Dzisiaj znów czuję się jak służąca, choć jestem w ciąży – nikogo to nie obchodzi.
Mieszkam w małym miasteczku pod Wrocławiem, gdzie poranne mgły spowijają stare kamienice. Mam dwadzieścia siedem lat, a moje życie stało się niekończącą się służbą innym. Nazywam się Kinga Wiśniewska, jestem żoną Marcina i za kilka miesięcy urodzimy dziecko. Ale mój kruchy świat rozpada się pod ciężarem teściowej i jej rodziny, dla których jestem tylko darmową pomocą domową. Mieszkamy w trzypokojowym mieszkaniu należącym do babci Marcina, i to stało się moją klątwą.
**Miłość, która okazała się pułapką.**
Poznałam Marcina, gdy miałam dwadzieścia trzy lata. Był troskliwy, miał łagodny uśmiech i marzył o rodzinie. Pobraliśmy się po roku i byłam w siódmym niebie. Jego babcia, Halina Janowska, zaproponowała nam mieszkanie u siebie, dopóki nie stanęliśmy na własnych nogach. Zgodziłam się, myśląc, iż to tymczasowe, iż będziemy budować swoje życie. Zamiast tego wpadłam w pułapkę, w której moją rolą jest sprzątać, gotować i milczeć.
Mieszkanie jest duże, ale ciasne od ludzi. Halina mieszka z nami, a jej córka, ciotka Marcina – Justyna – z dwójką dzieci przychodzi prawie codziennie. Uważają to mieszkanie za swoje, a mnie za część wystroju. Od pierwszego dnia teściowa dała mi do zrozumienia: „Kinga, jesteś młoda, więc się krzątaj”. Myślałam, iż zaskarbię ich sympatię, ale ich obojętność i wymagania rosną z każdym dniem.
**Niewolnictwo w czterech ścianach.**
Moje życie to niekończący się cykl sprzątania i gotowania. Rano myję podłogi, bo Halina nie znosi kurzu. Potem robię śniadanie dla wszystkich: dla niej kaszę, dla Marcina jajecznicę, a gdy przychodzi Justyna z dziećmi – naleśniki albo kanapki. W ciągu dnia obieram warzywa, gotuję rosół albo smażę kotlety, bo „goście” są głodni. Wieczorem czeka mnie góra naczyń i nowe polecenia: „Kinga, obierz ziemniaki na jutro”. Moja ciąża, moje mdłości, moje bolące nogi – nikogo to nie obchodzi.
Halina wydaje rozkazy jak generał: „Zupa jest przesolona”, „Zasłony źle wyprane”. Justyna dodaje: „Kinga, zajmij się moimi dziećmi, ja jestem zajęta”. Jej dzieci, hałaśliwe i rozpieszczone, rozrzucają zabawki i brudzą kanapy, a ja sprzątam, bo „to rodzina”. Marcin, zamiast mnie wesprzeć, mówi: „Mamo, nie sprzeczaj się z babcią, jest starsza”. Jego słowa bolą jak zdrada. Czuję się jak niewolnica w domu, który nigdy nie będzie mój.
**Ciąża pod ostrzałem.**
Jestem w szóstym miesiącu, a moje zdrowie to nie żarty. Mdłości nie dają mi spokoju, bolą mnie plecy, a zmęczenie powala. Ale teściowa patrzy na mnie z wyrzutem: „Za moich czasów kobiety rodziły w polu i pracowały do końca”. Justyna się śmieje: „Kinga, nie przesadzaj, ciąża to nie choroba”. Ich obojętność mnie zabija. Boję się o dziecko – stres, brak snu i nieustanna praca odbijają się na nim. Wczoraj omal nie upadłam, niosąc wiadro wody, ale nikt choćby nie zapytał, jak się czuję.
Próbowałam rozmawiać z Marcinem. Płakałam, gdy mówiłam: „Nie daję już rady, jestem w ciąży, jest mi ciężko”. Przytulił mnie, ale odpowiedział: „Babcia dała nam mieszkanie, wytrzymaj”. Wytrzymać? Jak długo jeszcze? Nie chcę, by moje dziecko urodziło się w domu, gdzie jego matka jest służącą. Chcę spokoju, troski, ale dostaję tylko pretensje i stertę brudnych talerzy.
**Ostatnia kropla.**
Wczoraj Halina oświadczyła: „Kinga, powinnaś być wdzięczna, iż mieszkasz w moim mieszkaniu. Pracuj, bo was wyrzucę”. Justyna dodała: „Tak, synowa powinna się starać, a nie narzekać”. Stałam, ściskając ścierkę, i czułam, jak coś we mnie pęka. Moje dziecko, moje zdrowie, moje życie – dla nich to nic nie znaczy. Marcin, jak zwykle, milczał. To było już za wiele. Nie chcę być ich sprzątaczką, ich kucharką, ich cieniem.
Postanowiłam odejść. Zaczęłam oszczędzać, szukam wynajmu – choćby pokoju w akademiku. Nie urodzę w tym piekle. Moja przyjaciółka Ola mówi: „Zabieraj Marcina i uciekaj, póki możesz”. A co, jeżeli on wybierze babcię zamiast mnie? jeżeli zostanę sama z dzieckiem? Strach mnie paraliżuje, ale wiem – nie wytrzymam tu ani miesiąca dłużej.
**Moje wołanie o pomoc.**
To mój krzyk o prawo do godności. Halina, Justyna, ich żądania niszczą mnie. Marcin, którego kocham, stał się częścią tego systemu, a to łamie mi serce. Moje dziecko zasługuje na matkę, która się uśmiecha, a nie płacze nad zlewem. W wieku dwudziestu siedmiu lat chcę żyć, nie tylko przetrwać. choćby jeżeli ucieczka będzie trudna, zrobię to dla siebie i dziecka.
Nie wiem, jak przekonać Marcina, skąd wziąć siłę, by odejść. Ale jedno wiem na pewno – nie zostanę w domu, gdzie moja ciąża jest tylko przeszkodą. Niech Halina mieszka sama, niech Justyna znajmie inną służącą. Jestem Kinga i wybiorę wolność, choćby jeżeli złamie mi serce.