Jeszcze nie zdążyła zaparzyć kawy, gdy przyszedł komunikat ze żłobka
Moja przyjaciółka opowiedziała mi ostatnio o pewnej sytuacji, która wydarzyła się w żłobku jej córki, Lidki. Dzień zaczął się, jak zawsze. Marta wstała, była jeszcze w szlafroku, z rozczochranymi włosami i sięgała po kubek, licząc na tę jedną spokojną chwilę z kawą. I wtedy – pik. Powiadomienie na telefonie. Wiadomość ze żłobka.
"U dzieci zauważono ugryzienia. Podejrzenie pluskiew. Prosimy nie przyprowadzać dzieci do żłobka".
"Co?!" – powiedziała, patrząc na ekran z niedowierzaniem. Pluskwy? W żłobku? Marta zamarła i postanowiła do mnie zadzwonić. Opowiadała mi, iż momentalnie włączył się jej tryb alarmowy, a w głowie miała chaos. Przed oczami obrazy: Lidka leżąca na materacyku, bawiąca się pluszową żabką, przytulająca się do swojej ulubionej poduszeczki… A tam, być może, pełzające pasożyty?!
"Przepraszam bardzo, ale co to ma być?" – powtarzała mi, a głos jej drżał.
"To jest państwowa placówka, w XXI wieku, do której z pełnym zaufaniem oddaję swoje dziecko. Gdzie jest sanepid? Gdzie jest BHP? Czy ktoś tam w ogóle sprawdza, na czym te dzieci śpią?! Czy ktoś dba o czystość?".
Emocje sięgnęły zenitu...
Marta była wściekła. I jednocześnie przerażona. Nie wiedziała, jak długo te insekty mogły być obecne w placówce. Nie wiedziała, czy Lidka już ma ugryzienia – oglądała ją później od stóp do głów. Wiedziała jedno: to było absolutnie nie do przyjęcia.
"To są pasożyty, które żywią się ludzką krwią. I mogą już być u nas w domu!" – powiedziała mi przerażona.
Marta od razu zaczęła szukać informacji: co robić, jeżeli dziecko miało kontakt z pluskwami? Czy wystarczy wyprać rzeczy w 60 stopniach? Czy trzeba zamówić firmę do dezynsekcji? Czy już umawiać się do dermatologa, zanim pojawią się zmiany skórne?
Była roztrzęsiona. Powtarzała mi w kółko: "Wiem, iż dzieci chorują, iż zdarzają się wirusy, przeziębienia, ale to? Tego nie powinno być. To zwykłe zaniedbanie".
I wiecie co? Ma rację. Bo dzieci nie potrafią się bronić. Dlatego my, dorośli – choćby z telefonem w jednej ręce i niedopitą kawą w drugiej – musimy to robić za nie. Bo jeżeli my nie zareagujemy, to kto? jeżeli my nie postawimy granic, nie zażądamy odpowiedzi, nie zadbamy o bezpieczeństwo naszych dzieci, to nikt tego nie zrobi. A przecież nie po to prowadzimy je do żłobka z myślą, iż są tam bezpieczne, żeby potem zastanawiać się, czy nie przyniosły nam do domu pluskiew.