On jest ojcem tylko dla jednej z dwóch córek. Ale czy nasza mała nie ma serca?..
Kiedy wychodziłam za mąż za Wojtka, wiedziałam, iż ma już córkę z pierwszego małżeństwa. Nie ukrywał tego, wręcz przeciwnie — od razu uprzedził, iż nigdy nie porzuci dziecka i będzie pomagać, jak tylko może. Szanowałam to. W końcu dziecko nie jest winne, iż rodzicom nie wyszło. Nie protestowałam, nie rzucałam scen, nie wtrącałam się — myślałam, iż mężczyzna odpowiedzialny za swoją córkę, będzie takim samym tatą i dla naszej przyszłej.
Ale okazało się inaczej.
Gdy urodziła się Hania, myślałam z radością, iż teraz podzieli miłość na pół. Naprawdę dużo pracował, brał dodatkowe zlecenia, żeby nas utrzymać. Ale uwaga… cała uwaga szła tam, do tamtej rodziny. Każdą niedzielę — wyjeżdżał do starszej córki. Prezenty, spacery, kino, kawiarnie, zdjęcia w mediach z hashtagami #najlepszacoreczka. A nasza Hania? Praktycznie nie miała z nim kontaktu. Najwyraźniej nudził się z niemowlęciem. Tłumaczył się zmęczeniem, mówił, iż jeszcze za wcześnie, iż później, jak podrośnie — będzie się bawić, czytać, spędzać czas. Wierzyłam. Czekałam. Cierpiałam.
Ale czas płynął, a nic się nie zmieniało.
Gdy starsza poszła do szkoły, Wojtek zaczął dawać więcej na jej utrzymanie. Ja już wtedy też wróciłam do pracy, więc nie było to aż tak odczuwalne. Ale potem zaczęły się telefony. Zosia — bo tak miała na imię — sama zaczęła prosić. Raz — telefon za kilka tysięcy złotych, potem — modne buty, potem — kosmetyki, tablet, wyjazd nad morze. Była żona, muszę przyznać. nigdy go nie nękała. Ale córka gwałtownie zrozumiała, jak sterować ojcem. A on pozwalał. Czuł się winny. Pewnie za to, iż odszedł. I próbował to „kupować”.
Była żona choćby kilka razy się z nim kłóciła. Mówiła, iż rozpuści dziecko, iż nie można zastąpić miłości prezentami. Ale Wojtek tylko machał ręką: „Muszę choć tak wynagrodzić”. Tylko przed naszą córką jakoś tej winy nie czuł. Choć z Hanią nie spędzał czasu w ogóle.
Każde urodziny Zosi — wielkie święto. Balony, tort, profesjonalne zdjęcia. Każda niedziela — obowiązkowe spotkanie. Nigdy nie zabrał tam Hani. Mówił, iż Zosia będzie zazdrosna. Że nie warto psuć relacji. A co z uczuciami naszej Hani? Dlaczego można ją ignorować dla cudzych emocji?
Milczałam. Ale serce mi się ściskało. Nie pokazywałam Hani, jak bardzo boli, ale ona i tak wszystko widziała. Rosła w domu, gdzie ojciec jest… ale tylko na papierze. Jest obok — fizycznie. Ale nie sercem. Śpi na kanapie, grzebie w telefonie. rzuca kilka słów w ciągu dnia. A ona chce, żeby i ją wziął za rękę, zapytał o dzień, poczytał bajkę przed snem.
Teraz Zosia ma prawie szesnaście lat. Jej oczekiwania sięgają zenitu. Czasem aż mnie zatka. Wojtek nigdy nie odmawia — kupuje wszystko, o co tylko mrugnie. Telefony, kosmetyki, markowe ciuchy, zagraniczne wyjazdy. W tym roku — już dwa. A nas nie stać choćby na tygodniowy wypad nad polskie jezioro. Zawsze brak pieniędzy. Zmęczenie. Praca.
Latem Hania znowu została ze mną w mieście, gdy jej siostra poleciała za granicę. Wtedy puściły mi nerwy. Pierwszy raz powiedziałam wszystko. Nie z krzykiem. Ale z bólem. Że jest mi przykro. Że boli patrzeć, jak zapomina o naszej córce. Że dziecko, które dwa razy do roku leci na wakacje i dostaje najnowsze gadżety, nie może się czuć „pokrzywdzone”. A Hania… od trzech lat nie widziała morza. Nie dostała ani jednego prezentu bez okazji. Ale kocha tatę. Czeka na tatę. Wierzy, iż w końcu ją zauważy.
A on jest święcie przekonany, iż traktuje obie córki tak samo.
Coraz częściej myślę, iż może tylko rozwód otworzy mu oczy. Może wtedy zrozumie, iż Hania też ma uczucia. Że i ona zasługuje na ojca, a nie na cień leżący na kanapie. Tylko boję się. Bo wciąż go kocham. Ale nie mogę już patrzeć, jak nasza córka rośnie z pustką w sercu…