Jestem Zosia, nie Tola
Zosia promieniała z euforii — zdała wszystkie egzaminy! Może nie na same piątki, ale wystarczająco dobrze, by rodzice byli dumni. Otwierając drzwi domu, usłyszała znajomy głos mamy i… czyjś obcy, stłumiony, jakby z przeszłości. Dziewczyna wślizgnęła się cicho do swojego pokoju, nie chcąc przeszkadzać. Ale wtedy usłyszała:
— Mówię ci, Tatiano, ostatni raz… — ostro powiedziała mama.
Łomot w przedpokoju — to tato wrócił na obiad. Zosia wyjrzała na korytarz i spotkała wzrok kobiety w białym, zniszczonym chuścinie. Rysy twarzy wydały się boleśnie znajome. Gdzieś ją już widziała… Długo zapomniane wspomnienie ukłuło ją nagle i nieprzyjemnie. Ta kobieta z tym natrętnym, lepkim spojrzeniem. Ta, która kiedyś nazwała ją „Tolą”.
— Witaj, Tolu. Witaj, córeczko — powiedziała nieproszona gość.
— Idź już, Tatiano — spokojnie rzekł ojciec.
— Idę, idę… Do zobaczenia, siostrzyczko — rzuciła kobieta i wyszła.
Zosia stała oszołomiona.
— Tato, kto to był?
— Znajoma mamy.
— Ale nazwała ją siostrą.
— Dziewczyny czasem tak mówią… Pewnie.
Ale niespokojne spojrzenie matki i ciężka cisza w domu mówiły coś zupełnie innego. To nie była zwykła znajoma. To była część ich tajemnicy.
Kilka dni później Zosia znów spotkała Tatianę.
— No, witaj, Tolu — powiedziała, podchodząc blisko.
— Nie jestem Tola, jestem Zosia.
— A pamiętasz mnie?
— Nie wiem… Bywałaś u mamy.
— U mamy? Ja jestem twoją mamą, Toluniu… Prawdziwą…
Tatiana chwyciła ją za ręce. Mówiła gorączkowo, urywanymi zdaniami, błagalnie. I Zosia — sama nie wiedząc dlaczego — poszła z nią.
— No, wejdź, córeczko — kobieta zaprowadziła ją do starej izdebki. — Tu mieszkałaś, do dwóch lat… Pamiętasz?
Zosię zalała fala wspomnień: brudna podłoga, ogryzione niedopałki, ktoś krzyczy, kopie w drzwi, a malutka ona, zupełny szkrab, szuka czegoś do jedzenia na podłodze. Ktoś wpycha jej do ust brudne palce… A ona gryzie — aż do krwi. Strach. Łzy. Zimno. Tola… wtedy nazywano ją Tolą.
Ochrypły głos w pokoju wyrwał ją z otępienia:
— Tania, znowu się włóczyłaś? Przyniosłaś pieniądze?
Do środka wpadł pijany mężczyzna z zamglonymi oczami.
— A kto to tu u nas? To dla mnie prezent? — i wyciągnął rękę do Zosi.
Gwałtownie otworzyła torebkę, wyciągnęła pieniądze:
— Macie! Tylko już nie przychodźcie. Ani do nas, ani do mamy, ani do taty. Wszystko pamiętam. I wy jesteście dla mnie nikim.
— Tolu…
— Nazywam się Zosia!
Biegła do domu, dławiąc się łzami. W domu trzęsła się, dostała gorączki. Mama znalazła ją zapłakaną.
— Mamo, byłam u niej… Pamiętam… słoninę… brudne palce w ustach… ugryzłam…
— Córeczko moja… — matka kołysała ją, jak małe dziecko.
Potem opowiedziała. O tym, jak w domu dziecka były dwie siostry — Tatiana i Olga. Razem je adoptowano. Tania na początku była czuła, ale potem… się zmieniła. Palila, kradła, uciekła, a później wróciła — w ciąży. Dziecko było od nieznajomego. Rodzice wybaczyli. Olga, wtedy jeszcze studentka, zgodziła się pomóc… i zabrała malutką do siebie. Tola stała się Zosią. A Tatianę pozbawiono praw, a ona jeszcze i pieniędzy żądała za rezygnację.
Od tamtej pory Zosia stała się ich córką — z miłości i na papierze.
Tatiana czasem wracała. Płakała. Prosiła o przebaczenie.
— Tolu, córeczko…
— Jestem Zosia. Wybaczcie, ciociu Tanio.
Mama znosiła to cierpliwie.
— To moja rodzona siostra. Może ja jestem dla niej ostatnią nitką do normalnego życia…
Pewnego dnia przyszedł Henio, ten od brudnych palców.
— Tatiana jest w szpitalu. Jest jej źle.
Pojechali.
— Wybacz, córeczko — powiedziała już trzeźwa, blada Tatiana. — Dzięki, iż żyjesz. Dzięki, iż miałam ciebie… choć przez chwilę.
— Wszystko będzie dobrze. Żyj. My cię stąd wyciągniemy.
Ale nie przeżyła.
Później Zosia znów spotkała Henia. Był trzeźwy.
— Zerwałem z tym. Dzięki niej… wybacz, Tolu…
— Jestem Zosia.
— Wiesz… Ja nie jestem twoim ojcem, ale wiem, gdzie on jest. Pokazać?
Zaprowadził ją na grób przystojnego mężczyzny. Tam Zosię znalazła starsza kobieta.
— Ty jesteś jego córką?
— Chyba tak…
— Ja jestem twoją babcią…
Od tamtej pory Zosia ma dwa groby. I dwa życia: jedno, od którego uciekła. I drugie, w którym wyrosła.
Odwiedza tych, którzy dali jej życie. Opowiada im o sobie. Obiecuje żyć godnie — i dotrzymuje tej obietnicy.