**Dzisiejszy wpis w pamiętniku**
Świat wydawał się jaśniejszy, gdy Agnieszka wróciła ze szkoły, dumna ze swoich ocen. Może nie same piątki, ale wystarczająco, by rodzice się uśmiechnęli. Gdy otwierała drzwi, usłyszała głos matki i… kogoś jeszcze. Obcy, głuchy głos, jakby wyciągnięty z przeszłości. Wślizgnęła się po cichu do pokoju, nie chcąc przeszkadzać.
— Mówię ci ostatni raz, Danuto — ostro powiedziała mama.
W sieni rozległ się stuk — ojciec wracał na obiad. Agnieszka wyjrzała i zobaczyła kobietę w zniszczonej, białej chustce. Jej twarz wydała się dziwnie znajoma. Gdzieś ją widziała… Przypomniała sobie tamten dzień, gdy obca kobieta nazwała ją „Danką”.
— Witaj, Danko. Witaj, córeczko — powiedziała nieproszona gość.
— Idź już, Danuto — rzucił ojciec, spokojnie, ale stanowczo.
— Idę, idę… Do zobaczenia, siostrzyczko — odparła i wyszła.
Agnieszka stała jak wryta.
— Tato, kto to był?
— Znajoma mamy.
— Nazwała ją siostrą.
— Dziewczyny czasem tak mówią… Pewnie żart.
Ale matczyne spojrzenie i ciężka cisza mówiły coś innego. To nie była zwykła znajoma. To był ich sekret.
Kilka dni później Agnieszka znów spotkała Danutę.
— No, cześć, Danko — powiedziała kobieta, podchodząc blisko.
— Nie jestem Danka, jestem Agnieszka.
— Pamiętasz mnie?
— Nie… Bywałaś u mamy.
— U mamy? Ja jestem twoją matką, Danko… Prawdziwą…
Danuta złapała ją za ręce. Mówiła gorączkowo, urywanymi zdaniami, błagająco. I Agnieszka — sama nie wiedząc czemu — poszła za nią.
— Wejdź, córeczko — kobieta wprowadziła ją do małej, zaniedbanej izby. — Tu mieszkałaś, do dwóch lat… Pamiętasz?
Ogarnęła ją fala wspomnień: brudna podłoga, niedopałki, krzyki, kopanie w drzwi, a ona, malutka, szuka czegoś do jedzenia. Ktoś wsadza jej brudne palce do ust… Gryzie, aż krew płynie. Strach. Płacz. Zimno. Wtedy nazywano ją Danką.
Gruby głos wyrwał ją z zadumy:
— Danusia, znowu się włóczyłaś? Pieniądze masz?
Do pokoju wszedł pijany mężczyzna o zamglonych oczach.
— A to co? Podarek dla mnie? — sięgnął po Agnieszkę.
Wyciągnęła portfel i rzuciła banknoty:
— Macie! Tylko więcej nie przychodźcie. Do nas, do mamy, do taty. Wszystko pamiętam. Wy mi… jesteście obcy.
— Danko…
— Nazywam się Agnieszka!
Biegła do domu, dławiąc się łzami. W domu trzęsła się, dostała gorączki. Mama znalazła ją płaczącą.
— Mamo, byłam u niej… Pamiętam… słoninę… brudne palce w ustach… ugryzłam…
— Dziecko moje… — matka kołysała ją jak niemowlę.
Potem opowiedziała całą prawdę. O domu dziecka, gdzie były dwie siostry — Danuta i Irena. Adoptowano je razem. Danusia początkowo była dobra, ale potem się zmieniła. Palila, kradła, uciekła, wróciła w ciąży. Nie wiadomo, od kogo dziecko. Rodzice wybaczyli. Irena, wtedy studentka, zabrała dziewczynkę. Danka stała się Agnieszką. Danutę pozbawiono praw, a ona i tak żądała pieniędzy.
Od tamtej pory Agnieszka była ich córką — z miłości i na papierze.
Danuta czasem wracała. Płakała. Prosiła o wybaczenie.
— Danko, córeczko…
— Jestem Agnieszka. Wybacz, ciociu Danuto.
Mama znosiła to cierpliwie.
— To moja siostra. Może ja jestem jej ostatnią szansą na normalność…
Pewnego dnia przyszedł Zdzisiek, ten od brudnych palców.
— Danuta w szpitalu. Źle z nią.
Pojechali.
— Wybacz, córeczko — szepnęła już trzeźwa, blada Danuta. — Dziękuję, iż żyjesz. Dzięki tobie… miałam choć trochę dobra.
— Wszystko będzie dobrze. Wytrzymaj. Pomożemy.
Nie wytrzymała.
Później Agnieszka spotkała Zdzisia trzeźwego.
— Rzuciłem picie. Dzięki niej… wybacz, Danko…
— Jestem Agnieszka.
— Wiesz… Nie jestem twoim ojcem, ale wiem, gdzie on. Pokażę?
Zaprowadził ją na grób przystojnego mężczyzny. Tam spotkała starszą kobietę.
— Jesteś jego córką?
— Chyba tak…
— Jestem twoją babcią…
Od tamtej pory Agnieszka ma dwa groby. I dwa życia: jedno, od którego uciekła, i drugie — to, w którym dorosła.
Odwiedza tych, którzy dali jej życie. Mówi im o sobie. Obiecuje żyć godnie — i dotrzymuje słowa.
**Dzisiejsza lekcja:** Czasem przeszłość boli, ale to ona nas ukształtowała. Nie uciekaj od niej — naucz się z nią żyć.