Ewelina, no już co ty tam grzebiesz? zawołał Bartek, gdy w końcu wybiegła z domu. Chodzili do tej samej klasy. Spóźnimy się do szkoły!
Mama nalała mi gorącej herbaty, mało się nie oparzyłam odparła Ewka, śmiejąc się. Musiała ostygnąć. I nie spóźnimy się, niedaleko mamy!
Bartek i Ewelina byli sąsiadami, tylko płot ich dzielił. Ich rodzice żyli w zgodzie i choćby czasem żartowali, iż fajnie by było, gdyby dzieci kiedyś się pobrały w końcu przyjaźnili się od małego.
Bartek był jedynakiem u Jolanty i Jacka. Matka nie mogła się nim nachwalić dla niej był najmądrzejszy, najprzystojniejszy i najbardziej grzeczny. I rzeczywiście taki wyrósł. Ewelina była cicha i skromna, ale złota rączka już w liceum potrafiła szyć, robić na drutach i ugotować obiad, gdy mama była w pracy. Wiele nauczyła się od matki.
Nasz Bartek powinien wziąć Ewelinę za żonę mawiała stanowczo Jolanta do męża.
No tak, jak się pobiorą, to i płot rozwalimy, będziemy żyć jak jedna rodzina żartował Jacek.
We wsi wszyscy byli pewni, iż tak właśnie będzie Bartek ożeni się z Eweliną, przecież zawsze byli razem. Bartkowi Ewelina się podobała, ale bez szaleństwa za to przyjaźń była mocna. Ewelina też patrzyła na sąsiada z nadzieją.
Gdy byli w drugiej klasie liceum, do szkoły przyszła nowa uczennica Marianna. Bartek zakochał się od pierwszego wejrzenia. Ciemnowłosa, z dołeczkiem w brodzie i smutnymi oczami.
Marianna z matką Brygidą przyjechały do wsi z miasta. Smutek w oczach dziewczyny został po ojcu utonął, ratując tonącego chłopca z sąsiedztwa. Chłopca wyrzucił na brzeg, a sam nie dał rady wyjść. Później mówili, iż serce go wtedy zawiodło.
Po pogrzebie ukochanego taty Marianna nie mogła patrzeć na tamtego chłopca. Nie potrafiła tego przemilczeć.
Mamo, tak bardzo brakuje mi taty, iż czasem aż ciężko oddychać i nie mogę patrzeć na tego choćby nie wymieniała jego imienia.
Brygida też nie mogła znieść wspomnień, więc wynajęła mieszkanie w mieście, kupiła mały domek na wsi i uciekła z córką od bolesnych wspomnień.
Ewelina zaprzyjaźniła się z Marianną, a gdy poznała jej smutną historię, szczerze współczuła. Widziała, iż Bartek zakochał się w nowej, ale nie miała do nich żalu.
Czas mijał. Bartek chodził już z Marianną, ale miłość syna do przyjezdnej nie ucieszyła Jolanty.
Bartek, nieładnie oszukiwać uczucia i nadzieje Eweliny. Przecież jesteście razem od dziecka, a tu jakaś obca dziewczyna ci głowę zawróciła. Ewelina będzie dobrą żoną, a ta Marianna kto ją zna? Pewnie choćby garnka nie umyje, a Ewelina już gospodyni jak się patrzy!
Mamo, nic o Mariannie nie wiesz, po co tak mówisz? I Ewelina wie, iż nic jej nie obiecywałem. To ty sobie wymyśliłaś, iż mamy się pobrać.
Jacek milczał, ale gdy żona naciskała na syna, w końcu stanął w jego obronie:
Jolka, daj chłopakowi spokój. Sam zdecyduje, kogo chce poślubić. To jego życie.
Sam? I co, życie sobie zepsuje z tą przyjezdną, a ty mówisz, jakbyś nie był jego ojcem! To pewnie twoja matka ci mózgi wyprała.
Jacek miał już dość ciągłych kłótni między matką a żoną. Od początku teść nie zaakceptowała synowej, i tak się to ciągnęło żadna nie chciała pierwsza wyciągnąć ręki. choćby kiedyś rzuciła, iż wnuk nie jest podobny do jej syna. Dlatego Jacek nie mieszał się w życie Bartka, by znów nie zostać winnym.
Po maturze Bartek i Marianna postanowili się pobrać. Ojciec radził mu, by się nie śpieszył, ale Bartek się wkurzył.
Tato, zostawcie mnie wreszcie w spokoju! Kochamy się, wszystko przemyślałem. Tylko z Marianną będę szczęśliwy.
Wiedział, iż przy matce lepiej nie zaczynać tematu, więc postąpił po swojemu. Złożyli papiery w urzędzie i miesiąc później cicho się pobrali. Wrócili jako mąż i żona, stawiając wszystkich przed faktem.
Jolanta rozpętała awanturę:
Nie pozwolę, żeby jakaś przyjezdna przekroczyła próg mojego domu! i jeszcze wiele innych rzeczy wykrzyczała.
Bartek spakował rzeczy i wyprowadził się do domu Brygidy. Teściowa i zięć dogadywali się wzajemnie. Z rodzicami syn nie rozmawiał, a choćby na uroczystość złożenia przysięgi wojskowej ich nie zaprosił.
Bartek, przyjadę na twoją przysięgę obiecała żona, a on tylko się uśmiechnął. Naprawdę ją kochał.
Marianna dotrzymała słowa i przyjechała, zwłaszcza iż służył niedaleko, w sąsiednim województwie.
Bartek, jestem w ciąży. Będziemy mieli dziecko szepnęła wtedy.
Był jeszcze szczęśliwszy. choćby napisał do rodziców o radosnej nowinie, ale nie odpowiedzieli. Gdy urodził się syn, Marianna była zła, iż teściowa jej nie uznaje i z Brygidą się nie kontaktuje. Omijała dom Jolanty szerokim łukiem.
Czas mijał. Bartek wrócił z wojska. Po drodze wstąpił najpierw do rodziców w końcu Brygida mieszkała na końcu wsi. Tęsknił i myślał, iż oni też.
Ojej, synku! przywitała go czule matka. Wróciłeś! Siadaj, ojciec w pracy.
Nalała mu kieliszek, potem drugi. Bartek, który nie pił, a jeszcze zmęczony drogą, nie mógł odmówić. Gdy zobaczyła, iż już podchmielił, zaczęła:
Synku, okazuje się, iż ten chłopiec Marianny nie jest twój. Oszukała cię. Jak tylko wyjechałeś, przyjeżdżał do Brygidy jakiś młody chłopak. Ludzie gadali, iż to kuzyn, ale ja nie wierzę. Parę dni u nich siedział.
Mamo, co ty pleciesz? wściekł się.
Mówię ci, twój synek w ogóle nie jest do ciebie podobny. A do tamtego chłopaka bardzo.
Na trzeźwo Bartek nigdy by w to nie uwierzył, ale matka była sprytna. Wiedziała, jak wmówić mu swoje kłamstwa.
Gość, co? Bez mnie? Wkurzył się, wstał, wyciągnął ojca broń i wybiegł z domu.
Jolanta pognała za nim, przerażona,Bartek wrócił do Marianny i małego Jasia, uklęknął przed nimi z płaczem, a ona, choć zraniona, wyciągnęła do niego rękę, bo wiedziała, iż prawdziwa miłość wybacza choćby najcięższe błędy.