Przygotowując się do tego tematu, nie sądziłam, jak wiele emocji we mnie wywoła. Przyznaję się bez bicia, iż czytając wypowiedzi moich koleżanek, zdarzyło mi się uronić łezkę. Być może dlatego, iż bardzo trafnie opisały to, co i ja sama zaobserwowałam w ciągu kilku lat bycia mamą. Zapraszam do sentymentalnej podróży w głąb matczynego serca.
REKLAMA
Zobacz wideo Jaką mamą jest Agnieszka Sienkiewicz? "Staram się być uważna"
Ola, mama dwulatka
Myślałam, iż wiem, jak to będzie, gdy zostanę mamą. A potem pojawił się mój syn – nieodkładalny high need baby z kolką niemowlęcą i niechęcią do wszystkiego, co ułatwia życie rodzicom noworodków. Już na starcie dał mi ogromną lekcję pokory i cierpliwości. Myślałam wtedy, iż my matki mamy najgorzej. Na szczęście, gdy zaczęłam się wysypiać, zmieniłam zdanie. Życie stało się piękniejsze. Zdecydowanie piękniejsze niż w czasach "bezdzietnej" Oli, bo synek pokazał mi coś bezcennego – iż zachwycać może wszystko. Zrozumiałam przy nim, iż luksusem może być zwykła codzienność.
Ola i Jaś archiwum prywatne
Jeszcze kilka lat temu, gdy byłam zmęczona, marzyłam o tygodniu na Bali, a dziś cieszy mnie weekend we dwoje (gdziekolwiek!) albo... godzina z przyjaciółką. Choćbym miała się u niej pojawić z plamą po dżemie na ramieniu, bo synek postanowił przytulić mnie tuż po przekąsce. Bałagan? Przestał mi przeszkadzać. A przecież kiedyś sprzątałam każdy okruszek i przejmowałam się wizytą gości. Dzięki macierzyństwu, zyskałam większy luz i dystans do siebie. Choć doszedł matczyny stres, odeszło przejmowanie się drobiazgami. Dziś umiem być szczęśliwa, choćby siedząc w domu, w dresie, z (zimną) kawą w ręku. Dziecko nauczyło mnie kochać tak, jak sobie nie wyobrażałam i dało poczucie, iż jestem dla kogoś całym światem.
Zuzia, mama dzieci w wieku 4 i 6 lat
"Zrozumiesz, jak będziesz miała dzieci" - mówili mi dzieciaci znajomi. Nic mnie bardziej nie denerwowało. W końcu przecież mam bujną wyobraźnię, jestem empatyczna, miałam kiedyś psa - "że ja niby nie zrozumiem?" - burzyłam się w sobie. I faktycznie zwracam Wam honor wszystkim moim rozmówcom, którzy tak mnie denerwowali, nie zrozumiałam. Nie byłam choćby blisko. Owszem miałam psa, opiekowałam się dziećmi, ale to tak jakby mówić, iż codziennie jeżdżę do pracy rowerem, więc trochę jakbym była w "Hell's Angels". No nie. I to jednoślad, i to, ale na tym porównania się kończą.
Nie zaskoczyło mnie nic w macierzyństwie, bo wszystkie moje wyobrażenia okazały się nijak nie przystawać do rzeczywistości. To rodzaj emocjonalnego, psychicznego i fizycznego przywiązania, zależności, którego nie da się opisać, który zmienia się i rozwija z każdym dniem. Macierzyństwo zmieniło we mnie wszystko. Wiele straciłam, wiele zyskałam, jednak to się już nie odstanie. Moja postać w tej grze została nadpisana. Nigdy nie będę już nie-matką. Nie żałuję, bo gdy urodziło się moje pierwsze dziecko to tak, jakby ktoś mi dał okulary, podczas gdy całe życie chodziłam z wadą -10 dpi. To nie ja się zmieniłam, to zmienił się mój świat.
Zuzia, mama dzieci w wieku 4 i 6 lat fot. Ania Wibig, Obiektywnie Najpiękniejsze
Joanna, mama 13-letniej córki i 10-letniego syna
Bardzo długo czekałam na macierzyństwo. Pierwsze dziecko urodziłam w wieku 35 lat. Dzień narodzin mojej córki był najpiękniejszym i najszczęśliwszym momentem w całym moim życiu. Nie mogłam uwierzyć, iż się udało i iż zostałam mamą. To uczucie towarzyszy mi do tej pory. Za każdym razem, kiedy patrzę na swoje dzieci, czuję, iż dostałam od życia wspaniały dar bycia mamą. Mam 14 lat młodszą siostrę. Zostając mamą, wiedziałam, co znaczy mieć w domu noworodka, potem niemowlaka, przedszkolaka, itd. Myślę, iż byłam w jakimś sensie przygotowana na to, iż dzieci są wymagające, płaczą, budzą się w nocy, iż czasami trzeba im jeden wierszyk czytać 20 razy. Młodsza siostra zaprawiła mnie w boju.
