się, iż wyśmieje mnie w twarz, a Marek znowu oskarży mnie o okrucieństwo. Marzyłam, by Krzysztof zniknął z naszego życia, by moje dzieci mogły dorastać w spokoju i miłości. Ale każde jego spojrzenie, każdy ostry gest przypominały mi, iż jest tu jak nieproszony gość, którego nie da się odpędzić.

Czasem wyobrażałam sobie, jak pakuję rzeczy i wyjeżdżam z dziećmi do mojej mamy, zostawiając Marka sam na sam z jego synem. Ale kochałam męża i nie chciałam burzyć naszej rodziny. Wszystko, czego pragnęłam, to odrobina spokoju w naszym domu. Dlaczego muszę cierpieć, patrząc, jak Krzysztof znęca się nad moimi maluchami, gdy jego matka cieszy się wolnością? Byłam zmęczona złością, strachem o dzieci. Potrzebowałam wyjścia, ale nie wiedziałam, gdzie go szukać…

Życie nauczyło mnie, iż czasem najtrudniejsze konflikty wymagają nie siły, ale cierpliwości – bo prawdziwa zmiana zaczyna się wtedy, gdy ktoś zrozumie, iż jego wygoda nie może być cudzym kosztem.

Idź do oryginalnego materiału