Jestem darmową sprzątaczką i kucharką — nikogo nie obchodzi moja ciąża.

newskey24.com 2 dni temu

Mam 27 lat i jestem darmową sprzątaczką oraz kucharką – moja ciąża nikogo tu nie obchodzi.

W małym miasteczku pod Poznaniem, gdzie poranne mgły owijają stare domy, moje życie zamieniło się w niekończącą się służbę cudzym zachciankom. Nazywam się Kinga, jestem żoną Michała, i za kilka miesięcy zostaniemy rodzicami. Jednak mój kruchy, ciążowy świat wali się pod naporem teściowej i jej rodziny, dla których jestem tylko darmową pomocą domową. Mieszkamy w trzypokojowym mieszkaniu należącym do babci Michała, i to stało się moim przekleństwem.

**Miłość, która wciągnęła mnie w pułapkę**

Gdy poznałam Michała, miałam 23 lata. Był troskliwy, miał łagodny uśmiech i marzenia o rodzinie. Pobraliśmy się po roku, a ja byłam w siódmym niebie. Jego babcia, Halina Stanisławowska, zaproponowała, żebyśmy zamieszkali w jej przestronnym mieszkaniu, dopóki nie stanę na własne nogi. Zgodziłam się, myśląc, iż to tymczasowe i iż będziemy budować wspólne życie. Zamiast przytulnego azylu, trafiłam w pułapkę, gdzie moim zadaniem jest sprzątać, gotować i milczeć.

Mieszkanie jest duże, ale ciasne od ludzi. Halina Stanisławowska mieszka z nami, a jej córka, ciotka Michała, Beata, z dwójką dzieci przychodzi niemal codziennie. Oni uważają to mieszkanie za swoje, a mnie – za część wyposażenia. Od pierwszego dnia teściowa dała mi jasno do zrozumienia: „Kinga, jesteś młoda, więc się krzątaj”. Myślałam, iż zdołam ich zadowolić, iż zasłużę na ich sympatię, ale ich obojętność i wymagania rosną z każdym dniem.

**Niewolnictwo pod ich dachem**

Moje życie to niekończący się cykl sprzątania i gotowania. Rano myję podłogi, bo Halina nie znosi kurzu. Potem szykuję śniadanie dla wszystkich: dla niej – owsiankę, dla Michała – jajecznicę, a gdy przychodzi Beata z dziećmi – jeszcze naleśniki albo kanapki. W południe obieram warzywa, gotuję żurek, smażę kotlety, bo „goście” chcą jeść. Wieczorem – góra naczyń i nowe polecenia: „Kinga, obierz ziemniaki na jutro”. Moja ciąża, moje mdłości, moje zmęczone nogi – nikogo to nie obchodzi.

Halina Stanisławowska komenderuje jak generał: „Zupę przesoliłaś”, „Firanki źle wyprałaś”. Beata dopowiada: „Kinga, zajęłabyś się moimi dziećmi, ja jestem zajęta”. Jej dzieci, hałaśliwe i rozpieszczone, rozrzucają zabawki, brudzą kanapy, a ja sprzątam po nich, bo „to przecież rodzina”. Michał, mój mąż, zamiast mnie wspierać, mówi: „Mamo, nie kłóć się z babcią, ona jest starsza”. Jego słowa bolą jak zdrada. Czuję się jako służąca w domu, który nigdy nie będzie mój.

**Ciąża pod ostrzałem**

Jestem w szóstym miesiącu, a moje samopoczucie to nie tylko słowa. Mdłości dokuczają mi, bolą plecy, a zmęczenie powala. Ale teściowa patrzy na mnie z wyrzutem: „Za moich czasów rodziły w polu i pracowały do ostatniej chwili”. Beata śmieje się: „Oj, Kinga, nie przesadzaj, ciąża to nie choroba”. Ich obojętność zabija. Boję się o dziecko – stres, brak snu, nieustanna praca nie pozostają bez wpływu. Wczoraj o mało nie upadłam, gdy niosłam wiadro z wodą, ale nikt choćby nie zapytał, jak się czuję.

Próbowałam rozmawiać z Michałem. Łzy płynęły, gdy powiedziałam: „Nie daję rady, jestem w ciąży, jest mi ciężko”. Przytulił mnie, ale odparł: „Babcia dała nam mieszkanie, wytrzymaj”. Wytrzymać? Jak długo jeszcze? Nie chcę, żeby moje dziecko urodziło się w domu, gdzie jego matka to służąca. Chcę spokoju, troski, opieki, a dostaję tylko wyrzuty i stos brudnych naczyń.

**Ostatnia kropla**

Wczoraj Halina Stanisławowska oznajmiła: „Kinga, powinnaś być wdzięczna, iż mieszkasz w moim mieszkaniu. Pracuj, bo was wyrzucę”. Beata dodała: „No tak, synowa ma się starać, a nie marudzić”. Stałam, ściskając ścierkę, i czułam, iż coś we mnie pęka. Moje dziecko, moje życie, moje zdrowie – dla nich to nic nie znaczy. Michał, jak zwykle, milczał, i to mnie dobiło. Nie chcę być ich sprzątaczką, ich kucharką, ich cieniem.

Postanowiłam odejść. Zacznę oszczędzać, znajdę wynajmowany pokój, choćby jeżeli będzie to kawalerka w bloku. Nie mogę rodzić w tym piekle. Moja przyjaciółka Ola mówi: „Zabieraj Michała i uciekaj, póki czas”. Ale co, jeżeli on wybierze babcię, a nie mnie? Co, jeżeli zostanę sama z dzieckiem? Strach paraliżuje, ale wiem jedno – nie wytrzymam kolejnych miesięcy tej niewoli.

**Moje wołanie o pomoc**

Ta historia to mój krzyk o prawo do bycia człowiekiem. Halina Stanisławowska, Beata i ich ciągłe żądania niszczą mnie. Michał, którego kocham, stał się częścią tego systemu, i to łamie mi serce. Moje dziecko zasługuje na matkę, która się uśmiecha, a nie płacze nad zlewem. W wieku 27 lat chcę żyć, a nie tylko przetrwać. choćby jeżeli ucieczka będzie trudna, zrobię to dla siebie i dla mojego dziecka.

Nie wiem, jak przekonać Michała, jak znaleźć siłę, by odejść. Ale jedno wiem na pewno – nie zostanę w tym domu, gdzie moja ciąża jest tylko przeszkodą. Niech Halina Stanisławowska mieszka w swoim mieszkaniu, niech Beata poszuka innej służącej. Ja jestem Kingą i wybieram wolność – choćby jeżeli będzie to oznaczało złamane serce.

Idź do oryginalnego materiału