Jestem osobą dynamiczną, nie lubię czekać. Cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną. Kiedy jest kolejka np. po bułki, to idę szukać innej piekarni. Już tak mam, iż wszystko chcę mieć od razu. Dzieci mnie trochę tej cierpliwości nauczyły. Chociaż, ciężko znosiłam momenty, kiedy wszyscy spieszyliśmy się do przedszkola, pracy, a dzieci zakładały buty kilka minut. Musiałam się nieźle powstrzymywać, żeby nie wybuchnąć, bo też bardzo nie lubię się nigdzie spóźniać. Moja córka ma dzisiaj 13 lat, a syn 10. Dogadaliśmy się. Dzieci przyzwyczaiły się do tego, iż wszystko robię szybko.
Kiedy były małe, musiałam się nauczyć też tego, iż nie zawsze jest tak, jak ja chcę. Wiele razy np. zaplanowaliśmy wyjazd na wakacje, na weekend, a dzień przed, okazało się, iż jedno z dzieci jest chore. I trzeba było odwołać wszystkie plany i zostać z nimi w domu. Inhalować, wstawać w nocy, mierzyć temperaturę. Znajdowałam i w tym radość. Takie sytuacje pokazały mi, iż dobrze jest przystosowywać się do tego, co jest i niczego nie żałować.
Justyna, mama 5- i 9-latka
Macierzyństwo nauczyło mnie, iż niczego nie da się zaplanować i przewidzieć. Dzieci uczą moim zdaniem pokory. Odwołane spotkanie, wyjście, wyjazd z powodu choroby i to w ostatniej chwili? Da się do tego przyzwyczaić, a choćby to zaakceptować. W sumie chyba żadna mama się tym nie przejmuje, bo skupia się na tym, co dzieje się z jej dzieckiem.
Justyna, mama 5- i 9-latka fot. archiwum prywatne
Bycie mamą dało mi też ogromne poczucie satysfakcji i poczucie, iż jestem dla kogoś całym światem (i to dosłownie). Nie ma lepszego lekarstwa po ciężkim dniu, niż te małe łapki, które po szkole i przedszkolu rzucają się na moją szyję. Myślę, iż macierzyństwo zmienia też priorytety. Uświadamiamy sobie, co jest naprawdę ważne. Jestem szczęśliwą mamą i nie zmieniłabym tego na nic innego. Chciałabym jednak podkreślić, iż nie krytykuję kobiet, które nie chcą mieć dzieci. Szanuję je za to, iż potrafią się do tego przyznać i nie robią czegoś, tylko dlatego, iż inni naciskają. Pamiętajmy, iż szczęśliwa mama, to szczęśliwe dziecko i odwrotnie.
Ola, ja, mama trzylatka
Doskonale pamiętam wszystkie "niedogodności" z pierwszych miesięcy macierzyństwa. Wiedziałam, iż będzie trochę nieprzespanych nocy, ale jedna, dwie, może trzy, a nie kilka tygodni ciągiem. Przez deprywację snu wpadłam też w karuzelę infekcji, z której wysiadłam dopiero po trzech miesiącach, z poharatanymi płucami i nerwobólem w klatce piersiowej. Codzienne rytuały, które z jednej strony były błogosławieństwem, ale czasem zamieniały się w dzień świstaka. Trzymanie na wodzy swoich emocji, gdy stałam twarzą w twarz ze zbuntowanym dwulatkiem, który jeszcze nie potrafił zapanować nad swoimi... na to nie da się przygotować.
Potem pojawił się pierwszy uśmiech, i kolejny, małe i większe sukcesy i nagle wszystkie bolączki jak ręką odjął. Uświadomiłam sobie, iż biorąc je na klatę, odciążam moje dziecko, które może skupić się na rozwoju, zdobywaniu nowych umiejętności - dorastaniu w kochającym otoczeniu, uważnym na jego potrzeby. Wszystkie te "niedogodności" ukształtowały też mój charakter. Nie chce mi się poświęcać energii na rzeczy, które kiedyś tygodniami zajmowały mi głowę. Szkoda mi czasu w kłótnie, które donikąd nie prowadzą. Nie dbam aż tak o to, co powiedzą inni. W domu nie zawsze musi być porządek. Można nie zrobić obiadu, a kupić gotowca i gwarantuję - policja nie przyjeżdża.
Nigdy nie płakałam tak bardzo, jak w pierwszych miesiącach. Ale też nigdy w życiu nie odczuwałam tak rozpierającego szczęścia i wzruszenia. Dzięki mojemu dziecku wszystkie emocje odczuwam na maksymalnym ustawieniu. Dopiero przy nim czuję, iż naprawdę żyję.
interesująca jestem, czy wy również możecie się podpisać pod powyższymi obserwacjami. A może macie zupełnie inne? Jak wygląda macierzyństwo waszymi oczami? jeżeli macie ochotę, zostawcie, proszę, komentarz pod spodem. Zachęcam też do udziału w sondzie.